sobota, 17 lipca 2021

Od Sophie cd. Lei - Misja

Gdy sytuacja tego wymagała, umysł Sophie potrafił chłonąć informacje jak gąbka i starannie zapisywać je wszystkie, nie przekręcając żadnych szczegółów. "Alchemik musi być uważny, Sophie, nie wolno przeoczyć żadnego detalu. Czasem to właśnie w detalach widać to, co najważniejsze," mawiał profesor von Hohenheim, zaś Sophie, będąc jego wierną studentką, brała każde jego słowo do serca.
Bardzo zastanawiało ją nagłe, skokowe wręcz poprawienie się sytuacji Verdamów te parę lat po tym, jak plaga złamała siłę ich rodu. Sophie nie dostrzegła tam żadnego konkretnego wydarzenia, które mogłoby aż tak odwrócić zły los - żaden z członków rodu nie skoligacił się z rodziną królewską, a zdarzenia tego kalibru potrzeba było, by odwrócić katastrofę plagi. W mrokach tej historii czaiło się coś, co wymykało się prostym obserwacjom. Alchemiczka wróciła myślami do rozmowy, którą przypadkiem odbyła z Isidoro gdy los sprawił, że usiedli razem na stołówce. Młodszy z braci astrologów opowiedział jej o dziwnym ewenemencie astrologicznym, gdy światło gwiazd dobiegające teleskopu zakrzywiało się dziwnie, tak samo jak światło to zakrzywiały widoczne planety, jednak cokolwiek owo światło zakrzywiało, nie dało się uchwycić ludzkim okiem.
— Są różne hipotezy — mówił wtedy Isidoro, krojąc swojego kotleta w symetryczne równoległoboki, Sophie zaś była zbyt zaabsorbowana poprawnym użyciem słowa "hipoteza" zamiast "teoria", by zwrócić na to jakąś większą uwagę. — Można jednak podsumować je jednym słowem. — Mężczyzna podniósł nagle wzrok, spojrzał Sophie w oczy z taka mocą, że ta niemal wypuściła widelec z ręki. — Magia.
Alchemiczka nie wiedziała, dlaczego właśnie teraz jej się to przypomniało, co próbował przekazać jej własny umysł. Starała się jednak nie formułować żadnych wniosków, skoro danych wciąż było tak niewiele i nie składały się zbyt dobrze w jedną całość. "Podstawowym błędem jest podawanie teorii, zanim uzyska się dane. Niepostrzeżenie zaczyna się dostosowywać fakty, by zgadzały się z teoriami, zamiast próbować stworzyć teorię, która byłaby zgodna z faktami,"* mawiał profesor i jak zwykle - Sophie brała sobie do serca jego słowa.
Wieczór zbliżał się wielkimi krokami, podróż i wydarzenia tego dnia też odcisnęły się piętnem na obu kobietach, jednak rozmowa z przypadkowo napotkaną staruszką wydobyła z Sophie nowe pokłady energii. A więc Nick, wypady do starej wiedźmy i bratanie się z ludźmi niższego stanu. Czy po prostu ów Nick był zbyt młody, by zrozumieć, że nie powinien tego robić, czy też może wyznawał odmienne poglądy, niż większość Verdamów? Nowe informacje rodziły nowe pytania, Sophie czuła, jak jej umysł, mimo zmęczenia, domaga się kolejnych odpowiedzi.
— Trzeba kuć żelazo, póki gorące — powiedziała z mocą alchemiczka, będąc już całkowicie na fali postępującego śledztwa. — Spróbujmy udać się do tej wiedźmy jeszcze dzisiaj. Mam przeczucie, że dowiemy się tam czegoś naprawdę interesującego.
Lea westchnęła, przywołała na twarz słaby, nieco zmęczony uśmiech. Sophie dostrzegła, że może nieco się zagalopowała i zbyt dużo wymagała, ale postanowiła się nie cofać.
— Jutro pośpimy trochę dłużej — obiecała, zastanawiając się, na ile rzeczywistość pozwoli jej dotrzymać owej obietnicy. — Jest jedna rzecz, która nie daje mi tu spokoju.
— Chyba myślimy o tym samym — odparła Lea. Obie kobiety skierowały swe kroki w kierunku lasu - tam, gdzie według staruszki miała znajdować się chatka owej wiedźmy.
Sophie pokiwała głową.
— Można łatwo wyjaśnić, dlaczego człowiek z gminu chciałby udać się do takiej osoby - ludzi często nie stać na leki, nie stać też na lekarza. Wiedźma mogła by pomóc w tym czy tamtym. Wiedźma to też wiedząca, na pewno ma wiedzę, której nie da się tak łatwo zdobyć — Sophie myślała na głos, wracała też pamięcią do własnego dzieciństwa. Ojciec, ten biologiczny, nie miał żadnej wiedzy, nie miał też jej skąd zdobyć. Jeśli nie posiadało się pieniędzy, pewne drzwi pozostawały zamknięte na zawsze. — Jednak mamy do czynienia ze szlachcicem - jego rodzina miała na pewno wystarczająco dużo wpływów i majątku, by wynająć dla niego dowolnego nauczyciela, staruszka wspominała też, że oczywiście mieli własnego lekarza. Po cóż więc wiedźma...?
— Potrzebował wiedzy, o którą nie mógł po prostu spytać. Albo "leków", których nie mógł po prostu kupić — dorzuciła Lea, alchemiczka znów pokiwała głową.
— Im więcej się dowiadujemy, tym bardziej pogmatwana robi się ta sprawa...


Słonce stało coraz niżej nad horyzontem, a cienie drzew kładły się złowróżbnie wśród traw, gdy obie kobiety dotarły do chatki na skraju lasu. Pociemniałe ze starości bale straszyły utkanym między nimi mchem, a dawno nie wymieniana strzecha opadała na końcach upodabniając całą chatę do jakiegoś kulącego się w mroku stworzenia. Słaby, pomarańczowy blask tańczył w bliźniaczych oknach chaty, zerkał z rezerwą na zbliżające się osoby.
Sophie podniosła rękę, ale nim zdążyła zastukać do drzwi, te uchyliły się z głuchym skrzypnięciem. W wąskim przesmyku światła pojawiła się pomarszczona twarz i pojedyncze, zielone oko.
— Dobry wieczór, jesteśmy... — zaczęła alchemiczka.
— Wiem, kim jesteście — odparła im wiedźma.
— Przyszłyśmy... — kontynuowała Lea.
— Wiem, po co przyszłyście. — Oko błysnęło, drzwi otworzyły się szerzej. — Wejdźcie.
Wnętrze chaty spowijał półmrok, którego nie była w stanie rozgonić ta pojedyncza, łojowa świeca. W zagraconych kątach czaiły się nienazwane przedmioty, Sophie schyliła się starając nie zawadzić głową o zwieszające się z sufitu pęki ziół i piór. Nos alchemiczki, tak przyzwyczajony do wyłapywania przedziwnych zapachów wydzielanych przez egzotyczne substancje, nie był w stanie rozszyfrować składu mieszanki unoszącej się w powietrzu.
Wiedźma wskazała dwa rachityczne krzesła przy stole, sama zaś zajęła miejsce na trzecim. W pogiętym imbryku zaparzyła się już niewiadomego pochodzenia herbata, którą staruszka rozlała do równie steranych życiem kubków. Przygotowała się. Naprawdę wiedziała, po co kobiety przyszły. Sophie czuła napięcie w głębi serca, ze wszystkich sił starała się jednak, by nie było tego po niej widać. Robienie dobrej miny do złej gry miała opanowane do perfekcji, a animuszu dodawała jej obecność Lei u jej boku. Nawet, jeśli nie byłaby w stanie być silna dla samej siebie, musiała być silna dla drugiej dziewczyny. Nie zostawiać jej z tym wszystkim samej, nie dać jej poznać, że emocje zaczynają brać nad nią górę. Rozum, nie serce. Tego alchemiczka się trzymała.
— Niektóre sprawy lepiej zostawić ich naturalnemu biegowi — zaczęła enigmatycznie wiedźma, podsuwając kubki obu kobietom. Sophie z wahaniem sięgnęła po swój, zerknęła w czarną głębię ziołowej cieczy.
— Mówi się, że brak działania to też działanie — odpowiedziała jej w podobnym duchu Sophie. — Jednak nie można siedzieć z założonymi rękami, gdy innym dzieje się krzywda.
Przez chwilę panowała cisza.
— To samo mówił i Nick, gdy do mnie przychodził. Nie wyszedł na tym dobrze. I wy też nie wyjdziecie na tym dobrze.
W oddali, z głębi lasu, odezwało się wycie wilka.


* cytat: "Skandal w Bohemii", Arthur Conan Doyle

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz