wtorek, 18 września 2018

Od Xaviera cd. Ignatiusa

Nie śmiał nawet wystękać półsłówka, gdy Ignatius niczym natchniony wyrzucał z siebie wyjaśnienia, próbując choć trochę przybliżyć Xavierowi, co się stało. Białowłosy z uwagą przysłuchiwał się tłumaczeniom chłopaka, ale nie przez to, że jakoś się nimi bardziej przejął, tylko młody wypluwał słowa z taką szybkością, że bard musiał się skupić, aby wyłapać z nich właściwą puentę. Jednocześnie próbował również nieco przyjrzeć się czarnowłosemu, a przy okazji nie zdradzić się przez uśmiech, który chciał stłumić, przybierając poważną minę. Ku uldze mógł z radością stwierdzić, że te jego dziwne zabiegi zakończyły się, o dziwo zaskakująco pozytywnie. Obawiał się, że nieodpowiednio skumulowana moc mogła na chłopaka nie podziałać, albo – co gorsza – przynieść skutki całkiem odwrotne do zamierzonych. Nie mówiąc już, że mogłoby mu się stać nawet coś gorszego, z czego już na pewno by się nie wytłumaczył.
Na szczęście do niczego takiego nie doszło, a Iggy wówczas wykazywał niesamowitą energię i chęć do dalszego działania. Chociaż Xavier podejrzewał, że ten zbytni wigor, to raczej zasługa nagromadzonych emocji, niż faktyczny stan. Bard nie musiał być cyrulikiem, żeby zauważyć, jak organizm młodego daje delikatne znaki, że nie do końca obojętne mu są wydarzenia sprzed chwili. Sam zainteresowany jednak zdawał się tego nie odczuwać albo usilnie tłumił te bodźce. Chwiał się na nogach, ale wciąż głupio chciał gonić za złodziejami. Xavier nawet w pewnym momencie zaczął się zastanawiać czy przypadkiem w chwili, gdy go kopnął, ten nie za mocno przyrżnął łbem w bruk.
— Zabrali mi wszystko! — wypluł na koniec, nim jego głos całkiem się podał. Białowłosemu wydało się, że chłopaka momentalnie opuściły siły, jakby z ostatnim słowem wyzbył się energii, która jeszcze przed chwilą mogła go ponieść choćby na koniec świata, albo przynajmniej do miejsca, gdzie zabrali jego torbę.
Widząc to, Xavier wykrzywił twarz w jakimś dziwnym grymasie. Cmoknął z dwa razy ni to próbując się czegoś pozbyć z zęba, ni to rozmyślając nad opowieścią chłopaka. Chwilę minęło, nim zebrał myśli i w końcu się odezwał.
— Wiesz co — Ignatius podniósł z powrotem na niego wzrok, aby po usłyszeniu dalszej części zdania, obrzucić go dziwnym spojrzeniem — Myślę, że na chwilę obecną nabiegałeś się wystarczająco.
— Nie słyszałeś? Zabrali torbę, ukradli dokumenty...
— Oczywiście, że słyszałem, trudno nie było słyszeć.
— Musimy...
— Nic nie musimy — warknął, może trochę zbyt głośno, ale chciał przekrzyczeć sekretarza i zmusić go, aby wstrzymał się z gadką przynajmniej na chwilę. — Teraz to ty mnie posłuchasz. Jeśli chcemy cokolwiek robić, to wpierw musisz się uspokoić. Odpocząć. Ledwo stoisz na nogach i szczerze wątpię, żebyś dał radę choćby przejść metr, a co dopiero gnać za bandą oprychów i to nie wiadomo gdzie. Przyznaj się, że nic o nich nie wiesz oprócz tego, że cię skroili i potraktowali jakąś dziwną substancją. Nie masz pojęcia kim byli, skąd się tu wzięli i dokąd pobiegli. Chyba że ja o czymś nie wiem i w międzyczasie zdążyłeś rozgryź półświatek. 
Oprócz tego małego wybuchu na początku resztę wywodu bard przekazał nadzwyczaj spokojnym tonem, w który jednak przy końcu zaczęła podzwaniać nutka rozbawienia, która w ostateczności zamieniła się w mało taktowne prychniecie. Może Ignatius podjął próby odgryzienia się mu, ale Xavier całkiem je zbył. Machnął ręką i niezrażony kontynuował.
— Nie wiem, czy jesteś świadomy, ale te twoje tarzanie się po śniegu trochę trwało, więc najprawdopodobniej nasze dokumenty są już, cholera wie gdzie. Owszem możesz biec, jeśli dasz radę, ale na niewiele się zdadzą twoje wysiłki. Uwierz nie łatwo tutaj kogoś ot, tak znaleźć, zwłaszcza że ta osoba raczej nie chce być znaleziona. Do takich rzeczy nie podchodzi się w taki sposób. Tu potrzeba planu... ale o takich rzeczach raczej nie powinno się rozmawiać na ulicy.
Odruchowo rozejrzał się po najbliższych kamienicach. Przebiegł wzrokiem po dachach, gzymsach raz czy dwa razy dłużej zawieszając wzrok na ciemniejszym wgłębieniu między budynkami. Wątpił, żeby ktoś ich obserwował, ale dla ukojenia sumienia wolał jednak obadać okolice. Jednocześnie dał sobie chwilę, aby nieco poukładać myśli w głowie. Niby po jego tonie i wypowiedzianych słowach można było stwierdzić, że nie przejął się zbytnio tym incydentem, jednak nie była to w żadnym wypadku prawda. Wewnętrznie wręcz go skręcało ze złości, bo chociaż to Ignatius został napadnięty, to jednak sam się czuł, jak ofiara. Może i to sekretarz miał przy sobie papiery, ale to im obu zlecono misje, więc odpowiedzialny za nie był w takim samym stopniu, jak młody. Oliwy do ognia dolewała także świadomość, że nie tyle co oni zostali okradzeni, ale tym samym mistrz i Gildia, a to już było niedopuszczalne. Xavier mimowolnie warknął pod nosem i odwrócił się w stronę Teroise. Zlustrował go i odwrócił wzrok w stronę, gdzie pod murem leżał śmierdzący płaszcz ledwo widoczny przez poprzyklejany do niego śnieg. Spojrzenie białowłosego zatrzymało się jednak tam tylko na chwilę i wręcz od razu powędrowało gdzieś indziej. Chłopak wolał raczej udawać, że nie wie, co się stało z ubraniem czarnowłosego.
— Wytrzyj nos i spadamy stąd — zwrócił się ponownie do sekretarza. Podszedł do niego bliżej, aby ewentualnie służyć mu ramieniem, gdyby jego mięśnie jeszcze nie uporały się z szokiem — Załatwimy ci jakąś kapotę, a potem odzyskamy papiery.


 Iggy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz