środa, 12 września 2018

Od Xaviera cd. Philomeli

Nie mógł się powstrzymać drobnego uśmieszku, który wepchał się na jego lico w momencie, gdy Philomela przywołała go. Jak nawet mógł pomyśleć, że zdoła oszukać dziewczynę, której słuch zaliczał się do rzeczy bezdyskusyjnie niesamowitych. Poza tym nie okłamujmy się, ale to nie był jego dzień na tego typu podchody. Może i na co dzień próbował naśladować koci, cichy chód, tak tamtej nocy wypił zdecydowanie za dużo, bo całą rewię psuł fakt, że sapał niczym stary niedźwiedź.
Do umówionego miejsca przybył chwilę przed Volterem, jednak jakby na przekorę postanowił, że wstrzyma się jeszcze chwilę ze swoim wejściem. Gdyby musiałby się z tej decyzji tłumaczyć, powiedziałby, że uczynił to z czystej grzeczności, łaskawie przyzwalając, aby każdy z każdym powymieniał odpowiednie uprzejmości. Prawda, jednak miała inne oblicze i nazywała się po prostu ciekawość. Nie było to wprawdzie zbytnio etyczne, ale w najbliższym czasie nie ma zamiaru mieć z tego powodu wyrzutów sumienia, zwłaszcza że wyłapał jedno czy tam dwa ciekawsze słówka. Jednak przede wszystkim udało mu się nieco przyjrzeć osobom, z którymi przyszło mu się spotkać. Nie ukrywając, ale bard wolał się uprzednio nieco rozeznać, nim dołączyłby do tego posiedzenia, gdzie większość zgromadzonych, to raczej rosłe męże, niż suche trzciny, jak białowłosy. Choć byli znajomymi Philomelii, to jednak wciąż nie mógł być ich pewny w stu procentach. Tak naprawdę jedyną rzeczą, jaką o nich wiedział, to były ich imiona, które cudem wyłapał z rozmowy Fliss z oberżystą, więc spodziewać mógł się po nich wszystkiego. Może przy karczemnym kontuarze byliby niesamowitymi druhami, ale w tamtej chwili i w tamtym miejscu mroki uliczki rzucały na ich twarze dziwne cienie.
— Zarzekam, że wszystko ze mną w porządku — odparł chłopak, odrywając się od kamiennej ściany — A poza tym ile wina w głowie, tyle prawdy w słowie.
Postąpił w okręg, które wyznaczył blaski księżyca, po czym lekko się skinął głową, ale była to raczej zbyteczna uprzejmość, bo wątpliwe, żeby ktokolwiek nawet to dojrzał w tym słabym świetle.
— Jak zapewne słyszeliście, jestem przyjacielem oto tej damy i nazywam się Xavier.
Zaczął, może nieco z mozołem, jakby odwlekał przejście do najważniejszych sprawach. Coś go dziwnego blokowało, aż można było pomyśleć, że ma tremę. Oczywiście sam by się do czegoś takiego nie przyznał przez bardzki honor, jednakże nie zmienia to faktu, że przez spojrzenia tych jegomości zaczął z jakąś większą dbałością dobierać słowa. 
A może po prostu potrzebował jakiegoś impulsu czegoś, co zmusi go do gadania. Na przykład stwierdzenie, w którym podrygiwała namacalna nuta zdenerwowania:
— Doskonale, wspaniale, ale chyba mam prawo wiedzieć, po co mnie, nas tu ściągnęliście — burknął jeden z mężczyzny, na co chłopak skrzywił się lekko.
— Jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze — odwarknął Xavier, ale szybko odchrząknął, pozbywając się negatywnego tonu — Zgaduje, że nazwisko LaMarche nie jest wam obce. Jeśli nie mieliście z nim dotyczenia bezpośrednio, to na pewno nie raz słyszeliście o jego majątku. Majątku, którym uwielbia się chwalić.
Opowiedział im pokrótce o balu, a także o towarzyszącym mu licytacjom, właśnie głównie skupiając na tej atrakcji, jakby czując, że potańcówki raczej nie są w ich stylu, a przynajmniej większości. Tak naprawdę przekazał im to prawie to samo, co Philomeli we Wspólnej Sali, lecz specjalnie pomijając kwestie, które bezpośrednio dotyczyły Gildii i jej interesów. Kompletnie nie poczuwał się w obowiązku, aby tłumaczyć, po co im ten przedmiot dla kogo i w jakim celu.
— Czyli chcesz nas wykorzystać, żeby podwędzić rozkapryszonemu magnatowi jedną z jego zabawek?
— Oczywiście — białowłosy odpowiedział spokojnie, lecz z jakimś dziwnym uśmieszkiem — Tylko nie nazwałbym tego wykorzystywaniem
— A czym? 
— Wykorzystywanie byłoby w momencie, gdybym namówił was na charytatywne działanie, albo obiecał wam coś z góry, a potem wyłgałbym się z tego. Ja nic wam nie zapewniam, ale za to wskazuje palcem na niepowtarzalną szansę. Wspominałem, że będzie tam hucznie i szumnie, co automatycznie zobowiązuje do pewnych rzeczy i chyba nie muszę mówić, że nasza fujarka nie będzie tam jedyną rzeczą wystawioną na ekspozycje. Panowie, myślę, że trudniej o większą okazję.


 Philomelia?
To w założeniu miało być lepsze, przepraszam. ;;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz