wtorek, 15 listopada 2022

Od Mattii cd. Salomei

— Z racji klimatu Sallandiry, najwięcej czasu poświęciłem procesowi estywacji u organizmów wodnych. Hibernacja, choć jak na razie nie znaleziono między tymi dwoma stanami specjalnych różnic, jest mi znana raczej od strony teoretycznej — powiedział Pankracy, częstując się ciastkiem w kształcie ryby, a następnie podsuwając paterę Mattii.
Astrolog skinął głową w podzięce, zgarnął sobie słodką ośmiornicę. Przelotnie zastanowił się nad tym, czy po powrocie z Sallandiry jego ubrania nie będą czasem potrzebowały wstawek materiału wszytych w strategiczne miejsca. Chociażby na brzuchu. Możliwe, że w końcu czekałby go los, w którym upodobniłby się kształtem ciała do sayyida wody.
— Niemniej jednak – wspominałeś, że nawet, gdy jeziora są zamarznięte, a ryby powinny hibernować, rybacy nadal łowią w nich ryby?
— Tak, to prawda. Jednak jest to dużo bardziej czasochłonny proces, słyszałem też że błystki muszą być o wiele bardziej kolorowe i żywe.
— Hm, czyli ich sen jest mimo wszystko czujny…
Znajdowali się w prywatnej posiadłości braci, do której Mattia został zaproszony i – rzecz jasna – z owego zaproszenia skorzystał. Teraz, gdy całość nie tonęła już w powodzi iluzji, astrolog miał okazję zobaczyć wnętrza sallandirskiej rezydencji. Dobrze, że wcześniej spędził tyle czasu w Wieży Arcymaga, zaś Salomea oprowadziła go po miriadzie pomieszczeń o najprzeróżniejszym przeznaczeniu. Dzięki temu Mattia zachwycał się tyle, ile było to potrzebne, a jego wzrok biegł tam, gdzie astrolog chciałby, aby biegł, a nie wszędzie, gdzie były jakieś egzotyczne błyskotki.
— Czy to w takim razie nie przeczy nieco tej historii, którą nam opowiedziałeś? O tym człowieku, którego wyłowiono zamrożonego z jeziora, i który wrócił do życia? — Euclio też poczęstował się ciastkiem, spojrzał na Mattię ściągnąwszy nieco brwi.
— Człowiek raczej nie jest przyzwyczajony do hibernacji — wtrąciła Salomea. — Jednak to niezwykłe, że nawet tak złożony organizm był w stanie przetrwać zatrzymanie funkcji życiowych.
— Ryby to również bardzo złożone organizmy — Pankracy zmarszczył brwi.
— Ale ten stan pozornej śmierci… Do tej pory słyszałem o takich przypadkach będących wynikiem działania magii, nie zaś warunków przyrody.
Mattia upił niewielki łyk z fantazyjnie wygiętej filiżanki, pozwolił kobiecie przejąć stery rozmowy. Do tej pory to on opowiadał o przeróżnych fenomenach obserwowanych w jego mroźnej ojczyźnie, z wprawą łapiąc w swoje sieci zarówno zainteresowania Pankracego, jak i Euclio, teraz zaś Salomea brała na swe barki bardziej teoretyczne aspekty, pozwalając braciom gładko płynąć w stronę intelektualnych dywagacji. Ich myśli krążyły wokół odciętych od świata, lodowatych jezior o niezbadanych głębinach, rozważały wpływ, jaki niska temperatura miała na ciało człowieka. Co jakiś czas któryś z braci przebąkiwał, że interesującym byłoby zobaczyć to wszystko na własne oczy, ale byłaby to daleka wyprawa, zaś obowiązki sayyida… Ale gdyby wysłać tam ludzi, gdyby mogli coś zbadać. Wyprawa byłaby trudna, niemniej jednak…
Euclio zerkał wtedy na Salomeę – mimo utraty daru magii kobieta utrzymała swój status rasaahira, a to samo w sobie pozwalało snuć domysły, jaką to wiedzą dysponowała, skoro tak skupiony na magii i utylitarny Serafin postanowił ją przy sobie zatrzymać. Wyprawa byłaby trudna, ale arcymag miał już jakiś kontakt w śnieżnej i dalekiej Iferii, może dysponował większą wiedzą, może mógłby pomóc… Egzotyczny astrolog byłby dobrym mediatorem, jego słowa obłaskawiłyby arcymaga… Warto byłoby, by Serafin, mimo swego wygnania, pozostał na stanowisku arcymaga.
Mattia uśmiechnął się pod nosem, odczytując z twarzy Euclio to, czego nie wypowiedziały jego słowa, i obrócił w dłoni filiżankę. Tak, wszystko układało się po jego myśli.


Nie czynił tajemnicy z tego, kogo odwiedzał, zaś plotki roznosiły się z prędkością burzy piaskowej. Mattia był przekonany, że Bollvig nie pozostanie obojętny widząc, że na planszy pojawił się ktoś nowy, i że egzotyczny gracz na wstępie zgarnia pod swe wpływy ważne pionki. Skoro Bollvig miał być śliskim ślimakiem, który zmieniał barwy w zależności od tego, skąd wiał wiatr, nie powinien pozostać obojętnym na coś takiego. Nawet, jeśli w jego Wieży było coś, co zajmowało uwagę sayyida bez reszty.
Poranek upływał im we trójkę – Isidoro wyruszył wraz Serafinem na pustynię, Mattia zaś mimowolnie zerkał na poduszkę, na której jego brak zwykł siadać, a w jego spojrzeniu krył się smutek zmieszany z obawą.
Akshan dołączył nieco spóźniony. Gdy siadał, w dłoni błysnął jakiś papier.
— Spójrzcie na pieczęć — koperta zakołysała się w śniadych palcach.
— Wieża Ognia?
— Mhm — Akshan złamał pieczęć, zaczął wydobywać list. Równocześnie z patery sfrunęło nieco owoców, wylądowało na jego talerzu. — O co zakład, że koniecznie chce poznać paszę z dalekich krain?
— O nic, dokładnie po to Bollvig napisał list — odparła Salomea. — Zastanawia mnie tylko, jaką przykrywkę dla tego wymyślił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz