środa, 19 września 2018

Od Desideriusa cd Krabata

⸽⸻⸻⸽⸙⸽⸻⸻⸽

Czuł się paskudnie z myślą, że tak właściwie, to oglądał Krabata jak jakieś zwierzątko zamknięte w zagrodzie i wystawione dla publiki. Byle nieobeznani z takimi stworzeniami ludzie mogli nacieszyć się widokiem nigdy dotąd niewidzianej istoty, tak orientalnej, wręcz nieuchwytnej dla większości.
Jednak cóż poradzić, jeśli nigdy nie miał okazji zobaczyć kogoś, kto z takim namaszczeniem podchodzi do kolejnych szafek i delikatnie, niezwykle ostrożnie przejeżdża spracowanymi palcami po wyżłobieniach w meblach? Podziwiał go, cieszył się, że ktoś w ogóle się tym zainteresował, że ktoś potrafił dostrzec i dokładniej oglądnąć małe zawijasy, które zdobiły każdą kolejną literkę w każdym kolejnym słowie.
Sam uwielbiał czasem po prostu usiąść i w przerwie od męczącej i monotonnej pracy, która szczególnie go nie radowała, łypnąć szarym okiem w kierunku szaf, popodziwiać staranne szlaczki, zygzaczki i wywijaski, wszystko niby chaotyczne, a jednak utrzymane w pięknej, perfekcyjnej wręcz równowadze. Harmonii, o którą coraz częściej było coraz trudniej.
Założył ręce na piersi, wciąż nie spuszczając uważnego spojrzenia z profilu mężczyzny, który dokładnie lustrował, wydawać by się mogło, że dosłownie każdy milimetr kwadratowy, jaki mógł tylko napotkać.
Coeh uśmiechnął się lekko, ciesząc wzrok widokiem tego, jak na niego patrzył, dość nieporadnego mężczyzny. Przynajmniej takie właśnie wrażenie odnosił, gdy przyglądał się brunetowi.
A jednak, gdy wzrok padał na litery, coś nie grało. Zgrzytało. Głośno i przenikliwie, wwiercając się wręcz w podświadomość Desideriusa.
— Co jest właściwie w tych wszystkich szufladach? — zapytał w pewnym momencie mężczyzna, wybudzając Coeha z dziwnego letargu, w który sam go wprowadził. Potrząsnął szybko głową, doprowadzając się do porządku i przywracając do mentalnego pionu, który zdążył się nieco odchylić w tym krótkim czasie. Rolnik dodatkowo zaszczycił Coeha obszernym ruchem dłoni, chcąc jakby ukazać, że tak, chodzi mu o dosłownie wszystko. — Sam pisałeś te wszystkie tabliczki? Są bardzo ładne…
Chociaż bardzo nie chciał, bo jednak świadczyłoby to o pewnej nieuprzejmości z jego strony, to parsknął dość głośnym śmiechem, kręcąc przy okazji głową i wbijając w męża roziskrzony i przepełniony uśmiechem wzrok.
— Chciałbym, ale niestety, bazgrzę jak kura pazurem — odparł, przypominając sobie wszystkie przepierdziane lekcje kaligrafii prowadzone przez jego dziadka. Nic, a nic mu nie pomogły. Po prostu nie miał tego fachu w dłoni. Paskudne litery, to była domena młodego Coeha, kolejna rzecz, która wyróżniała go w rodzinie, bo jednak wszyscy posiadali piękne, okrągłe i wypełnione różnorakimi zawijasami pismo. — To wszystko już tu było, gdy zdecydowałem się wstąpić do gildii — uściślił, spoglądając na jedną z większych szaf. — A co tu jest? Wszystko dosłownie. Rośliny, suszki, herbaty, zioła, leki jakie, odczynniki, może trochę skał i minerałów, naczynia co do eksperymentów potrzebne. Składzik przeciętnego medyka, zielarza, czy znachora, do wyboru, do koloru. Ale rzeczywiście, tabliczki są naprawdę ładne.

⸽⸻⸻⸽⸙⸽⸻⸻⸽

[Krabat?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz