czwartek, 20 września 2018

Od Philomeli cd. Ignatiusa

Poniekąd to onieśmielenie sekretarza bawiło ją. Nieprzywykła do mężczyzn, którzy przy byle komplemencie oblewali się truskawkowym rumieńcem i dosłownie nie wiedzieli, gdzie oczy podziać. Owszem większość jej przyjaciół przemytników, choć chwaliła się swymi dokonaniami i starało się zgrywać bohatera przed każdą osobą predestynowaną do noszenia spódnicy przy niej zdecydowanie spuszczali z tonu i wyglądali na nieco onieśmielonych, ale żaden, aż tak. Poprawiła włosy zalotnym ruchem i zapadła się delikatnie w miękki fotel z uśmiechem błogości odmalowanym na twarzy. Nie zamierzała się spieszyć.
- Cóż skoro już pan jest to panowie przodem, choć mimo wszystko nie wydaje mi się żeby ta książka rozwiązała nasz problem
Uniosła drobną dłoń, w której wciąż spoczywała niby-metalowa tabliczka, po której powierzchni prześlizgnęła się wielobarwna lśniąca fala. Jakby jej śladem przeciągnęła palcem po płytce, jakby nagle dostrzegła coś niezwykle zajmującego w tej i tak tajemnicą owianej już dachówce. Podniosła wzrok i natychmiast napotkała pytające spojrzenie sekretarza, który zastygł w pół ruchu z pergaminową kartą w dłoni.
- Chodzi mi o to – wyjaśniła sylfa wstając - że to nie wygląda wcale na taki zwykły metal.
Mina rozmówcy wyrażała zasadniczo wszystko to, co sama miała na końcu języka pod własnym adresem już na końcu języka. W końcu to ona przytargała tą księgę i nawet zaczęła ją już wertować. Pokręciła głową z dezaprobatą niezadowolona sama z siebie.
- A może to ja się mylę… sama nie wiem, ale przejrzałabym jeszcze może coś z alchemii, albo… a może… są tu jakieś książki o smokach? No tak cóż za pytanie…
Zanim skończyła mówić już pędziła w stronę odpowiedniej półki. Może i była tutaj dość dawno i zaniedbała przez swoje obowiązki stałe wizyty, ale książki o magicznych zwierzętach umiała znaleźć zawsze. Można powiedzieć, że była nawet dumna z siebie ze nie potrzebuje tym razem niczyjej pomocy.
- Pilnujesz żebym nie zabłądziła, czy obawiasz się o bezpieczeństwo zbiorów? – rzuciła nawet wesoło w stronę Ignatiusa.
Wyjęła oprawny w skórę tom i przewertowała go szybko i otworzywszy na właściwej stronie podała sekretarzowi.
- Widzisz o to mi chodziło… po prostu zastanawiam się czy to nie zostało wyryte na smoczej łusce. Oczywiście nie mam pewności. Widziałam coś takiego dość dawno i nie takiej wielkości. Zwykle do wykonania jednej karty potrzeba było całego kawałka smoczej skóry, no i przez to były też nieco bardziej giętkie, ale przynajmniej teoretycznie jest to możliwe. Jeśli tak to trzeba by sprawdzić jeszcze ten herb. Może to znak jakiegoś łowcy smoków.
Zerknęła na mężczyznę, któremu wyraźnie umknęła znaczna część wywodu blondwłosej. Wzruszyła ramionami.
- Ja tylko sugeruję, zresztą jak już mówiłam nie znam się na tym, więc wolę zostawić to tobie, a jakby z tym się nie udało to poszukam coś jeszcze o herbach. Myślę, że to także może nas nieco naprowadzić na odczytanie tego pisma. Przypomniało mi się właśnie, iż pod znakiem rodowym często umieszcza się zawołanie… kiedyś chyba widziałam tu taką książkę, która to uwzględniała.
Znów zniknęła między regałami, a kiedy wróciła zastała mężczyznę siedzącego już przy stole. Uśmiechnęła się i dołączyła do niego przeglądając swój tom. Oczywiście szybko siedzenie w jednej pozycji znudziło jej się. Zaczęła, więc wiercić się i obracać jak tylko się dało wreszcie skończyła z książką w ręku wisząc głową w dół, podczas gdy jej nogi spoczywały przewieszone przez oparcie, a niesamowicie długie włosy dotykały ziemi. Podniosła wzrok znad książki i zerknęła w stronę towarzysza.  
- Masz coś? Bo ja chyba coś znalazłam, ale raczej nie za bardzo ci się to spodoba…
Wyprostowała się momentalnie i położywszy tomiszcze na stole zaczęła czytać:
Herb Lishar – zawołanie „Utcumque”, używany jeszcze przed pierwszą katastrofą przez elitarną gildię magów władających magią zwierząt. Zakazany po 1777 roku na terenach wszystkich królestw.
- Więcej chyba nic tu nie ma, ale myślę, że warto byłoby dowiedzieć się czegoś więcej o tej przesympatycznej organizacji. W końcu może przynajmniej dowiedzielibyśmy się, czym grozi odczytanie tego liściku miłosnego od przodków
Uśmiechnęła się, ale sama czuła, że nie do końca udało jej się zamaskować świdrujący w głowie niepokój.  

<Ignatius?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz