piątek, 18 listopada 2022

Od Williama cd. Kaneshyi

     Biblioteka. Dotychczas było to takie swego rodzaju bezpieczne miejsce dla niego. Zawsze mógł zaznać tam trochę ciszy i spokoju. Zazwyczaj nikt nie przeszkadzał mu, jak czytał czy pisał. Oczywiście pracując jako bibliotekarz, musiał czasem pomóc komuś, ale nie przeszkadzało mu to. Lubił to robić. Do tego dzięki tej pracy miał prawo przebywać w bibliotece, kiedy tylko miał na to ochotę. Dlatego też spotkanie tam huraganu energii w postaci rudowłosej dziewczyny, nie było czymś, czego się spodziewał.
— A ty znowu się tu kisisz? — głos Alyii doszedł do jego uszu.
— Jakby na to nie patrzeć jestem bibliotekarzem. To moje miejsce pracy. Do tego całkiem lubię tu przebywać — uśmiechnął się życzliwie.
— Jest taki piękny dzień! Słońce świeci, nie pada, ptaki śpiewają. Powinieneś wyjść na spacer czy coś! A nie tylko ciągle tu siedzieć — drążyła dalej.
— Naprawdę nie masz się czym martwić. Dobrze mi tak jak jest. Siedzenie w bibliotece jest naprawdę przyjemne — zamknął książkę, którą wcześniej czytał, widząc, że ta rozmowa tak szybko się nie skończy i nie powróci do lektury.
— A pomógłbyś mi znaleźć książkę? Mam na kartce zapisaną nazwę — nagła zmiana tematu była dość niespodziewana i podejrzewał, że mogło być w tym coś więcej, ale na razie postanowił nic nie mówić o tym.
— Nie ma problemu. Tylko prosiłbym o tę nazwę — od razu w jego rękach znalazła się zmięta karteczka.
Wstał i ruszył na poszukiwania. I to był błąd. Zaraz poczuł, jak zostaje wypchnięty za drzwi biblioteki, a następnie za pomocą mocnego uścisku na nadgarstku, zaciągnięty do drzwi wyjściowych. Kiedy znalazł się za ich progiem, w jego ręce została wepchnięta książka, którą wcześniej czytał. Nawet nie zauważył, kiedy dziewczyna ją zgarnęła.
— Masz tu swoją książkę i papa. Masz iść na spacer. Nacieszyć się pogodą, pooddychać świeżym powietrzem. Nie ma kiszenia się wiecznie w zamkniętych pomieszczeniach. Nie na mojej warcie. Miłego spaceru, do później! — dziewczyna trzasnęła drzwiami z uśmiechem.
Przez chwilę stał tak, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Nadal był w szoku przez to, co przed chwilą się wydarzyło. W życiu nie spodziewał się, że zostanie dzisiaj wyrzucony za drzwi. Ale chyba wolał nie ryzykować prób powrotu do środka. Coś miał przeczucie, że Alyia szybko by to odkryła i uzyskałby tylko powtórkę z rozrywki.
— A tu masz coś, abyś nie przeziębił się — nawet nie zdążył zobaczyć rudowłosej, ponieważ w tym samym momencie dostał w twarz płaszczem… jego płaszczem. Nawet nie pytał jakim cudem znalazł się on w rękach dziewczyny. Zresztą i tak, by nie zdążył, bo zaraz znowu usłyszał trzask drzwi.
Westchnął i po prostu włożył na siebie płaszcz. W sumie po początkowym szoku musiał przyznać, że zaczął odczuwać lekkie zimno. Był wdzięczny, że mimo wyrzucenia go na dwór, Alyia, chociaż pomyślała o tym, że mimo słońca nie było aż tak ciepło.
— Czyli dzisiaj czas na spacer. Niech będzie. Chociaż książkę mam — wymamrotał do siebie.
Powolnym krokiem ruszył przed siebie. Sam nawet nie wiedział, gdzie dokładnie szedł. Postanowił po prostu zdać się na los. Otworzył książkę na stronie, na której skończył i zagłębił się w lekturze. Jedynie co jakiś czas zerkał przed siebie, aby przypadkiem nie wpaść na coś albo – co gorsza – na kogoś. Z czasem coraz bardziej pogrążał się w historii, zapominając o wszystkim wokół. Nawet nie wiedział, kiedy znalazł się w lesie na polanie, dopóki do jego uszu nie doszedł czyiś głos:
— Jeśli książka, którą czytasz, jest dobra, daruję ci tę łanię — za nic w świecie nie spodziewałby się mężczyzny wychodzącego z krzewów. — Jeżeli nie... będziesz musiał za nią pobiec.
— Ja… Przepraszam — momentalnie zrobiło mu się głupio. Nie chciał nikomu przeszkadzać, a przez to, że nie zwracał uwagi na otoczenie, właśnie udaremnił polowanie. Zamknął książkę i przycisnął ją do piersi. — A co do książki… to kwestia sporna. Nie powinienem wypowiadać się na temat tego, czy jest dobra, czy nie. Została ona napisana przez mojego tatę — speszył się lekko i krzywo uśmiechnął. — Chwila… Kojarzę cię… — próbował przypomnieć sobie, skąd znał twarz mężczyzny. — Kaneshya. Też jesteś z gildii. Erishio, tym bardziej bardzo przepraszam — spuścił głowę. — Jeżeli trzeba, to mogę pomóc! Co nieco umiem w kwestii strzelania z łuku, co prawda nie jest to nic specjalnego i dawno nie trenowałem, ale i tak chciałbym ci to jakoś wynagrodzić.

Kaneshya?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz