niedziela, 22 listopada 2020

Od Mattii cd. Xaviera

Isidoro przekładał dzienniki gwiezdne z powrotem na wytartą z kurzu półkę. Mattia zaś siedział przy biurku nad rozkręconą lunetą i z uwagą przecierał wilgotną szmatką jedną z soczewek. Astrolog miał założoną chustę osłaniającą dolną część twarzy, ale i tak zapach alkoholu, którym przecierał soczewkę był dla niego drażniący. Mężczyzna po raz kolejny podniósł bezcenne szkło do światła i zmarszczył brwi widząc nowy, biały odblask w soczewce. Potarł go kilka razy szmatką, ten jednak uparcie nie znikał.
— Doprawdy… — mruknął pod nosem, ściągając maskę i opuszczając szkło. Wtedy dopiero jego wzrok trafił na źródło owego odblasku.
Xavier stał, niezobowiązująco opierając się barkiem o półkę z książkami. Czarny, obramowany złotym haftem płaszcz spływał mu z ramienia i stapiał się z ciemnymi, tłocznymi na złoto oprawami ciężkich woluminów. Śnieżnobiałe włosy okalały jego harmonijną twarz, która wydawała się lśnić na tym tle jakimś nierzeczywistym blaskiem. Mattii od razu skojarzyło się to z ową charakterystyczną, perłową poświatą, którą księżyc zwykł się otaczać w mgliste, jesienne noce.
— Pora jest dość późna, prawda… Miałem jednak nadzieję, że nie będę przeszkadzał. — Xavier odezwał się melodyjnie, odrywając się od półki z książkami i płynnym krokiem okrążając ustawiony na środku teleskop. Isidoro skinął Xavierowi głową i zaraz wrócił do swojego zajęcia, nie przejmując się niespodziewaną wizytą.
— Ach, nie, oczywiście. Kończyliśmy już sprzątanie — odpowiedział Mattia, odkładając soczewkę na miękką poduszkę i okrywając ją szmatką.
Musiał przyznać, że bard go zaskoczył. Xavier zajmował jedną z ostatnich pozycji na liście osób, które Mattia spodziewał się, że tak po prostu zawitają w obserwatorium. Tymczasem zaś drugi mężczyzna zatrzymał się przy sferze armilarnej i z uprzejmym zainteresowaniem powiódł wzrokiem po cienkich, łączących się ze sobą złotych elipsach przedstawiających trajektorie planet. Nawleczone na nie były pojedyncze, ceramiczne koraliki wyznaczające konkretne położenia ciał niebieskich w zależności od oznaczonej na zewnętrznym pierścieniu daty. Podstawę sfery stanowił ceramiczny, malowany dysk na którym Mattia własną ręką naniósł symbole gwiazdozbiorów i mgławic.
— Intrygujące, że urządzenie przypominające bardziej dzieło sztuki jubilerskiej może posłużyć do przewidywania ludzkiego losu — zaczął dość oględnie bard, a potem ruszył dalej.
Jego wzrok prześlizgnął się po biurku, przy którym Mattia rozkręcał lunetę. Jednak to nie luneta zaciekawiła Xaviera. Zwrócił swą uwagę na podłużny futerał, w którym Mattia trzymał swoje wahadełko.
— Zastanawia mnie, jak umiejętność przewidywania przyszłości łączy się z umiejętnością znajdowania… osób i rzeczy. — Xavier podszedł bliżej, tym razem oparł się biodrem o biurko. Astrolog nie mógł pozbyć się wrażenia, że w postaci barda czegoś brakuje, nie był jednak w stanie początkowo stwierdzić, o co dokładnie chodzi.
— Cóż, jedno i drugie to w pewien sposób odnajdywanie drogi. Każdy wybór jest niczym rozstaje dróg, pcha ku takiemu czy innemu rozwojowi wypadków. — Mattia wskazał Xavierowi stojący obok miękki fotel, na którym bard zaraz się rozsiadł. Oparł się o podłokietnik, założył niedbale nogę na nogę, zawiesił wzrok na astrologu. Na coś czekał i czegoś chciał, Mattia nie wiedział jednak, co takiego mogło się stać.
— Nicolas był pod wrażeniem mocy wahadełka, wtedy, w Almerze. Wspominał o tym jeszcze przez wiele dni… jak obsydian zawisł nad mapą przecząc prawom fizyki. To musiał być interesujący widok, doprawdy żałuję, że go przegapiłem.
— Faktycznie, masz rację. — Mattia pokiwał głową, przypominając sobie tamten poranek. — Powiedziałbym, że nic straconego. Ten typ wróżby nie zabiera wiele czasu, więc jeżeli jesteś ciekaw, mogę spróbować coś zlokalizować, hm… — Astrologowi nie umknął ożywiony błysk, który przemknął na chwilę w lazurowych oczach barda, wtedy też mężczyznę w końcu olśniło, czego brakowało Xavierowi.
Nie miał lutni.
Mattia nie potrafił przypomnieć sobie momentu, w którym Xavier pojawiłby się bez swojego instrumentu – ten charakterystyczny, długi gryf z finezyjnie rzeźbioną główką i kluczami z kości stanowił nieodzowny element aparycji barda.
— ...może twoją lutnię? — dokończył.
Xavier poprawił się na fotelu, obie stopy wylądowały na podłodze, a bard pochylił się w kierunku astrologa. Na jego ustach na moment zaigrał uśmiech.
— Doskonały pomysł. Czy… coś będzie do tego potrzebne?
— Nie, spokojnie. Wystarczy mi twoja ręka — Mattia sięgnął po futerał, wyjął z niego wahadełko. — Wiesz, gdzie znajduje się lutnia?
— Czy to ma wpływ na przebieg wróżby? — Xavier odparł wymijająco, wyciągnął jednak dłoń do astrologa. Ten zaś dojrzał, że bard zrobił się nagle nieco spięty.
— Nie, pytałem z ciekawości.
„Zgubił lutnię, no niewiarygodne” pomyślał astrolog, nie dając po sobie poznać, że domyślił się powodu, dla którego Xavier pojawił się w obserwatorium. Nic dziwnego, że podchodził do tematu jak do jeża – to musiało być dla barda ujmą na honorze. Stąd te enigmatyczne pytania i zainteresowanie wahadełkiem.
Mattia wydobył z biurka lekko pożółkłą kartkę z planem wszystkich budynków i pomieszczeń należących do Gildii. Pozostała w obserwatorium jeszcze z czasu, kiedy obaj D’Arienzo planowali dopiero swoją pracownię i Mattia musiał wraz z Ignatiusem przedyskutować, które pomieszczenie będą mogli zająć.
Astrolog zawiesił wahadełko nad otwartą dłonią Xaviera. Smukły, oprawiony w złoto ametyst lekko przechylał się w stronę linii serca, a po chwili zaczął kołysać się to w jedną, to w drugą stronę. Mattia w skupieniu przeniósł wahadełko nad mapę Gildii.
— Wskaż miejsce, w którym jest lutnia Xaviera — powiedział, a następnie uniósł brwi, kiedy wahadełko wychyliło się mocno, pokazując obszar daleko poza mapą.
Xavier poruszył się na fotelu, uciekł gdzieś wzrokiem, astrolog wydawał się tego jednak nie zauważać.
— Wezmę większą mapę. — Mattia postanowił oszczędzić bardowi konieczności tłumaczenia się i gładko przeszedł nad sytuacją do porządku dziennego. Szybko wydobył i rozłożył na biurku mapę całej Nalesii.
— Wskaż miejsce, w którym jest lutnia Xaviera — powiedział ponownie.
Wahadełko zakołysało się i wychyliło, a Mattia przesunął je tak, by dokładniej wskazywało lokalizację.
— W połowie drogi do Lowen — powiedział, wymieniając nazwę jednej z licznych, niewielkich mieścin. Nie różniły się wiele od zwykłych wiosek, którymi równinna, rolnicza Nalesia była wręcz usiana.
— Skradziona — Mattia i Xavier drgnęli, gdy Isidoro nagle się odezwał. Żaden z nich nawet nie usłyszał, kiedy drugi astrolog podszedł do biurka. — Sam jej nie odzyskasz. — Isidoro przeniósł wzrok na Mattię. Bracia patrzyli na siebie przez chwilę, coś widać sobie przekazali, jednak nie sposób było się domyślić treści owej krótkiej wymiany myśli.
— Cóż, widać los prowadzi mnie na poszukiwanie zaginionej lutni. — Mattia westchnął ciężko.
A już mu się wydawało, że najbliższy tydzień będzie taki spokojny. Jak zwykle się mylił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz