środa, 9 listopada 2022

Od Cahira — Próbując zapomnieć

Xavier nucił pod nosem, stał pod oknem, opierał się o parapet w pozie natchnionej. Cahir siedział na krześle nieruchomo, z nogą nonszalancko założoną na nogę. Czekał. Bard odwrócił się wreszcie, przeszedł po pokoju krokiem rozkołysanym, prawie tanecznym. Przyklęknął przed komodą, obiema rękami wysunął ostatnią szufladę, coś z niej wyjął. Prostując się, błysnął Cahirowi po oczach nożyczkami ozdobnymi, srebrnymi. Podszedł do lustra, sięgnął po ładny, grawerowany grzebień.
— Gotowy? — zapytał.
Cahir podniósł się z lekkim ociąganiem. Chwycił krzesło za oparcie, jednym ruchem przestawił je do światła. 
— Siadaj.
Bard usiadł, podał mu rzeczy przez ramię.
— Same końcówki — przypomniał. — Pół cala, nie więcej.
— Pamiętam. — Cahir stanął za nim, grzebieniem zgarnął mu włosy z czoła, zaczesał je do tyłu pociągnięciem wolnym, delikatnym. Drewniane ząbki przechodziły przez nie bez oporu, Xavier miał włosy gładkie, proste. I zupełnie białe. — Farbowane?
— Naturalne.
— Jak kreski na powiekach?
Nie widział twarzy barda, ale był prawie pewien, że wygiął wargi w nieprzyjemnym uśmiechu.
— Chyba zapominasz, że zaraz się zamieniamy.
Cahir również się uśmiechnął, lekko i pod nosem, nic nie powiedział. Czesał Xaviera chwilę dłużej, niż było konieczne, pozwolił sobie na kilka dodatkowych pociągnięć.
Oddał bardowi grzebień, chwycił nożyczki.
— Już mogę?
— Rób, jak mówiłem — pozwolił mu Xavier. — I uważaj.
Cahir pochylił się nieznacznie. Miał spokojną rękę, ciął ostrożnie, skrócił same końcówki, reszty nie ruszał. Gdy skończył, cofnął się o krok, ocenił efekt. Uznał, że wyszło dobrze, obciął barda równo.
— Może być? Sprawdzisz?
Xavier podniósł się z krzesła, przeszedł po pokoju, stanął przed lustrem. Przyjrzał się sobie z każdego profilu, przeczesał włosy palcami. Bez słowa wyciągnął dłoń w kierunku Cahira, gestem poprosił o nożyczki. Poprawił w jednym miejscu, wyrównał nieznacznie odstający od reszty kosmyk. Gdy skończył, otworzył szufladę, wyjął inne lustro, małe i podręczne. Stając plecami do większego, obejrzał się w podwójnym odbiciu. 
— Względnie — powiedział. — Jak na pierwszy raz, wystarczająco dobrze. 
Cahir, korzystając z wolnej chwili, obrócił w palcach drewniany grzebień. Staranne rzemiosło, artystyczna oprawa. Nie mógł się powstrzymać, przesunął kciukiem po grawerunku z roślinnym motywem.
— Nie zetniesz mi połowy głowy w akcie zemsty?
— Sam nie wiem — powiedział Xavier, nie patrząc na niego, zręcznie skracając kosmyki przy twarzy. — Może jednak cię oszczędzę?
— Może?
— Muszę się zastanowić.
Gdy skończył, odwrócił się od lustra, spojrzał na Cahira w tradycyjny sposób, ten, w którym złośliwość mieszała się z wyniosłością. Wskazał krzesło ruchem bardziej rozkazującym niż zapraszającym.
— Siadaj, twoja kolej.
Cahir zajął miejsce na krześle, podał mu grzebień, pozwolił rozczesać sobie włosy. Spodziewał się, że Xavier nie będzie silił się na delikatność, ale nie ciągnął go mocno, miał w rękach wyczucie. Gdy drewniane ząbki zatrzymały się na bardziej splątanym kosmyku, przytrzymał go palcami.
— Nie zapytasz, jak chcę, żebyś mnie obciął? — powiedział Cahir, gdy Xavier chwycił za nożyczki.
— Dlaczego miałbym to robić?
— Wiesz, potem może mi się nie podobać.
— Mnie ma się podobać. — Xavier lekko pociągnął go za bark, ustawił bardziej pod światło. — Siedź tak, nie waż się ruszyć.
Cahir się nie ważył. Słyszał, jak nożyczki zamykają się przy jego uszach z dźwiękiem cichym, metalicznym. Obserwował w lustrze ruchy barda, widział, że tnie sprawnie, pewnie. Patrzył, jak dzieli partie włosów, strzyże niektóre pod kątem, trzyma je między dwoma palcami, inne zaczesuje, ścina według linii wyznaczonej przez grzebień.
Włosy sypały się Cahirowi na uda, ramiona.
— Masz wprawę — mruknął.
— Prawda — uśmiechnął się Xavier nieskromnie. Przeszedł się wokół krzesła, stanął Cahirowi między kolanami, zajął się pasmami przy twarzy. — Sądzisz, że pozwoliłbym komuś dotknąć swoich włosów?
Cahir zadarł brodę, chciał na niego spojrzeć.
— Mnie?
— Chyba kazałem ci się nie ruszać. — Xavier, ruchem trochę niedelikatnym, skłonił go do powrotu do poprzedniej pozy. Dodał po chwili: — To sytuacja wyjątkowa, nic zresztą szczególnego nie zrobiłeś, dostałeś do skrócenia sam tył. Trudno samemu zrobić to równo.
— Powinienem czuć się zaszczycony? 
— A się nie czujesz?
— Czuję, oczywiście, wielki honor dla mnie.
Xavier nie puścił jego ironicznego tonu mimo uszu, szarpnął trochę kosmyk, który akurat trzymał. Cahir syknął. Bardziej po to, żeby go skarcić, niż dlatego, że zabolało.
— Daruj — powiedział bard głosem podszytym fałszywą skruchą. — Przypadkiem.
Cahir nie poruszył się więcej. Siedział nieruchomo. Czekał.
— Tak powinno być dobrze — powiedział Xavier, podchodząc do lustra, wskazując srebrną taflę gestem zapraszającym, fantazyjnym. — Podejdź, zobacz sobie.
Cahir obejrzał swoje odbicie. Włosy miał krótsze, obcięte porządniej niż poprzednim razem, wydawało się też, że nieco lepiej się układały.
— Co sądzisz? — Xavier, oparłszy się biodrem o stolik, wsunął kciuk w uchwyt nożyczek, zakręcił nimi w ręce. Spoglądał spod powiek, uśmiechał się pod nosem, wyglądał, jakby się zastanawiał, czy na Cahira działają wszystkie świecące się przedmioty, czy wyłącznie te drogocenne. — Podoba się?
— Trzeba przyznać, bardzo ładne.
— Pytałem o fryzurę.
— Och. — Cahir, zupełnie niezmieszany, odwrócił wzrok, ponownie spojrzał w lustro. — Też niczego sobie.
Bard schował nożyczki do szuflady. 
— Denerwujesz mnie dzisiaj. — Dla podkreślenia słów, domknął ją trochę mocniej, niż było konieczne. — Nie masz przypadkiem czegoś do załatwienia?
Cahir podał mu grzebień.
— Tak się składa, że mam.
— No proszę. Znowu gdzieś cię wysyłają?
— Nie, bogom dzięki. Nie wyjeżdżam nigdzie w tym tygodniu.
— Więc?
Przeszedł przez pokój, zatrzymał się przy oknie, oparł ramionami o parapet. Okiennica była uchylona, w twarz powiało mu zapachem jesieni.
— Muszę iść do Cervana, chcę z nim porozmawiać. W zasadzie jestem już umówiony, zapowiedziałem, że dzisiaj przyjdę do niego w tej sprawie.
Xavier stanął obok ze wzrokiem zwróconym w kierunku zasnutej mgłą okolicy. Ujął frędzel zasłony, miękki i ozdobny, bawił się, przekładając go w palcach.
— Coś istotnego?
— Och. — Cahir nie zdołał w porę pokryć zawahania. — Chcę zmienić stanowisko.
— Więc coś istotnego — powiedział Xavier trochę obojętnie. — Na jakie?
— Widzę się bardziej jako strażnika. Przynajmniej w tym momencie.
— Jest jakiś powód?
— Chyba potrzebuję zmiany — powiedział Cahir po krótkiej pauzie. — Znużyło mnie dotychczasowe stanowisko. Nie ma w Gildii wielu zleceń dla szpiegów, zwykle jestem chłopcem od wszystkiego. A strażnik zawsze będzie miał tu stałe zajęcie. Nie musiałbym też tak często opuszczać Tirie, byłbym potrzebny na miejscu.
Xavier odwrócił wzrok od okna, popatrzył na Cahira przelotnie.
— Myślę, że to dobra decyzja.
Cahir przestał opierać się o parapet, wyprostował się z ociąganiem, odwzajemnił spojrzenie.
— Też tak myślę.
— Idziesz do niego od razu?
— A jestem ci jeszcze potrzebny?
— Już mi pomogłeś. — Bard wskazał krzesło ruchem brody, sprawił, że długie kolczyki zakołysały się migotliwie. — Tylko na tym mi zależało.
Cahir postąpił o krok. W stronę Xaviera, nie drzwi.
— To może już pójdę?... — powiedział po chwili milczenia, ciszej, trochę bardziej miękko, jakby do siebie.
Xavier strzepnął mu z ramienia resztki ściętych włosów.
— To może już idź?... — odparł niemal szeptem, melodyjnie gładkim głosem barda. 
Cahir, nie mogąc się powstrzymać, musnął palcami krawędzie złotego kolczyka. Przyjrzał się, zobaczył, że sąsiadujące z nim pasmo jest nieznacznie dłuższe od pozostałych. Uśmiechnął się lekko. Przecenił nieco swoje umiejętności.
— Wyszło jednak trochę krzywo.
Xavier zdjął mu kosmyk z oka, obejrzał krytycznie, uniósł kącik ust.
— No proszę, u ciebie również.
— Potem poprawisz.
— Ty też.
Cahir powstrzymał westchnienie, czuł, że nie może dłużej przeciągać tego momentu. Przeniósł wzrok na brudną podłogę.
— Trzeba tu posprzątać. Zejdę jeszcze na dół po szczotkę. — Delikatnie zdjął rękę Xaviera ze swojego barku, na odchodne cmoknął go w palce połyskujące opalem i onyksem. — Dobrze?

prosimy o zmianę stanowiska c:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz