wtorek, 24 listopada 2020

Od Iry CD. Isidoro

 

Siedział przy czymś na kształt gołębnika. Czytał wiadomość raz za razem. Zostało mu przydzielone jakieś zadanie. Przez ciągłe otwieranie i zamykanie na nowo kartki, zmiętosił ją niemiłosiernie, przez co wiadomość wyglądała na o wiele starszą. Właściwie to należał do Gildii więc czy spodziewał się, iż nie będzie absolutnie żadnych zadań? To nie tak, iż ich nie chciał bądź miał cichą nadzieję na rozwiązanie się problemu samemu. Chodziło bardziej o to, iż ma to zadanie zrobić z kimś. Szczegóły wciąż pozostawały niejasne, ale wszystkiego miał się dowiedzieć w gabinecie Mistrza Cervana. Musiał tylko czekać na swego towarzysza, którego gwałtowny trzepot skrzydeł usłyszał zaraz po tej krótkiej myśli, zupełnie jakby przywołał go właśnie tym. Sokół usiadł na jego lewym ramieniu, na którym znajdował się specjalny skórzany naramiennik, który pozwalał mu wylądować na właścicielu bez krzywdzenia go. Wyciągnął do niego dłoń i postukał go po dziobie trzy razy, uśmiechając się przy tym delikatnie. Powoli zabrał dłoń i cichym głosem odezwał się, kierując w jego stronę również wzrok. 
- Będzie dobrze Buba. Niepotrzebnie się denerwujesz. - zwierzę przekrzywiło łepek, spoglądając na sokolnika, nie rozumiejąc nic z wypowiedzianych przez niego słów. Rozumiał proste komendy jak “leć” czy gwizdanie jednakże towarzysz do pogawędek z niego był żaden. Ira westchnął głośno i wstał w akompaniamencie trzepoczących skrzydeł. Ptak jednakże pozostał na swoim miejscu, stróżując okolicę swoim uważnym wzrokiem. 
- Lepiej już ruszać, nieprawdaż? Nie można się zbyt bardzo spóźnić. 

***

Stojąc przed wejściem do budynku, poklepał swego przyjaciela delikatnie po lewej szponiastej nodze, na co ten niemalże natychmiast wzbił się w powietrze i przysiadł na najbliższym daszku, lustrując okolicę jak i swego opiekuna. Ira westchnął głośno, spoglądając zdenerwowany w stronę sokoła. Opuścił wzrok na drzwi, które popchnął, aby wejść do środka. Wahał się chwilę jednak myśl o tym, iż może komuś pomóc była trochę silniejsza od pełnego umysłu wahań. Próbował się usprawiedliwiać, iż robi to z dobroci serca jednakże prawda była taka, iż robi to również, aby pomóc samemu sobie. Wydawało mu się, iż odgłosy kroków odbijają się pustym echem a mijając jakąkolwiek osobę spuszczał wzrok na podłogę. Wiedział, iż spoglądają na jego bliznę, ale niemalże już wszyscy chyba przyzwyczaili się do tego widoku więc i to nie uprzykrzało tak codziennego życia. Wolał to od tego przeklętego echa. Przypominał mu o wielkiej bibliotece i ciszy, jaka panowała podczas gdy magowie studiowali stare księgi bądź uczyli się zaklęć. Gdy nie wolno było nawet oddychać zbyt głośno. “Możesz być trochę ciszej?”. Delikatnie się skrzywił, przez co wyglądał jakby zjadł właśnie coś kwaśnego i zaczął iść zdecydowanie ciszej. Zatrzymał się stojąc przed drzwiami do gabinetu Mistrza Gildii. Wziął głęboki wdech i wydech, po czym delikatnie zapukał. Właściwie nie czekając na odpowiedź wszedł niemalże natychmiast lustrując wzrokiem każdą osobę znajdującą się w środku. Uśmiechnął się delikatnie lewym kącikiem ust. Dłonie trochę mu drżały jednak podszedł i uścisnął każdą inną rękę znajdującą się w gabinecie. Usiadł na wskazanym przez Mistrza miejscu i mimowolnie obrócił głowę, aby dojrzeć swego towarzysza w przyszłym zadaniu. Chyba nie kojarzył go chociaż nie mógł być tego do końca pewny. Jego uwaga szybko została przeniesiona na szlachcica i jego problem. Zmarszczył brwi słuchając problemu, po czym odezwał się trochę niepewnym głosem. Nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz będzie kogoś szukać jednakże tym razem sposób zniknięcie był… inny. Słuchał mężczyzny i nawet rzucił okiem na listę nazwisk. Było ich całkiem sporo i na pewno pomagało to, iż każdy miał wypisany teoretyczny powód - chociaż wydawało mu się mocno, iż połowa tych rzeczy była wypisana ze zbyt przerośniętego ego “najbogatszego kupca w okolicy”. Potaknął parę razy głową, próbując już wymyślić gdzie mogą zacząć. Wtedy wtrącił się do tej pory cicho siedzący szaro włosy chłopak. Przedmiot? Blondyn zmarszczył brwi kompletnie nie rozumiejąc o co chodzi, jednakże Cervan bardzo szybko wyjaśnił sytuację nie tylko kupcowi, ale i nowemu towarzyszowi. Czy słyszał coś o astrologach? To były te osoby od gwiazd, nieprawdaż? Jego twarz widocznie się rozluźniła, chociaż wciąż nie rozumiał, po co w takim wypadku mu konkretny przedmiot. Przyglądał się przez moment jak niebieskooki ściska mocniej pióro i marszczy brwi, wyraźnie zawiedziony. Czy to nie był przedmiot o jakim myślał a jeśli tak to co takiego mu się w tym nie spodobało? Sokolnik powrócił wzrokiem do szlachcica i odezwał się trochę niepewnie. 
- Posiada może Pan jakieś inne przedmioty powiązane z Pańskim synem? - widząc zmarszczone brwi kupca Ira zreflektował się i pokiwał delikatnie głową. 
- Może podobne rzeczy uda nam się gdzieś znaleźć u handlarzy co by oznaczało, iż rzezimieszki, które go porwały postanowiły spieniężyć jego dobytek. - kupiec przez moment się zastanawiał, lecz ostatecznie skinął raz głową zgadzając się ze słowami blondyna. 
- Jednakże nie mam przy sobie więcej jego rzeczy. Moglibyście może rozejrzeć się po jego pokoju? - sokolnik potaknął energicznie głową parę razy stwierdzając, iż to dobry pomysł. Zerknął kątem oka na astrologa, któremu chyba również pomysł się spodobał. Mistrz gildii przez chwilę podumał, po czym odezwał się do dwójki, która przyszła wykonać zadanie. 
- Dobrze więc. Isidoro, jeśli uda Ci się go wyczuć, daj natychmiast znać. Panie Vincencie, może w takim razie już wyślemy ich na poszukiwania gdy w tym czasie razem spróbujemy ustalić ostatnie miejsce pobytu Pańskiego syna? - kupiec skrzyżował ramiona na wysokości swojej klatki piersiowej i westchnął głośno. 
- Nie podoba mi się, aby obcy kręcili się po domu, jednakże ktoś ze służby powinien wam otworzyć i wskazać odpowiednie miejsce. - powiedziawszy, mężczyzna ściągnął z palca pierścień z sygnetem i poprosił mistrza o kawałek papieru jak i pióra. Spisał na prędko wiadomość i przekazał wszystko dwójce nowych towarzyszy. Jako iż, Isidoro trzymał w dłoni już prędzej wręczone pióro, papiery tym razem do rąk dostał Ira, który pokiwał z determinacją gdy Pan Tennesley tłumaczył jak dostać się do jego posiadłości, gdyż do pokoju jego syna podobno miała zaprowadzić ich służba. Pożegnali się wszyscy i życzyli powodzenia nawzajem, po czym opuścili gabinet. Ira spojrzał niepewnie w stronę astrologa, ściskając w dłoni papier, który pozwoli im dostać się do posiadłości. Blondyn był wyższy od Niego. “Jesteś niżej”. Zgarbił się mimowolnie delikatnie tak, aby być od niego trochę niższym. Wyciągnął w jego stronę drugą dłoń z delikatnie krzywym uśmiechem. 
- Ira Bright. Mam nadzieję, że pójdzie nam świetnie. - dojrzał ten błysk zawahania się na twarzy gołębiowłosego, jednakże po chwili delikatnie, niemalże ostrożnie uścisnął mu dłoń. Odezwał się bardziej intensywnie przyglądając się jego dłoni. 
- Isidoro D'Arienzo… - Ira puścił jego dłoń powoli z nieschodzącym delikatnym uśmiechem. Denerwował się to fakt, ale jednocześnie miał gdzieś tam z tyłu głowy, iż to właśnie ta chwila gdy przeżyje jakąś wspólną przygodę. Może niezbyt dużą i ważną, ale na pewno ciekawą. 
Wychodząc z budynku blondyn gwizdnął przeciągle, przez co po chwili na jego ramieniu wylądował jego pierzasty przyjaciel. Postukał go trzy razy po dziobie i odwrócił głowę w kierunku nowego towarzysza. 
- To jest Buba. Można go nazwać moim towarzyszem. - uśmiechnął się cieplej - Ruszajmy. - zagwizdał krótką melodię, na co sokół zaskrzeczał cicho i wzbił się w powietrze krążąc nad dwójką, która właśnie ruszyła w stronę miasta z kompletnie nowym zadaniem.


OVOVOVOVOVOVOVOVOVOVOVOVOVOVOVOVOVOVOVOVOVOVOVOVOVOVOVOVOVOVOVOVOVOVOVOVOVOVOVO

[1136]


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz