sobota, 17 lipca 2021

Od Antaresa cd. Lei

"Powiem ci, chłopie, nie wiedziałem, że doczekam czasów, gdy okaże się, że jedyną osobą mającą łeb na karku jest jakiś walnięty znachor z dziury zabitej dechami," powiedział ten drugi tonem człowieka, który pozjadał wszystkie rozumy. "Powinniśmy się mieć jednak na baczności - przeczucie mówi mi, że ta stara dziadyga ma swoje za uszami, a jak dobrze wiesz, moje przeczucie jeszcze nigdy mnie nie zawiodło!"
Antares bez problemu był w stanie wymienić parę momentów, gdy owo przeczucie zawiodło tego drugiego, postanowił jednak nie ciągnąć tematu i nie podejmować wątku. Te momenty, gdy mag naprawdę współpracował należały do rzadkości i zdarzały się tylko w sytuacji krytycznej, gdy od jego pomocy zależało przeżycie ich obojga. Poza takimi momentami ten drugi nie miał powodu, by w jakikolwiek sposób konstruktywnie używać swego intelektu, teraz jednak się to zmieniło.
Powód ku temu jechał na grzbiecie Heliosa i z uwagą rozglądał się po mieście, wypatrując szyldu oznaczającego praktykę znachora. Rycerz mimowolnie uciekł wzrokiem ku włosom Lei myśląc o tym, że mógłby przyzwyczaić się do takiego stanu rzeczy. Do drugiej osobowości, która grała w tej samej drużynie.
Lea odwróciła się, jej wzrok spotkał się ze wzrokiem Antaresa.
— Coś się stało? — Dziewczyna przechyliła głowę pytająco.
— Nie, nic — Antares odwrócił się, zaczął wypatrywać tego nieszczęsnego szyldu z większą intensywnością. — Burmistrz wspominał, że trudno trafić, ale nie wiedziałem, że będziemy tyle kluczyć.
— Masz rację, to za długo już trwa. Spytam kogoś.
Jak postanowiła, tak zrobiła - już po chwili Lea dziękowała jakiemuś starszemu mężczyźnie za wskazówki i zaraz skierowała Heliosa we właściwym kierunku. Razem z Anaresem i Favellusem skręcili w obdrapaną bramę, minęli krzywe drzewo na skwerze, stojącą obok zepsutą pompę, i tym razem trafili bez problemu.
Ponownie, to Antares zastukał do drzwi. Po chwili otworzył mu jakiś młody mężczyzna o jasnych włosach i charakterystycznych, zielonych oczach. Był drobny, szczupłej budowy - rycerz szybko ocenił, że musi to być pomocnik znachora.
— Chcieliśmy zobaczyć się ze znachorem Evanderem. Oto Lea Harwell, ja nazywam się Antares. Przybyliśmy przysłani przez Mistrza Cervana z Gildii Kissan Viikset, by rozwiązać problem grasującej w lasach bestii. Burmistrz Stafford przekazał nam, że znachor może podzielić się z nami cennymi wskazówkami.
Młodzieniec pokiwał głową.
— We własnej osobie — powiedział, wywołując na twarzy Lei i Antaresa lekką konsternację. — Zapraszam do środka.
Ów "walnięty znachor" z "dziury zabitej dechami" okazał się nie być "starym dziadygą", co oczywiście było nie w smak temu drugiemu. Mag z jakiejś przyczyny był bardziej poirytowany, niż zazwyczaj, Antares postanowił jednak rozmówić się z nim dopiero wieczorem.
Evander zaprowadził Leę i Antaresa na zaplecze, gdzie znachor miał coś na kształt swojego biura. Centralną część pomieszczenia zajmowało biurko, z boku zaś stała zamknięta szafa mieszcząca najpewniej dokumenty lub może jakieś składniki do przygotowywania przeróżnych lekarstw. Antares omiótł wzrokiem pomieszczenie, uderzył go niebywały porządek, jaki panował wewnątrz. Wszystko było równo ułożone, a ten niewielki stosik dokumentów w rogu biurka leżał równolegle do jego krawędzi. Mężczyzna układał go z linijką w ręku?
— Proszę spocząć — znachor wskazał dłonią krzesła stojące na przeciwko biurka i sam zasiadł zaraz po drugiej stronie. — Cieszy mnie, że przybyli państwo by rozprawić się z tym ohydnym potworem. Zbyt długo zagraża już miastu i jego mieszkańcom, zbyt wielu niewinnych poniosło już śmierć z jego ręki...
"Ręki?"
— ...dlatego jeśli mógłbym jakkolwiek pomóc — wykonał nieokreślony gest dłonią w kierunku szafek. — Czy byłaby to wiedza, czy też może lekarstwa, maści i opatrunki, proszę tylko powiedzieć, czego potrzeba, a dołożę wszelkich starań, by to zapewnić! On musi umrzeć, i to jak najszybciej!
— Bardzo dziękujemy za pana ofertę... — podjęła Lea.
— Naprawdę, musi umrzeć! Nie ma innej drogi, im szybciej ten potwór poniesie śmierć, tym lepiej będzie dla wszystkich!
— Tak, oczywiście... — wtrącił Antares.
— Nie rozumieją państwo — Znachor zmarszczył brwi, oparł dłonie na blacie. — Pan Stafford na pewno poinformował państwa, że nie są państwo pierwszą grupą, która próbuje swych sił z tym potworem, mam rację?
— Owszem, pan Stafford...
— Właśnie. Oni jednak zlekceważyli zagrożenie - wzięli to piekielne monstrum za przerośniętego niedźwiedzia! Tymczasem ta podła kreatura jest nie tylko nieludzko silna i zwinna, ale i okrutna i przebiegła! Były ofiary! — Evander zacisnął dłonie w pięści. — Zaś ci, którzy jakimś cudem przeżyli spotkanie oko w oko z tym diabłem, wrócili okaleczeni. Nie jestem cudotwórcą, nie potrafię przyszyć kończyny lub wrócić komuś słuchu!
Antares uniósł dłoń, jego twarz miała napięty wyraz.
— Proszę nam opowiedzieć, jak owa bestia wyglądała i, jeśli pana pacjenci byli w stanie cokolwiek przekazać, jak wyglądała potyczka z nią.
— Pan nie rozumie...
— Rozumiem — Rycerz podkreślił, nie zamierzał dać mężczyźnie prowadzić rozmowy i uderzać w emocjonalne tony. — Dlatego właśnie proszę o informacje. Fakty. To, co pomoże nam w wykonaniu zadania.
Znachor zbyt intensywnie budował napięcie, Antares nie chciał pozwolić, by Lea czuła się niepewnie. Rycerz nie miał nawet czasu zastanowić się, dlaczego ten drugi przestał nagle komentować całe zajście - w normalnych okolicznościach Antares musiałby sobie jeszcze dodatkowo radzić z jego potokiem wyzwisk pod adresem znachora, teraz jednak w jego głowie panowała bardzo podejrzana cisza.
Evander popatrzył na rycerza, uniósł dłoń i ucisnął kąciki oczu.
— Proszę mi wybaczyć. Zbyt długo to wszystko już trwa — westchnął zbolałym tonem.
Zaczął opowiadać o bestii, jednak większość jego informacji pokrywała się z tym, co Lea i Antares zdążyli się do tej pory dowiedzieć. Faktycznie, było i o grubej sierści, niemożliwej sile i szybkości, było i o kolcach na grzbiecie, twardych łuskach oraz przerażającym głosie. Na końcu znachor dodał jednak jeszcze jeden element, który przykuł uwagę Antaresa.
— ...otóż bestia, choć atakuje bardzo chaotycznie, zazwyczaj nie robi tego od razu. To znaczy, nie rzuca się na myśliwych od razu. Próbuje uśpić ich czujność i gdy podejdą bliżej, wtedy atakuje z niewyobrażalną furią — podkreślił ostatnie słowa. — Mówiłem, to inteligentny potwór, walka z nim nie będzie łatwa. Ale może to jest właśnie sposób, może da się użyć tego przeciw niej samej!
Antares pokiwał głową, w jego umyśle kiełkował już jakiś plan. Zerknął na Leę - możliwe, że myśleli o tym samym.
Rozmowa ze znachorem trwała jeszcze parę minut, a na odchodnym mężczyzna wcisnął im jeszcze na drogę torbę pełną ziół i maści.
— Błagam, niech państwo nie lekceważą tego demona! Są państwo naszą ostatnią nadzieją!
Lea i Antares opuścili znachora, w milczeniu skierowali swoje kroki w kierunku jakiejś karczmy. Słońce zniżało się ku zachodowi, najlepiej byłoby im skupić się teraz na odpoczynku i wyruszyć na łowy o świcie.
"Wiesz, chłopie, co mnie zastanawia z tym blond-pajacem?" wypalił nagle mag. "Mówi, że nie jest cudotwórcą. To dlaczego w całym tym jego kurniku tak wali czarną magią?"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz