sobota, 5 listopada 2022

Od Balthazara — non gratae

Srebrzona obręcz na ogonie zagrzechotała raz, gdy odbiła się o podłogę wręcz bezgłośnym stuknięciem. Za drugim  opadła z nieco większą siłą; metal zdołał ozwać się nieśmiało, ale posadzka stłumiła ostre dźwięki. Natomiast za trzecim strzeliła w powietrzu na taką wysokość, że kiedy runęła na panele, to aż zaterkotała na drewnie i ostatecznie w paskudnych dźwiękach obnażyła tłumione oburzenie. 
Demon stał przed segmentem od momentu; nerwowo rzucał ogonem, marszczył nos i z iskrą gniewu w czerwonych ślepiach obarczał swoim zainteresowaniem książkę wciśniętą w rząd sobie podobnych. Przyglądał się grzbietowi, z wielkim zaangażowaniem wpatrywał się w napis naniesiony na skórze; skręcone znaczki, ni to kłębiące się w zawiłe sznurki, ni to niosące słowo — słowo niewątpliwie na p, chociaż zewsząd otoczone przez k. Na górze, na dole, z lewa i z prawa, od ka do nawet kz, wszystko ułożone w odpowiednim układzie, w harmonii, która została tak bezczelnie uszkodzona, tak oszpecona przez to samotne p.
Wyciągnął więc to p z szeregu, drugą ręką naraz resztę prostując o przerwę; karteczka w gwałtownym ruchu wypadła spomiędzy stron, ale nim zleciała, to znikąd podrzuciła nią siła, tak że uniosła się na wysokość oczu demona. 
— Aha! — chwycił świstek pazurami. — Williamie! Sprawdź mi proszę, kto brał ten numer.

1 komentarz:

  1. Ha ha! Wspaniałe opowiadanie , maciusiu , super!! Szort... Pozdrawiamy z rodzinką ;))

    OdpowiedzUsuń