niedziela, 11 lipca 2021

Od Antaresa cd. Lei

"Zgódź się, to cię dojadę."
Antares nie zamierzał się godzić. Nie dlatego, że bał się bycia dojechanym - rycerz szczerze wątpił, by ten drugi stanowił zagrożenie dla kogokolwiek, poza jego własnym dobrym nastrojem - po prostu nie zamierzał siedzieć bezczynnie, gdy Lea chciała ryzykować. Nie chciał jednak sprawiać wrażenia, jakby nie miał wiary w jej umiejętności, a biorąc pod uwagę ich różnicę wieku, istniało spore ryzyko, że jego słowa tak właśnie zostaną odebrane.
— To prawda, że w pojedynkę łatwiej jest wytropić zwierzę — zaczął ostrożnie, ale od pierwszych słów było widać, że rycerz sceptycznie podchodzi do pomysłu. — Rzadko jednak łatwiej jest walczyć w pojedynkę, a już na pewno nie jest łatwiej poradzić sobie, gdy sprawy przybiorą nieprzewidziany obrót. Ten stwór jest agresywny do tego chyba dość czujny - jeśli zdarzy się tak, że zobaczy cię, gdy będziesz się mu przyglądać, trudno powiedzieć, jak całość się potoczy.
— Co racja to racja — mruknęła Lea nieco bez przekonania, spojrzenie zielonych oczu uciekło gdzieś w przestrzeń.
"Kurna, dać ci się odezwać, to od razu musisz wziąć i spierdolić!"
"A co miałem powiedzieć?"
"Chłopie, teraz już na to za późno. Zbierz się i ratuj sytuację! Nakadź coś, że też ci leży na sercu dobro mieszkańców, sraty-taty, ale nie można nic na łapu-capu i takie tam."
— Mi również zależy na tym, by jak najszybciej przejść do działania — podjął rycerz, a Favellus na powrót ruszył, kierując się ku otwartej miejskiej bramie. Helios dreptał zaraz obok. — Jednak pamiętam słowa Nialla - zabrał się do działania wraz z grupą najemników. To prawda, że nie mieli doświadczenia w walce z magicznymi bestiami, ale z drugiej strony nie byli to kompletni amatorzy. Zapłacili wysoką cenę za niewystarczające przygotowanie się do czekającego ich zadania. My nie popełnimy tego błędu.
— Nie, na pewno nie. W sumie, Niall wspominał też, że bestię nie jest trudno wytropić — dodała Lea, ale Antares wciąż nie mógł pozbyć się wrażenia, że jakaś sprawa wciąż ciąży jej na sercu.
Przez pewien czas jechali w milczeniu, pogrążeni w miejskim gwarze, otoczeni przepływającymi wokół przechodniami. Wzrok rycerza błądził po frontonach budynków - starszych i uboższych w pobliżu murów, coraz nowszych i bardziej wystawnych w miarę, jak zbliżali się do centrum miasta.
— Właściwie to ja sama nie mam dużego doświadczenia z magicznymi bestiami — odezwała się w końcu Lea. — Można powiedzieć, że żadnego.
Antares pokiwał głową - domyślał się, że może o to chodzić. Nie dziwił się, nawet dla wprawnego zabójcy potworów ów "niedźwiedź" stanowiłby nie lada wyzwanie.
— Nie wiem, na ile będzie ci to pocieszeniem... zdarzyło mi się mierzyć z potworami i choć były to ledwie dwa przypadki, powiedziałbym, że wiele mi dały.
Rycerz nie uznał za konieczne wspomnieć, że walkę z wiwerną prawie przypłacił życiem - wychodził z założenia, że chwytając za miecz należy liczyć się z taką konsekwencją. Lea wyraźnie się ożywiła.
— Opowiesz mi o tym? — spytała.
Antares ściągnął nieco wodze Favellusa, ominął grupę ludzi rozładowującą wóz przed sklepem.
— Żelazny golem był dość trudny - co prawda nie terroryzował ludzi, ale coś zepsuło się w napędzającym go zaklęciu i konstrukt wziął się za karczowanie lasu dzień i noc. A że jedno drzewo kładł trzema uderzeniami siekiery, szło mu to niebezpiecznie szybko. Mój miecz w ogóle się go nie imał, ale golemy nie grzeszą intelektem, więc udało mi się tego konkretnego wywabić na bagna i tam zatonął w moczarach. Jeśli chodzi o drugi przypadek, to pewien mag wypuścił wiwernę w trakcie turnieju rycerskiego i... — Antares urwał, spojrzał na budynek, do którego dotarli. — Cóż, na historię o wiwernie chyba później przyjdzie czas. Wydaje mi się, że oto jesteśmy na miejscu - to wygląda jak dom burmistrza, prawda?
Lea zerknęła, pokiwała głową. Oboje zsiedli z koni, przywiązali je do stojącego przed budynkiem pala. Antares zastukał do drzwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz