środa, 28 lipca 2021

Od Hotaru do Inanny

Hotaru westchnęła, patrząc na leżące na stole złote monety. Mało. Nie starczy.
Podniosła wzrok na Inannę. Bardka leżała na jednym z dwojga łóżek w pokoju, bez przekonania błądziła dłonią po strunach swego instrumentu. Melodia płynęła bez konkretnego kierunku. Kobieta szukała, spacerując po tonacjach, co jakiś czas wplatając w grę znane sobie fragmenty, bawiąc się dźwiękiem akordów. Była w tym niczym wędrowiec, który od czasu do czasu przystaje wśród znajomych miejsc, jednak zaraz chęć podróży pcha go dalej, ku niezbadanym lądom. W pewnym momencie Inanna poprawiła się na łóżku, uniosła brwi i skinęła głową jakby do siebie, aprobując wydobywające się spod palców dźwięki. Melodia popłynęła szybciej, niby statek który dostał wiatru w żagle.
— Dobre — mruknęła pod nosem.
Hotaru splotła dłonie i czekała. Nie chciała przerywać, wiedziała dobrze, jak to jest gdy ktoś wytrąci artystę z rytmu. Niespodziewanie melodia potknęła się, zachwiała.
— Hmm… — odezwała się Inanna, zagrała ten sam fragment kilka razy, za każdym razem nieco inaczej, jednak jej brwi pozostały ściągnięte, niezadowolone. Westchnęła, sfrustrowana.
— Mamy problem — Hotaru wsunęła się gładko między frazy. — Kończą się fundusze. Nie starczy nam na powrót.
Idalia okulała.
Akurat, gdy wracały już z Inanną ze zleconej przez Cervana misji, klacz której dosiadała Hotaru zaczęła kuleć. Kobieta była przerażona, w panice oglądała kopyto i nogę, jednak jej niewprawny wzrok nie był w stanie niczego stwierdzić. Przekonana, że to jej nieumiejętność w kwestii obchodzenia się ze zwierzęciem do tego doprowadziła, była gotowa paść na twarz przed Cervanem i przyjąć jakąkolwiek karę, jaką dla niej wymyśli. Mentalnie żegnała się już z przynależnością do gildii, na szczęście jednak u jej boku była Inanna. Pogodne spojrzenie i śmiech bardki zaraz rozgoniły zbierające się nad Hotaru ciemne chmury, wskazały lepszą drogę.
Kobiety zatrzymały się w większym mieście, tam Inanna rozpytała o weterynarza i już wieczorem chuderlawy mężczyzna w okularach w drucianej oprawce przyglądał się z uwagą Idalii. Pogmerał przy kopycie i zawyrokował, że stan klaczy nie jest poważny, że parę dni odpoczynku wystarczy, że nie trzeba się przejmować. Zażądał za to większości koron, które Cervan przyznał kobietom na podróż, jednak w tamtej chwili wydawało się to dobrą ceną za pomoc i informacje.
— Pogoda jest taka, że możemy przecież spać pod gołym niebem — odparła jej Inanna, odkładając ud i siadając na łóżku. — Nawet lepiej - chłodniej i widać gwiazdy. Ja wiem, że łóżko najwygodniejsze, ale tak spać pod gołym niebem… — Kobieta uśmiechnęła się.
— Nie starczy nam na jedzenie.
Uśmiech bardki zniknął w okamgnieniu.
— A, no to faktycznie problem.
Inanna wstała, podeszła do stolika i zerknęła na monety.
— Cztery obiady i po pieniądzach…
Hotaru spuściła wzrok.
— To moja wina. Gdybym tylko lepiej się zajmowała…
Inanna klepnęła ją w bark.
— Jakby człowiek wiedział, że się przewróci, to by sobie usiadł, wiadomo — powiedziała rzeczowo. — Nie ma co się smucić, trzeba myśleć, jak zaradzić. My sobie zawsze ze wszystkim poradzimy, prawda? Jak nie my, to kto?
Inanna przysiadła na stole, zabębniła palcami po blacie. Olśnienie przyszło niemal od razu.
— Ja gram, ty tańczysz. — Klasnęła w dłonie. — W każdej karczmie nas wezmą! Nawet, za pokój i jedzenie, więcej nam przecież nie trzeba. Ludzie posłuchają trochę muzyki i popatrzą na taniec, a my nie będziemy się nudzić. Dobry plan?
Hotaru pokiwała głową, napięcie ustąpiło z jej twarzy. W końcu pojawił się na niej uśmiech, szczery i pełen ulgi.
— Najlepszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz