niedziela, 9 września 2018

Od Rawena cd Shinaru

Ledwie zaczęliśmy pracę, a już znowu kłótnie się zaczęły. Chłopak czepiał się praktycznie o wszystko co mówiłem. Pójść po narzędzia, zaczyna gadać, zaproponować wspólną pracę przy krzakach, to samo. Irytujący gówniak. No, ale co poradzić mogę? Taki rozkaz mistrza i trzeba to przeżyć. Zgarnąłem nożyce z ziemi i odwróciłem się do niego plecami.
- Jak sobie chcesz, ale nie zamierzam tu spędzić całego dnia. - powiedziałem wkładając papierosa do ust. - Skoro tak bardzo zależy ci na podziale pracy, to ty wypielisz chwasty i zasadzisz kwiaty, a ja przytnę krzaki i wykopię dołki na sadzonki. Pasuje dziecku? - Nie czekałem zbytnio na odpowiedź. Po prostu poszedłem dalej, po drodze wypuszczając chmury szarego dymu. Doskonale wiedziałem jak będzie brzmieć odpowiedź. Oburzony, bo oburzony, ale na to musiał przystać. W końcu byśmy pracowali z dala od siebie, a takie rozwiązanie nas najbardziej satysfakcjonowało. Obecna grządka leżała praktycznie przy samym budynku, więc przycinanie ograniczało się tylko do gałęzi znajdujących się od strony ścieżki. Czyli wszystko co wychodziło na ścieżkę trzeba było wykarczować. Robota na szczęście szła dość szybko. Porównywalnie szybko do wypalanych przeze mnie papierosów. Niby w kiepskim stanie utrzymane, ale dużo tam nie było do wycinania. Jedynym problemem było to słońce, które o tej porze oświetlało cały ogród, nie pozostawiając nam ani grama cienia żeby się schronić choćby na chwilkę. A nawet jeszcze południa nie było i dopiero upał zaczynał się rozkręcać. W nieco ponad dwie godziny obskoczyłem dwa rzędy krzaków w wyznaczonej na dzisiaj grządce. Otarłem krople potu, które zebrały się na moim czole i spojrzałem na Shina. Chłopak już praktycznie kończył pielić grządki i ścieżkę. Zostały mu może dwa metry rzadko rosnących chwastów do wyrwania. Wyciągnąłem paczkę i widok powoli kończących się zwitków papieru z tytoniem sprawił, że powstrzymałem się od wyciągnięcia kolejnego. Trzeba je oszczędzać. Zwłaszcza, gdy Shin znowu zacznie mnie irytować swoim głupim gadaniem. Szybko przeleciałem wzdłuż ścieżki i zebrałem ścięte gałęzie, które wrzuciłem na stos chwastów. Podszedłem wolnym krokiem w jego stronę. Blondyn podniósł wzrok na mnie.
- Co jest? Znowu będziesz mi tu narzekać, albo gderać, że za wolno pracuję?! - rzucił tonem oburzonego dziecka. - Na prawdę, nie możesz się zająć teraz kopaniem i dać mi pracować w spokoju? - rzucił poirytowany, a jego mina wyglądała, jakby to wszystko było jakąś kpiną, której celem było tylko gnębienie go, a jej twórcą była moja osoba. Co jak co, ale trzeba przyznać, chłopak jest niezwykle wytrwały w swoich próbach zirytowania mnie. Wziąłem głęboki wdech starając się zachować pełny spokój i zignorować jego zachowanie. Już i tak mieliśmy przechlapane u mistrza, więc lepiej się powstrzymać.
- Słuchaj, a nie mi tu warczysz na mnie, zanim cokolwiek zdążę powiedzieć. Chciałem tylko zaproponować przerwę. - powiedziałem to najbardziej spokojnym i miłym tonem na jaki udało mi się wobec niego zdobyć. Nawet na moją twarz wstąpił uśmiechopodobny grymas. - Ty skończysz tu pielić, a ja w tym czasie przygotuje nam coś do picia, zgoda? - Chłopak całkiem osłupiał gdy skończyłem mówić.
- Rawen, ty się dobrze czujesz? Może za długo na słońcu byłeś. - chłopak wpatrywał się we mnie szeroko otwartymi oczyma. - Powinieneś pójść do Raviego. - On naprawdę bardzo chce mnie wyprowadzić z równowagi. O nie, nie uda mu się to. Nie pójdę do lochu za morderstwo, co to to nie. Będzie żył.
- Pytam się, co chcesz do picia. - tym razem już nie udało mi się zachować miłego tonu. Bardziej to brzmiało jak groźba wypowiedziana z uśmiechem na ustach.
- Uf, już się bałem, że chory jesteś. - Shinaru odetchnął z ulgą. - To zrób mi herbatę owocową i jakieś ciastka przynieś.
- To ruszaj się, bo z brudnymi łapami jeść nie będziesz. - rzuciłem i zniknąłem w budynku. Zero wdzięczności. Irytujący gówniak.
***
Przerwa minęła dość szybko. Przesiedzieliśmy ją w ciszy pijąc napoje w cieniu jaki utworzył się przy wejściu. Pora zabrać się za kopanie. Podniosłem się i chwyciłem za szpadle, z czego jeden rzuciłem Shinowi.
- Ja biorę lewą stronę, a ty prawą. Jakieś obiekcje? - spytałem doskonale wiedząc, że jakieś na pewno będą. I nie pomyliłem się. Chłopak już otwierał usta, żeby wygłosić kolejną głupią uwagę.
- Zgoda. - tym razem to mnie zatkało. Nie spodziewałem się, że chłopak się zgodzi bez żadnego gadania. - Choć wolałbym żebyś, jak to ustaliłeś na początku, to ty kopał, a ja sadził, to może jednak to nie będzie taki zły pomysł. - Chwała niebiosom! Jednak nie oszalał. Zaczęliśmy kopać. Szpadel wchodził gładko w ziemię i szybko przesuwałem się do przodu zostawiając chłopaka z tyłu. Za plecami słyszałem rozchodzące się tylko stęknięcia i pomruki niezadowolenia.
- Rawen, ten szpadel jest tępy! - krzyknął ze złością. Lekko poddenerwowany, że ktoś przerwał mi pracę dla jakiejś pierdoły, podszedłem do niego. Wziąłem od niego szpadel, którym bez problemu wykopałem kilka kolejnych dołków.
- Wcale nie, po prostu nie umiesz z niego korzystać. - oddałem mu narzędzie i wróciłem do pracy.
- Ale... On na prawdę jest tępy... - rzucił ponownie. Odwróciłem się i patrzyłem jak Shin męczy się żeby się przebić przez korzenie. Ten widok sprawił, że musiałem zapalić. Po prostu nie dało się na to spokojnie patrzeć.
- Bogowie... Shin, więcej siły z nóg i bioder w to wkładaj, bo inaczej w ogóle tego nie przetniesz. - pokręciłem głową z niedowierzaniem. Ktoś taki jak gildyjny posłaniec powinien wiedzieć jak korzystać z nóg, żeby wydobyć pełny potencjał. A ten tu, nie potrafił nawet dobrze nimi pracować przy kopaniu dołów. W jakim kierunku zmierza ten świat... - Może powinieneś przystopować z tymi słodyczami i zacząć jeść pełnowartościowe posiłki? Wtedy może byś miał więcej krzepy. - W odpowiedzi dostałem tylko spojrzenie zezłoszczonego chłopaka.

<Shin?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz