środa, 5 września 2018

Od Krabata cd. Tilly

Beznadziejna sprawa z tymi zbiorami - myślał Krabat niosąc pod pachą spory zwitek worków na ziemniaki, które zwieszały się przez jego rękę bezwładnie jak kupa starych szmat, nawet kolorem nie bardzo od nich odbiegając. Jeszcze rano mógłby przysiąc, że w kuchni leży sterta całkiem jeszcze dobrych worków, ale kiedy przyszedł o nie zapytać wszystkie jakby wyparowały. Nic nie dały dokładne poszukiwania prowadzone wraz z Iriną, która po prawdzie nie pozwoliłaby mu samotnie grzebać w kuchennych szafkach. Tu było w końcu jej królestwo, nad którym sprawowała władzę nawet nie można powiedzieć twardą ręką, bo raczej dość masywnym wałkiem. Gdyby nie absolutne przekonanie o wybitnych zdolnościach kucharki gotów by uwierzyć, iż cały zapas owej lnianej materii zjedli wygłodniali członkowie gildii na podwieczorek. Uśmiechnął wyobrażając sobie takową scenę, ale wolał nie dzielić się tak niedorzecznymi pomysłami z Iriną. Koniec końców musiał wybrać się na samotną wyprawę do miasta, która nie dość, że nader nieprzyjemna w tym upale to jeszcze miała zostać odbyta samotnie. Przywykł ostatnio tak do towarzystwa ludzi, że wręcz nie wyobrażał sobie wędrówki w czasie której nie miałby komu ponarzekać na wszystko co go boli lub dopiero przeszkadzać mu będzie. Teraz więc przemierzając uliczki miasteczka miał wybitnie podły nastrój i wyrzekał na czym świat stoi.
- Trzeba ci było się tak stroić jak małpie na targu - mruczał wstrząsając dłońmi, by odkleić od ciała nawilgłe potem rękawy koszuli. Zawsze mówiono mu że w nieście trzeba wyglądać, więc koszulę z długimi rękawami uznał za najodpowiedniejszą, bo przecież nie będzie chodził odziany jak wieśniak. Szkoda ze nie wziął pod uwagę tego nieznośnego gorąca. Jakby tego wszystkiego było mało nagle nie wiadomo skąd zwaliła się na niego jakaś postać w ciemnej kapocie, a może tylko w oczach mu się zaćmiło, gdy uderzył głową o twardy bruk, i przyłożyła mu do gardła coś ostrego. Znał takie sytuacji z autopsji i to z obu stron: oprawcy i ofiary, ale zawsze niezależnie od położenia czuł się w nich wyjątkowo niekomfortowo. Słyszał niemal przyspieszone bicie swego serca, choć starał się and nim zapanować. Zacisnął mocniej dłonie na workach, które rozsypały się wokół niego. Lepiej było się nie ruszać, przynajmniej dopóki nie dowie się dokładnie czego właściwie napastnik chce. Ten jednak nagle jakby zmienił zdanie i odwróciwszy się zamierzał oddalić się jak gdyby nigdy nic. Tego było za wiele. Chwycił dłoń, która jeszcze chwilę temu mierzyła w jego gardło jakimś ostrym przedmiotem i wbił natarczywe spojrzenie w tajemniczego nieznajomego. Dopiero po dłuższej chwili sprawca odwrócił się w jego stronę. Dostrzegł jednak w cieniu kaptura jedynie kosmyk blond włosów. Zamarł i w roztargnieniu omal nie rozluźnił uścisku. Szybko jednak wrócił do siebie i zapytał natarczywie:
- Nie wiem skąd pochodzisz, ale w moim kraju jeśli się na kogoś spada od tak wprost z nieba, a potem próbuje zabić raczej mówi się przynajmniej dlaczego. Mogę zatem wiedzieć... chwileczkę.
Pokręcił głową jakby starał się obudzić z jakiegoś snu i delikatnie uniósł kaptur nieznajomej.
- Tilly!!! - wykrzyknął szczerze zdumiony, po czym mruknął - no tak tylko komuś należącemu do naszej gildii mogą przychodzić do głowy tak szalone pomysły, ale może wreszcie się dowiem co ty tu właściwie robisz?

<Tilly?>   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz