piątek, 27 listopada 2020

Od Antaresa

Sir Roderyk nie omieszkał przekazać Antaresowi całej swojej wiedzy o tym, jaki powinien być idealny rycerz. Jak ze wszystkim, jedne elementy były dla mężczyzny łatwiejsze, inne nieco trudniejsze. Do tych pierwszych należała walka mieczem - dla młodego rycerza stal była naturalnym przedłużeniem ramienia i czuł się niemal nagi, nie czując tego charakterystycznego ciężaru przy swym lewym boku. Do drugiej kategorii należały wszelkie umiejętności dworskie. Mimo najlepszych chęci, Antares nie potrafił ładnie się wysławiać, a prowadzenie kurtuazyjnej rozmowy o niczym było ponad jego możliwości. Starał się. Bardzo się starał. Ale bez konkretnego tematu słowa miast wartko płynąć, tylko wyciekały leniwie niczym woda z dziurawego wiadra.
Mistrz Cervan przyjął go w swym gabinecie i chociaż Antares był przygotowany na jakąś dyskusję, konieczność przekonania mężczyzny że rycerz będzie świetnym wsparciem dla Gildii, nic takiego nie miało miejsca. Cervan pokiwał głową, powiedział “Witamy w Gildii” i poprosił swego zastępcę, Ignatiusa, by ten zaprowadził Antaresa do jego pokoju. Antares ledwo zdążył się tam rozpakować, a przyszła już pora posiłku. Pora, kiedy będzie mógł zapoznać pozostałych członków Gildii. Powinien z nimi porozmawiać i zrobić dobre pierwsze wrażenie. W końcu nie wie, kto z nich może stanąć u jego boku, gdyby trzeba było potykać się ze smokiem, prawda?
Antares zszedł do Głównej Sali i objął pomieszczenie wzrokiem. Od pewnego czasu cieszył się ciszą w swojej głowie – ten drugi wydawał się jakoś mniej aktywny, ale jego nagłe wybudzenie się jasno dało do zrozumienia, że po prostu zbierał siły.
“Patrz, demon! Chodź, weźmiemy go sobie!” odezwał się nagle, ale Antares nawet nie drgnął. Pozwolił sobie tylko zerknąć w stronę wyróżniającej się postaci.
“Łeb ma jak stary, śmierdzący cap, ale czego się spodziewać po demonie. Zakujemy go w dwimeryt, będzie doskonałym zbiornikiem magii…”
“Zgasi cię jak świeczkę” odpowiedział mu Antares, odwracając wzrok od demona i zerkając gdzie indziej. Kto wyglądał na najbardziej rozmownego? Rycerz potrzebował chwili, żeby się skupić. Ten drugi nie przestawał zalewać go potokiem słów.
“Zostaw tych dwóch pajaców w gwiazdki… Tego złodziejaszka za dychę i siedzącą koło niego papugę z lutnią też, są nic nie warci… Oo, są jakieś panie! Chodźmy do tamtej rudej. Wiesz, że lubię rude?”
Antares podziękował kucharce za talerz z jedzeniem i puścił mimo uszu komentarze tego drugiego. Irytowało go, jak bardzo nie miał szacunku do niewiast…
“Ruda siedzi z bachorem. Może to jej? Dobra, usiądźmy gdzie indziej, nienawidzę dzieci… Ej, ta z białymi włosami jest niczego sobie, chodź do niej!”
Antares ruszył między stoliki, puszczając mimo uszu komentarze swojego alter-ego. Rycerz instynktownie kierował się ku podobnym sobie osobom, ku wojownikom, ale wszyscy jak jeden mąż siedzieli przy jednym stoliku, przy którym nie było już miejsca na kolejną osobę. Czy powinien mimo wszystko do nich podejść? Z nimi najlepiej by mu się rozmawiało. Czy powinien może wybrać kogoś, kto siedział kompletnie sam? Wtedy miałby przynajmiej szansę się wypowiedzieć. Czy może raczej wybrać kogoś, kto najprzyjaźniej wyglądał? Z takimi osobami najszybciej łapał kontakt.
Cóż, trzeba było szybko podjąć jakąś decyzję…


Dzień dobry, można adoptować.

2 komentarze: