czwartek, 17 listopada 2022

Od Reginalda, cd. Nalanisa

    Wyglądało to w mniej więcej tak: Reginald siedział na brzegu jakiegoś jeziora po środku niczego, chłonąc świeże powietrze i odrobinę spokoju, lekko zgarbiony, jak zwykle duchowo nieobecny. Jego spojrzenie błądziło gdzieś między taflą jeziora a delikatnie bujającymi się trawami, w palcach obracał papierosa, którego usilnie starał się nie zapalić, choć korciło go okrutnie. Nie robił tego tylko ze względu na wspomnienie o mamie, o której w tamtym momencie bardzo intensywnie myślał. Pamiętał jej niezadowolenie – te zmarszczone brwi, skrzyżowane ramiona, ostre jak brzytwa spojrzenie – kiedy wydało się, że zaczął popalać.
    A zaczął o niej myśleć tylko dlatego, bo bardzo lubiła spacerować i "chłonąć przyrodę", jak to mówiła nieco poetycko. Podobno było to jakieś zagraniczne powiedzonko, które sobie przyjęła na własny użytek. Nikt inny tak nie mówił, a w jego odczuciu brzmiało dość niezręcznie, choć matka uparcie twierdziła, że to taki zamysł.
    Niedaleko Ghatan było miejsce podobne do tego, w którym aktualnie przebywał Reginald. Woda, trawy, zapachy otaczającej natury. Często chodzili tam na spacery, jego mama szczególnie ukochała sobie to miejsce. Odwiedzała je o każdej porze – rano, wieczorem, o północy, w południe, w środku dnia czy nocy, to nie miało żadnego znaczenia, bo w tym wszystkim chodziło o pewne “doświadczenie”.
    W tamtym momencie, już samotnie, mężczyzna też czegoś doświadczał. Nie potrafił jednak ów doświadczenia sprecyzować i nazwać, ale nie mógł oprzeć się silnemu przeświadczeniu, że to, gdzie aktualnie przebywał, również by się matce spodobało. Nie potrafił odsunąć od siebie wspomnienia jej głosu, uśmiechu, spojrzenia, gestów, tej wstążki zawiązanej przy kołnierzyku koszuli.
    Z zamyślenia wyrwał go dopiero męski głos.
    Reginald odwrócił głowę i zaczął wpatrywać się w swojego nowego towarzysza niedoli, próbując rozszyfrować, co takiego do niego powiedział. Trochę nie rozumiał – zbyt nagle musiał wrócić do rzeczywistości, by w lot wszystko pojąć – więc po prostu milczał.
    Kiedy oczekiwanie na odpowiedź zaczęło się zdecydowanie przeciągać, co sprawiło, że cisza między nimi stawała się coraz bardziej niezręczna, młody Amis wyjął z kieszeni spodni papierosy, po czym wysunął dłoń w stronę blondyna.
    — Proszę — mruknął, a jego lekko zachrypnięty głos ginął gdzieś między otaczającą ich roślinnością. — Kwiatów nie trzeba.
    Reginald nie do końca wiedział, jak powinien się zachować. Tym bardziej, że nie potrafił sobie przypomnieć, gdzie już widział tę szlachetną twarz i jasne włosy ozdobione wiankiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz