środa, 5 września 2018

Od Krabata cd. Desideriusa

Właściwie nie miał nic przeciwko ciężkiej pracy, a nawet lubił ją bo pozwalała choć na chwilę zająć czymś rozbiegane myśli zawsze zajmujące się nie tym czym w danym momencie powinny przynosząc przed oczy ten strupieszały całun przeszłości. Z jaką rozkoszą wreszcie by na kogoś zrzucił, ale wolał trzymać język na wodzy, bo jako ojcobójca nie mógłby liczyć raczej na jakiekolwiek normalne znajomości, a do tego co pozostawił za sobą na Diablim Stoku wolał nie wracać. Ocknął się z zamyślenia orientując jednocześnie, iż na dłuższą niezrozumiałą zapewne dla i obserwatorów z zewnątrz chwilę wzrok jego utonął w bujnym krzaku głogu. Rozejrzał się dookoła jak człowiek zbudzony ze snu i ruszył naprzód ścieżką dostrzegając na jej końcu swego przewodnika, który wyraźnie, nawet jeśli starał się skrzętnie to ukryć, niecierpliwił się tą jego opieszałością. Nie żeby specjalnie go to obchodziło, ale jeśli zdołałby szybko uwinąć się z tymi pakunkami miał jeszcze szansę zrobić generalne porządki w szopie albo przynajmniej odetchnąć chwilę przed wieczornym obchodem włości z konewką w dłoni. Przyspieszył nieco kroku postukując swym drewnianym kijkiem w kamyczki ścieżek, zdecydowany podjąć jakąś niezobowiązującą rozmowę z towarzyszem drogi. Nie wiedział jednak jak zacząć wiec nadal szedł w milczeniu wsłuchując się w nierównomierny dźwięk swego chodu. Jeśli szedł odpowiednio szybko ludzie nie zauważali nawet że lekko kuleje, ale kiedy zwalniał owa nieporadność stawała mu się wyjątkowo nieznośną. Równie niemal jak ta niemoc, która ogarnęła go w  kwestii rozmowy z Desideriusem.
- Pogoda dzisiaj tylko spacerować - mruknął wreszcie niezbyt błyskotliwie. Trzeba przyznać, że choć odległość między grządkami pomidorów, a dziedzińcem gildii wcale nie była tak wielka w obecnym upale wydawała się znacznie trudniejsza do pokonania niż zazwyczaj. Prawdę powiedziawszy, żadna wycieczka w takich warunkach nie mogła być przyjemną. Zanim jego towarzysz zdążył się choćby z nim zgodzić dotarli na zalany słońcem dziedziniec. Musiało być blisko południa, bo ostre promienie słońca zlewały swe gwałtowne, jaskrawe blaski na zalegające dziedziniec pudła okryte tanimi tkaninami zasypane kurzem drug i pyłem wznoszącym się z ziemi wraz z każdym krokiem. Na gładkich kamieniach wyłożonych przed głównym wejściem gildii w fantazyjną wielobarwną mozaikę było niczym na rozgrzanej patelni. Nic dziwnego ze większość z członków gildii nie zamierzała dziś nawet wyściubić nosa z chłodnego wnętrza. Krabat przetarł dłonią czoło na którym jak sznur korali nagromadziły się kropelki potu. Miał wrażenie, że całe jego odzienie ocieka nim i niesamowicie się klei, co nie powstrzymało go jednak od nałożenia grubych długich rękawic. Bez słowa chwycił pierwszą lepszą paczkę i swobodnie uniósł do góry. Zastanowił się chwilę. Zważył jej ciężar, położył na ziemi i dorzucił na wierzch jeszcze kilka mniejszych tłumoczków.
- No to prowadź panie bracie nim nas starość dopadnie - zawołał na Desideriusa, który obserwował jego poczynania z pewnej odległości. Tymczasowy tragarz ruszył wraz z nim w stronę drzwi i naparł na nie całym ciężarem silnych łopatek, tak że rozwarły się na oścież. Na zewnątrz wyległo nagłe uderzenie chłodu niczym jęzor uśpionej bestii, jednak zaraz temperatura się nieco wyrównała.
- hy, hy... napuścimy troszkę ciepełka, a co to za sprawiedliwość, żebyśmy tylko my mieli smażyć się na tym skwarze
Uśmiechnął się oparty o drzwi. Były dość ciężkie, dlatego postanowił przytrzymać je, aby do wnętrza mógł wejść także jego towarzysz.   

<Desiderius?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz