niedziela, 16 września 2018

Od Soreli cd. Yoruki

Przemoknięta do suchej nitki Sorelia z bólem serca musiała przyznać, że nie tak wyobrażała sobie bohaterstwo. Nigdy nie przyznałaby się do tego otwarcie, ale podziwiała pod pewnymi względami Yorukę. Zazdrościła jej tej swobody bycia, na która sama nie mogła sobie pozwolić i niezwykłej sprawności fizycznej, której nie miała prawa osiągnąć skazana na nudną egzystencję szlachcianki. Z drugiej strony za punkt honoru stawiała sobie nie odstawanie ani na cal od towarzyszki, choć doskonale zdawała sobie sprawę, że do tych samych efektów dochodzić musi zgoła innymi drogami. Tego wieczora, więc skazana na towarzystwo wspólniczki natychmiast przystąpiła do tworzenia rankingu ich klęsk i powodzeń. Nietrudno się domyślić, że to ciemnowłosa objęła w nim natychmiast prowadzenie zdobywając ostatecznie przedmiot, o który im chodziło. I wszystko byłoby jasnym i rozstrzygniętym, gdyby nie nagły zbieg okoliczności zrządzeniem, którego panienka Acantus wylądowała na wprost swego odwiecznego wroga. W myślach przyznała punkt dla przeciwniczki, że nie dała się podać na deser przeciwnikowi, ale i sobie za zaszczyt poczytała śmiało prowadzoną wymianę zdań. Zresztą bilans klęsk wyrównały nieszczęsne zajścia na maszcie. Dało to jej okazję do dodatkowego zapunktowania samodzielnym wyzwoleniem się z więzów. I być może dobra passa trwałaby nadal, gdyby jej wybawczyni nie zachciało się nagle kąpieli w brunatnych nurtach rzeki.  Koniec końców zremisowały. Obie były potłuczone, zmarznięte i mokre. Bohaterki od siedmiu boleści. 
Mocniej wbiła paznokcie w belkę podtrzymującą pomost i mrużąc oczy wpatrzyła się w gęste zawoje mgły poprzetykane strzępkami dogasającego mącznego pyłu. Niepokój zaciskał dokoła niej swoje zimne, oślizgłe macki. Nigdzie nie mogła dojrzeć Yoruki i pierwszy raz wrodzona czy nabyta zdolność ciemnowłosej do rozpływania się niemalże w mroku zdecydowanie nie ułatwiała sprawy. Musiała zresztą przyznać ze od momentu jej pojawienia się nic już nie było tak proste jak wcześniej. Dopóki pracowała sama poza murami gildii mogła sobie pozwolić na większa swobodę, będąc zależną jedynie od okoliczności z wprawą i wirtuozerią przebierała między różnymi maskami, zmieniała pozy i styl. Teraz zaś nie mogła wprost uwolnić się od wrażenia, że ciągle towarzyszy jej czujne spojrzenie, kogoś, kto obserwuje jej grę od kulisów, kogoś, wobec kogo stare rozgraniczenia na damę i chłopczycę nie mają racji bytu. Nie potrafiła przypomnieć sobie, kiedy właściwie się rozdzieliły, zresztą nie była nawet w stanie powiedzieć, jakim cudem sama znalazła się w tym a nie innym miejscu, jakby ostatnie kilka minut wywietrzało jej zupełnie z pamięci. Oparła się mocniej stopami o drewniany drąg i szeptem zaczęła wołać towarzyszkę. Odpowiedziała jej tylko cisza i stłumiony plusk wody.
Westchnęła i zaczęła nerwowo przeszukiwać wolną dłonią poły sukni. Wiedziała, że poszukiwany przedmiot musi gdzieś tu być. Wreszcie udało jej się natrafić na niewielki podłużny przedmiot, który szybko przytknęła do ust dobywając z niego wysoki kwilący dźwięk przypominający do złudzenia odgłosy wydawane przez niektóre nocne ptaki. Szybko jednak musiała przerwać koncert słysząc ponad głową naglące skrzypienie desek i ściszone głosy oprychów. Zdawało jej się, że cała drewniana konstrukcja drży od gwałtownych uderzeń jej serca, gdy starała się opanować nerwowy oddech i drżenie spowodowane przenikającym, aż do kości chłodem. Nagle z pełnego napięcia skupienia wyrwał ją głośny nieskoordynowany dźwięk, mający w przekonaniu niewidzialnego śpiewaka podobnym być do rybackiej piosenki. Po tupocie stóp zorientowała się, iż także jej przeciwnicy rzucili się zaintrygowani w stronę skąd dochodziło coś, co uchodzić miało za śpiew.- Czołem pracy panowie – usłyszała znajomy głos, w którym tylko ona odczytywała ironiczną nutę. Natychmiast tez do głosu dołączyła rosła męska sylwetka odziana w strój w zupełności uniemożliwiający rozpoznanie twarzy. Wszystko wskazywało na to, iż mimo całej swojej niechęci zastosował się jednak do jej zaleceń.
- Co tu robisz? – mruknął odwieczny wróg Soreli w stronę zakapturzonej postaci.
- A cóż może robić rybak na rzece? Ryby łowię – odparł z tym swoim sztucznym suchym śmiechem – a tak po za tym sami panowie rozumieją zwykła ludzka ciekawość.
- To ty gwizdałeś?
- Ja – odparł bez zająknięcia. Wolała nie wyobrażać sobie nawet miny, która kryła się w cieniu maskującego odzienia. Znała swego „przyjaciela” na tyle dobrze by domyślać się jak wiele kosztować będzie ją ta jego uprzejmość. Trzeba jednak przyznać, że sam plan się opłacił.
- Spływaj stąd!
- Oczywiście panowie tylko gdzieś mi tu chyba sieć się zaplątała. – pochylił się nawet jakby istotnie szukał czegoś w wodzie.
Odczekała jeszcze chwilę, aż głosy na pomoście umilkną zupełnie. I ostrożnie przysunęła się do łodzi.
- Jesteś – westchnęła pod adresem swego wybawcy, ale najwyraźniej jej pełna ulgi i wdzięczności pochwała nie do końca go zadowoliła, bo tylko skrzywił się nieznacznie, przez co szpecące jego twarz blizny zdały jej się jeszcze bardziej odstręczające. Zaraz też wyjaśnił się powód jego kiepskiego nastroju.
- Czy to jest twoje? – zapytał wykręcając stojącej za nim kobiecie dłoń i zmuszając tym samym do upuszczenia sztyletu. Metal uderzył o deski łodzi, a ta zachwiała się lekko, gdy obezwładniona kobieta spróbowała się wyrwać.
- Poniekąd – mruknęła Sorelia natychmiast rozpoznając Yorukę. – Nie mogłeś sam jej spytać?
Zapytała rzeczowo gramoląc się do wnętrza skromnego środka transportu.
- Powiem ci, ciężko się rozmawia z nożem na gardle.
Nawet przy tak kiepskim świetle dostrzegła tryumfalny uśmieszek igrający na wargach szpiegini i czające się w oczach pytanie. Westchnęła i pospieszyła z wyjaśnieniami:
- Wiem, że miałam nikomu nie mówić, ale…
- Wyjaśnisz mi czego nie zrozumiałaś w tym prostym poleceniu – warknęła Yoruka wyraźnei zirytowana. – Nie ufasz mi?
 - Ładnie byśmy wyszły gdybym ci zaufała. Po za tym to tylko Krabat… - tłumaczyła się arystokratka starając się pokryć zmieszanie przepraszającym uśmiechem jak tylokrotnie zdarzało jej się czynić w przeszłości z całkiem dobrym skutkiem.
- No dziękuję bardzo za to „tylko” – wtrącił się mężczyzna wprawnie sterując łodzią.
- No wybacz, że nie przewidziałam, że zechce ci się spadać wrogom pod nogi - kontynuowała wzburzona kobieta.
- Trzeba było tak nie skakać po tym dachu. Zresztą nie kazałam ci ruszać mi na ratunek i nie sądziłam ze zapragniesz nagle kąpieli, która omal nie kosztowała nas życie.
Dyskusja nabierała temperatury, a szpieginie zdawały się zapominać o niezbędnych środkach ostrożności. Emocjonalny szept łatwo mógł przerodzić się w krzyki ściągające niewątpliwie na nie uwagę osób niepożądanych i chyba tylko instynkt przetrwania pozwalał im w porę powściągnąć strumienie wzajemnych zarzutów.   
- Oczywiście panowałaś nad sytuacją i powinnam się nie wtrącać! – wyrzuciła z siebie czarnowłosa patrząc wyzywająco na oponentkę.
- Nie wytrzymałabyś – odparła z pobłażliwym uśmieszkiem arystokratka - Gdyby nie ja pewnie i nasz obiekt obserwacji usiekłabyś na miejscu.
- Tak i byłoby szybciej i skuteczniej. Wrogów się zwalcza a nie zaprasza na popołudniową herbatkę.
- I on jest naszym wrogiem?! On nawet kamizelki sam nie zawiąże bez pomocy służącego.
- Jakby mi to kogoś przypominało… - szepnęła złośliwie.
- On jest za głupi chcę się dowiedzieć, kto mu to zleca
- I jak widać na załączonym obrazku świetnie ci to idzie
- Kłóćcie się głośniej, bo ludzie na brzegu słabo was słyszą. – mruknął Krabat przywołując na chwilę młode kobiety do porządku. - Zaraz skręcimy w stronę wejścia do kanałów.
Na chwilę zapadłą cisza, którą przerwała wreszcie Sorelia zwracając się już nieco spokojniej do swojej towarzyszki:
- Dziękuję, że mnie tam nie zostawiłaś.
<Yoruka?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz