piątek, 4 listopada 2022

Od Alyii

   Musiała przyznać, że dożynki w Tirie były naprawdę udane. Świetnie się tam bawiła. Fakt, że miała tam ze sobą Madeleine, był jeszcze lepszy. Mogły w ciekawy sposób nadrobić, chociaż część straconego czasu, a dodatkowe towarzystwo w postaci Nicolasa wcale nie było gorsze. Widać było, że mężczyzna był bardziej zdystansowany, ale i tak go polubiła. Różowowłosa oczywiście w pewnym momencie postawiła na swoje i jak obie dorwały się do alkoholu, to był koniec. Nie odeszły stamtąd przez dłuższy czas. Dlatego też raczej nikt nie zdziwił się, widząc radośnie podskakującą i tańcząca do muzyki we własnej głowie rudowłosą. No cóż… Alyia nigdy nie miała jakiejś mocnej głowy. Całkiem łatwo szło ją upić. Do tego pięknego obrazu dochodziła jeszcze Mad, która to za to kleiła się do wszystkich i rzucała dziwnymi ciekawostkami w najbardziej randomowych momentach. To była… ciekawa podróż powrotna do gildii. Ostatecznie Al nawet nie zdołała dotrzeć do swojego pokoju. Obydwie po prostu rzuciły się na łóżko różowowłosej i przytulone do siebie, momentalnie usnęły.
    Poranek następnego dnia był ciężki dla Alyii. Obudziła się i momentalnie wszystko zaczęło ją boleć. Widok światła słonecznego wpadającego do pokoju wywołał w niej momentalny jęk i próby zakrycia oczy. Jej głowa umierała. Miała wrażenie, że zaraz jej wybuchnie. Ból już wcześniej był okropny, ale dodatek światła sprawił, że stał się nie do zniesienia. Wiedziała, że długo tak nie pociągnie. Dlatego też, zostawiając nadal śpiąca Madeleine, powoli wywlekła się z pokoju, z zamiarem udania się do lecznicy… albo kuchni. Sama nie wiedziała jeszcze gdzie, ale w każdym razie jej głównym celem było znalezienie jakichś ziół, które mogłyby jej pomóc w obecnej sytuacji. Owinięta w koc, który podkradła przyjaciółce, starała się gdziekolwiek dotrzeć. Wtem jej uwagę przyciągnęła kupka sierści, która wyłoniła się zza rogu.
— O. Mój. Asaimie. Jaki śliczny! — wręcz pisnęła i od razu podbiegła do psa. Co było wielkiej błędem, bo wręcz padła na kolana przed stworzeniem przez to, jak mocny ból głowy uderzył w nią, spowodowany nagłym, szybkim ruchem. — Asaimie. Jak to boli — jęknęła.
Mimo wszystko przybliżyła się do psa i od razu wplątała palce w jego sierść.
— Jakie to mięciutkie! A jeszcze taki cieplutki jesteś! — momentalnie wtuliła się w zwierzę. — Mogłabym tak zostać na zawsze — przymknęła oczy, rozkoszując się przyjemnym ciepłem.

Kaneshya?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz