piątek, 9 lipca 2021

Od Lei cd. Antaresa

 Niall opuścił wreszcie karczmę, trzymany mocno pod pachę przez właściciela.
— Jh... a dobsze race śe tszym... tszymać z leka... - bełkotał coraz mniej składnie i zrozumiale, ale w końcu wyszedł, wspomagany mniej lub bardziej przez drugiego mężczyznę i drzwi karczmy zamknęły się z hukiem.
Właściwie nic z tego, co powiedział nam Niall, nie napawało optymizmem; wręcz przeciwnie, zaczęłam się poważnie zastanawiać, jakie jeszcze mamy możliwe rozwiązania tej sytuacji, by ujść z życiem. Na misję zabrałam dość pokaźny zapas 32 strzał - niemal wszystko, co miałam - gdzie zwykle na dłuższe niż dzień wyprawy nosiłam przy sobie góra tuzin - niemniej, teraz chętnie bym i podwoiła tę liczbę. Może najlepiej byłoby celować w oczy? To często słaby punkt stworzeń, szczególnie wrażliwy, choć trudny do trafienia. Według raportu, u tej konkretnej istoty są wyłupiaste, ale nie zdziwiłabym się, gdyby i tutaj pojawił się jakiś problem... co więcej, nie imał się jej ogień, więc nie pomógłby nawet zapas starannie zapakowanych szmat nasączonych olejem i prędzej zaszkodziłabym wszystkim dookoła poza bestią. Przynajmniej miałam broń dystansową, w przeciwieństwie do Antaresa, zapewniała mi ona choć odrobinę większe bezpieczeństwo. Jednak mój łuk nadawał się przede wszystkim na zwykłe polowania, największym zwierzęciem zabitym przeze mnie samodzielnie był łoś, a i tak właściwie udało mi się to tylko dlatego, bo zwierzę było już osłabione. Tu najchętniej zastawiłabym po prostu gigantyczne sidła...
Po wyjściu Nialla wkrótce i my udaliśmy się na spoczynek. Większość nocy spędziłam na usilnym wpatrywaniu się na przemian w sufit i rozgwieżdżone niebo, przewracając się uparcie w boku na bok, ale żadne jednocześnie dobre i możliwe rozwiązanie nie przychodziło mi do głowy. W którymś momencie chciałam już nawet wstać i pójść do pokoju Antaresa, by poprosić  go, żebyśmy ruszyli już teraz albo chociaż po prostu zobaczyć przyjazną twarz i usłyszeć spokojny głos rycerza, ale zaraz odrzuciłam ten pomysł - po pierwsze, na pewno był zmęczony i od dawna już spał, po drugie, byłoby to bardzo nieodpowiednie zachowanie. Wyobraziłam sobie za to, że jest tu obok Miśka, która wzdryga się na samą myśl o polowaniu, ale też ze śmiechem strofuje mnie za to, że za dużo myślę, a za mało robię - więc zaczęłam od pójścia spać.

***

— Zdaje się, że jesteśmy na miejscu — poinformował mnie Antares, kiedy stanęliśmy przed zabudowaniami. Miasto otaczał zewsząd las, gęsty i szumiący.
— Jak tu spokojnie — westchnęłam, rozglądając się dookoła — nigdy bym nie powiedziała, że może się tu w okolicy czaić taki stwór.
— Cóż, na szczęście to raczej nie jest zbyt częste zjawisko.
— Nie wyobrażam sobie mieć na co dzień do czynienia z taką zwierzyną — stwierdziłam ze śmiechem, w którym chyba brzmiała nerwowa nuta.
— Tak, to byłoby dość wymagające.
Skinęłam głową, kątem oka obserwując, jak rycerz spokojnie rozgląda się dookoła, jakby już szukał zagrożenia. Jego towarzystwo dodawało mi otuchy, czułam się niemal zrelaksowana mimo niedospania i poczucia, że zaraz rzucimy się w wir akcji.
— Pewnie najpierw dobrze byłoby znaleźć burmistrza? — zapytałam. Przed misją wywiedziałam się tego i owego odnośnie procedur postępowania w czasie misji, ale teoria a praktyka to jednak dwie zupełnie różne sprawy.
— Tak. Mistrz Cervan zalecił nam zebrać trochę informacji na temat tego stworzenia, zanim trzeba będzie zaatakować.
Z namysłem pokiwałam głową. Fakt, najpierw należało zbadać sprawę, w końcu nie chodziło tu po prostu o przerośniętego i agresywnego niedźwiedzia.
— Myślisz, że mieszkańcy będą chcieli z nami rozmawiać?
Rycerz zamyślił się na chwilę, ale zaraz rzeczowo odpowiedział:
— Raczej tak, w większości tacy ludzie są rozgadani, zwłaszcza jak przychodzi do opowiadania o takich niecodziennych zdarzeniach.
— Chętnie bym spojrzała na las na własną rękę. Opowieści opowieściami, ale co innego poszukać śladów i mieć własny obraz sytuacji, przy okazji z daleka może spojrzeć na bestię. Mogę wybrać się sama, jednej osobie zawsze jest jednak łatwiej.

< Antares? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz