poniedziałek, 9 listopada 2020

Od Isidoro - Event

Astrolog nie miał pojęcia, dlaczego Mattia tak strasznie nalegał na to, by odpoczął i postarał się unikać jakiegokolwiek wróżenia przez parę najbliższych dni. Isidoro był jednak przyzwyczajony do tego, że nie ma pojęcia, dlaczego Mattia prosi go o różne rzeczy, niemniej jednak oczywiście spełniał każdą prośbę brata. Tak samo przecież Mattia bardzo często nie miał pojęcia, dlaczego Isidoro prosi go o to czy tamto, zawsze jednak ufał osądom i przewidywaniom młodszego astrologa.
Problem ze spełnieniem prośby Mattii był tylko taki, że Isidoro się po prostu nudził. Gdyby przebywali w siedzibie Gildii, na pewno znalazłby sobie zajęcie wśród bibliotecznych zbiorów, w bursach jednak nie było niczego ciekawego poza zawartością spiżarni, toteż astrolog kręcił się chwilę po pokoju, i w końcu postanowił chociaż wyjść i się przewietrzyć.
Dzień był doskonały na wietrzenie, bo wiało wprost niemiłosiernie, jednak przyzwyczajony do ostrego, górskiego klimatu Isidoro za nic sobie miał przeszywające podmuchy wiatru. Szczelniej otulił się swoim krótkim, cienkim płaszczem i skierował kroki ku plaży. Miał wypoczywać, a gdzie lepiej to zrobić, niż właśnie na plaży?
Isidoro był człowiekiem wielu talentów i kiedy nie mógł korzystać ze swego talentu wróżbiarskiego, ujawniał się inny jego talent, mianowicie talent do gubienia drogi. I tak zamiast trafić na główną plażę Almery, gdzie przez całe dnie bawiła wypoczywająca w uzdrowisku szlachta, Isidoro trafił na opuszczoną, kamienistą plażę, gdzie absolutnie nikt się nie zapuszczał. Cóż, prawie nikt.
Gdy astrolog dotarł na miejsce, rozciągał się przed nim widok niczym z powieści gotyckiej. Oto ciężkie, ołowiane chmury przetaczały się nad horyzontem, grożąc w każdej chwili wylaniem strug lodowatego deszczu. Wiatr wył potępieńczo, zagłuszany nieregularnym, gniewnym hukiem fal i niepokojącym szelestem kamieni, które morze to zagarniało z plaży, to znów wyrzucało daleko na ląd, niczym rozkapryszone dziecko. Pośród tego wszystkiego stała samotna sylwetka obleczona w czerń. Wiatr targał jej ciężkim płaszczem, rozwiewał go niczym pojedyncze, demoniczne skrzydło, dodając całej scenie osobliwego rodzaju grozy i melancholii.
Isidoro bez problemu rozpoznał w owej sylwetce Balthazara, którego wysoki wzrost i charakterystyczne poroże ściągały spojrzenia z daleka. Co prawda nie zamienił chyba z bibliotekarzem ani słowa od czasu swojego przybycia do Gildii, niemniej jednak darzył go ciepłymi uczuciami. W głównej mierze brały się one rzecz jasna z zajęcia Balthazara – Isidoro uważał, że bibliotekarz po prostu nie może być złą osobą, skoro cała jego praca to zajmowanie się książkami. Poza tym astrolog bardzo lubił kozy, postrzegał je jako urocze stworzenia i podobało mu się, jak z gracją truchtają po górskich halach.
Z tej też przyczyny odważnie wkroczył na plażę i jak po sznurku podążył w kierunku Balthazara. Usłyszawszy zbliżający się odgłos chrzęstu kamieni, demon odwrócił się i zlustrował Isidoro wzrokiem. Astrolog odezwał się:
— Dzień dobry, Balthazarze.
— Ach, witam. — zaczął bibliotekarz, ale jako że Isidoro nie wykonał żadnego ruchu, by pociągnąć dalej rozmowę i jedynie wpatrywał się w niego swoimi okrągłymi oczami, to w końcu dodał: — Cóż, pogoda nie nastraja do spacerów, toteż wybrałem się na samotną wycieczkę, by odpocząć nieco od zgiełku. Pomyślałem, że ta oddalona i nieuczęszczana plaża będzie doskonałym miejscem, aby oddać się w spokoju kontemplacji nie będąc niepokojonym przez nikogo.
— Rozumiem — odparł krótko Isidoro, jednak biorąc pod uwagę to, że nadal stał i wpatrywał się w Balthazara, można było stwierdzić, że zdecydowanie nie rozumiał.
— Hm… W takim razie, za pozwoleniem… — Bibliotekarz zawiesił głos, przeniósł ciężar ciała na drugie kopyto i odwrócił się, by odejść. Tak jak się obawiał, Isidoro podążył za nim, drobiąc dwa kroki na każdy jeden posuwisty krok Balthazara.
Demon westchnął. Naprawdę planował tego dnia pobyć z dala od kogokolwiek, tymczasem zaś drepczący obok niego astrolog wprowadzał swą obecnością niezręczną atmosferę. Czy czegoś chciał? Czy miało się wydarzyć coś konkretnego? “Gdyby tak było, chyba powiedziałby wprost” – pomyślał logicznie Balthazar, nie wiedząc, że nie może być dalszy od prawdy.
Gdy już miał ponownie zwrócić się do Isidoro, zauważył, że nie słyszy już jego kroków. Obrócił się i dostrzegł, jak astrolog pochyla się nad jakimś obiektem, usiłując wydobyć go spomiędzy zwałów żwiru. Demon zmarszczył brwi, jednak zaraz obudziła się w nim ciekawość – drugi mężczyzna wyraźnie siłował się tam z jakąś metalową skrzynką, którą wprawne oko demona błyskawicznie oceniło na wykonaną dobre kilka stuleci wcześniej.
— Hm, co my tu mamy — rzucił pod nosem, podchodząc bliżej.
Astrolog w końcu wyciągnął skrzynkę na tyle, by odsłonić całe jej wieko, nie wykonał jednak dalszego ruchu, wyraźnie czekając na inicjatywę Balthazara.
— Pewnie jest zamknięta, ale nie zaszkodzi sprawdzić. — Demon pochylił się nad znaleziskiem i ostrożnie wsunął koniec pazura pod wieko. Ku zdumieniu obu mężczyzn, odskoczyło z cichym kliknięciem, ukazując zawartość skrzynki.
Oczy bibliotekarza aż się zaświeciły. Odsunął Isidoro i sam zasiadł przy skrzynce, nie bacząc na twarde i brudne kamienie. Sięgnął ostrożnie do wnętrza i z niebywałą troską wydobył z niej mały, przerdzewiały kawałek metalu, z którego czas zdarł już niemal wszystkie inskrypcje. Isidoro zajął miejsce obok Balthazara i również otaksował wzrokiem zawartość skrzynki.
Wypełniona była ona… śmieciami. W środku walało się potłuczone, zmatowiałe ze starości szkło i pełno zaśniedziałych serpentyn metalu. Isidoro nie potrafił zidentyfikować, jaki to przedmiot musiały tworzyć, nim perypetie dziejów postanowiły zetrzeć go na proch.
Braab changcham — wyjaśnił Balthazar, widząc skonsternowanie na twarzy astrologa, następnie zaś sięgnął i wydobył ze skrzynki kawałek szkła. — To taka… waluta. — Demon złożył razem odłamek metalu i szkła, prezentując Isidoro gotowy przedmiot. — Tak wyglądała. Jak sądzisz, co było w środku?
Isidoro popatrzył na egzotycznie wyglądającą fiolkę, była ledwie wielkości palca. Przekrzywił głowę, zastanawiając się. Mogła mieścić coś płynnego lub sypkiego… Jakaż to mogła być waluta?
— Przyprawy? — zapytał niepewnie.
Balthazar pokiwał głową z uznaniem.
— Bardzo celnie, ale nie tym razem. Te fiolki zawierały wspomnienia.
— Jak wspomnienia mogą być walutą? — Isidoro zmarszczył brwi, pierwszy raz w tym spotkaniu na jego twarzy pojawiły się jakieś emocje.
— Ha, nawet jeśli ktoś nie ma niczego, zawsze znajdzie się jakaś waluta, którą może zapłacić. Wartość przysług lub towarów można na różny sposób odpracować, poświęcając swój czas i siły. Poświęcając ciało. — Balthazara zaakcentował ostatnie słowo. — Jednak człowiek to o wiele więcej, niż tylko ciało, i owe pozostałe części stanowią w niektórych kręgach wysoce pożądaną wartość. Wartość, której ludzie tak często nie doceniają…
Isidoro pokiwał głową, słuchając z nieukrywanym zainteresowaniem. Jego oczy wpatrywały się wprost w Balthazara, i o ile zazwyczaj większość osób czuła się nieco skrępowana będąc obdarzonym tak skupionym spojrzeniem, o tyle dla demona była to zachęta do kontynuowania wypowiedzi.
— Umysł, serce i dusza, wraz z ciałem stanowią cztery elementy z których składa się człowiek. Wspomnienia zaś to nic innego, jak tylko odpryski tego pierwszego. I tak jak kropla krwi lub pukiel włosów będące odpryskiem ciała mogą być źródłem magicznej mocy, tak i wspomnienia, odpowiednio użyte, mogą zasilić przeróżne zaklęcia. Cóż znaczy jeden kosmyk lub jakieś stare wspomnienie z dzieciństwa, chociażby imię ulubionego pluszaka, prawda?
Ton Balthazara zmienił się, stał się jakby bardziej melodyjny, podszyty przyjemnym dla ucha pomrukiem. Demon zmrużył karmazynowe oczy, patrząc na Isidoro.
— Nieprawda — wypalił swoim zwyczajem astrolog, co Balthazar skwitował lekko zaczepnym “Och, doprawdy?”. — Kosmyk tu, kosmyk tam, i można zostać łysym. Ale to widać w lustrze. Utraty wspomnień już nie.
Bibliotekarz roześmiał się.
— Jakże trafne porównanie! I w pełni oddaje to, jak uzależniającym jest oddawanie własnych wspomnień, jak niebezpiecznym… W końcu każde wspomnienie kształtuje duszę, niby ślad dłuta rzeźbę. Te miłe, te bolesne, te drobne i te istotne – nie sposób tak naprawdę określić, które z nich wpłynęły na sam rdzeń ludzkiego ego, które stały się jego najważniejszymi filarami. Jednakże… — Balthazar zawiesił głos, a gdzieś w oddali zamruczał grzmot. Porywisty wiatr jeszcze się wzmógł tak, że Isidoro musiał szczelniej owinąć się płaszczem. — …są takie rzeczy, za które ludzie skłonni są zapłacić każdą cenę. I nie myślą o konsekwencjach.
— Na przykład? — zapytał Isidoro, przekrzywiając głowę.
Balthazar nachylił się nad astrologiem tak, że ich wzrok znalazł się na tym samym poziomie.
— Życie — powiedział cicho. — Ludzie są w stanie wiele poświęcić dla rzeczy tak błahych, jak status lub bogactwa, wszystko to jednak blednie przy poświęceniach, do jakich są zdolni byle tylko zatrzymać ukochaną osobę na tym świecie. Chociaż przez jeden dzień. — Demon wyprostował się i popatrzył gdzieś w dal. — To, co nigdy nie powinno być towarem zakupione za to, co nigdy nie powinno być walutą u tego, z kim nigdy nie powinno się zawierać żadnych umów.
Bibliotekarz zamilkł na długą chwilę, kontemplując coś w ciszy, a następnie zwrócił się ponownie do Isidoro.
— A ty? Jakie wspomnienia oddałbyś za życie ukochanej osoby?
— Żadne. Mattia by tego nie chciał. Nie chciałby, żebym się okaleczał i przeciwstawiał przeznaczeniu.
Balthazar ponownie się roześmiał.
— Wielu tak mówi, a gdy przychodzi co do czego, skłonni są oddać wszystkie wspomnienia, wszystkie umiejętności, wszystkie znane języki i nawet dar magii, byle tylko przeciwstawić się owemu przeznaczeniu, któremu ty, astrolog, jesteś tak posłuszny. — Bibliotekarz w zamyśleniu poskubał swą kozią bródkę. — Tyle ksiąg, tyle historii, a w żadnej nie trafiłem jeszcze na przypadek, by coś takiego dobrze się skończyło.
— To chyba o czymś świadczy — wtrącił niepewnie drugi mężczyzna.
— Owszem. Że nic się nie uczycie — Demon odłożył odłamki do pudełka. — Pochodzą z okresu złotego wieku imperium Sopheaktra. Słyszałeś o nim kiedykolwiek?
— Nie, nigdy — odparł zgodnie z prawdą Isidoro. Interesował się historią, była mu też pomocna do lepszej interpretacji wróżb – śledził przebieg przeróżnych wydarzeń, starając się na ich podstawie zrozumieć skomplikowaną sieć powiązań i wpływów, które w efekcie spowodowały taki czy inny obrót sprawy. Może nie był specjalistą w dziedzinie, ale jego samego zdziwiło nieco, że była nazwa imperium, której nigdy nie słyszał. Imperia to nie przypadkowe kraje czy księstwa, obejmowały obszary, przez które podróżowało się miesiącami, a ich narodziny okupione były krwią i wojną.
— Nic dziwnego. Trudno nawet mówić o jakimkolwiek “złotym wieku”, chociaż termin ten jest używanych w księgach historycznych. Owo imperium powstało na przestrzeni pięciu lat, upadło zaś po roku swego jakże krótkiego i pełnego turbulencji istnienia. Wszystko przez to, że władza w żaden sposób nie regulowała obrotu braab changcham – można było tam sprzedać i kupić dowolne wspomnienia, nie tylko własne, i to w każdej możliwej ilości. Dzięki temu państwo urosło w siłę i rozszerzyło swe granice w rekordowym tempie, tworząc rozległe imperium, ceną za to była jednak nieprzeliczona rzesza ludzi z całkowitą amnezją. Język, kultura, wspomnienia, wartości – wszystko to przerobiono na destruktywną magię i nie zostało nic, co można byłoby zapisać na kartach historii. Potężne imperium, które nie zostawiło żadnego śladu w świecie, cała jego tożsamość bezpowrotnie utracona. To były czasy… — Balthazar przymknął oczy, z daleka można byłoby sądzić, że w rozmarzeniu. — Teraz oczywiście jakikolwiek handel wspomnieniami jest całkowicie zakazany. Wszystko, co narusza integralność jednego z czterech elementów składowych człowieka kwalifikuje się jako dziedzina czarnej magii, wiadomo jednak, że dla chcącego nie ma nic trudnego.
To mówiąc Balthazar zamknął skrzynkę.
— Jeśli nie miałbyś nic przeciwko, zaopiekowałbym się tymi pamiątkami. Nie sądzę, by znalazł się ktokolwiek inny zdolny w należyty sposób docenić ich wartość.
Isidoro skinął mu głową, była to jednak tylko formalność – Balthazar i tak pewnie zagarnąłby skrzynkę. Bibliotekarz popatrzył z powątpiewaniem na coraz ciemniejsze chmury nad ich głowami. Miał wrażenie, że samo niebo zwiesza się coraz niżej, już opiera się o kalenice szlacheckich posiadłości i lada chwila runie na ziemię. Porywisty wiatr nie robił mu różnicy, jednak lejąca się na głowę woda już tak.
— Natura robi wszystko, by się nas stąd pozbyć. Roztropnym byłoby usłuchać jej ponagleń, jeśli nie chcemy liczyć się z konsekwencjami w postaci lodowatego prysznica. — Demon wstał i wziął skrzynkę. — Pójdźmy.
Obaj mężczyźni opuścili plażę i skierowali swe kroki z powrotem do burs. Isidoro nie musiał martwić się już o drogę, toteż miał okazję przyjrzeć się nieco miastu. Faktycznie, na ulicach było raczej pusto. Niemal wszystkie restauracje zwinęły wystawione przed wejściem stoliki, krzesła i parasole, które to stanowiły tak charakterystyczny element nadmorskiego uzdrowiska. Chociaż było lato, pogoda przywodziła na myśl raczej smutną, obrażoną na wszystkich jesień, zdolną w każdej chwili zatopić miasto we łzach.


Po powrocie do burs Isidoro podziękował Balthazarowi za wspólnie spędzony czas i interesujący wykład, a następnie udał się do swojego pokoju, gdzie zastał lekko podenerwowanego Mattię.
— Nie było cię pół dnia. Gdzie się podziewałeś? — zapytał od razu z troską.
— Poszedłem na plażę.
— Przy tej pogodzie? Pokaż mi się. — Mattia przyłożył rękę do czoła Isidoro, ale nie wyczuł, by jego brat miał gorączkę. — Nie przewiało cię? Jak się czujesz?
Isidoro westchnął tylko. Od wyprawy do posiadłości pana Waltze Mattia zrobił się dużo bardziej opiekuńczy.
— Nie, nie musisz się martwić. Cały dzień nic nie wróżyłem, tak jak obiecałem. I spotkałem na plaży Balthazara. Rozmawialiśmy o czarnej magii. — Isidoro się uśmiechnął, a Mattia spojrzał na niego z powątpiewaniem.
— Rozmawiałeś o czarnej magii z demonem?
— Był bardzo miły. — Isidoro wzruszył ramionami. — Wiedziałeś, że da się handlować wspomnieniami?
Isidoro pokrótce streścił Mattii wypowiedzi Balthazara, jednak nie zwrócił uwagi na to, że jego brat nieco zbyt intensywnie przysłuchuje się niektórym fragmentom.
— “To, co nigdy nie powinno być towarem zakupione za to, co nigdy nie powinno być walutą u tego, z kim nigdy nie powinno się zawierać żadnych umów.” — zacytował. — To bardzo mądre słowa.
— Tak, na pewno — odparł mu Mattia. — A wspominał może, kto może być owym jegomościem, z którym nie powinno się zawierać żadnych umów?
Isidoro rzucił mu bardzo zdziwione spojrzenie.
— Oczywiście, że nie. Mattia, nie słuchałeś. Przecież to nielegalne.
Starszy astrolog uśmiechnął się słabo i bez przekonania.
— Tak, nielegalne.
Ale dla chcącego nie ma nic trudnego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz