środa, 7 lipca 2021

Od Lei cd. Sophie - Misja

Uniosłam brwi jeszcze wyżej niż burmistrz, słuchając, jak przedstawia nas Sophie - o ile nie wątpiłam w jej osiągnięcia, o tyle fragment na mój temat wydawał się być... cóż, bardzo przekoloryzowany, choć rozumiałam, co chce osiągnąć, karmiąc mężczyznę gładkimi i napęczniałymi od pochwał słowami. Przenosił wzrok to na mnie, to na Sophie, jakby usiłując zdecydować, co ma właściwie zrobić w tej sytuacji: uwierzyć czy pokręcić z politowaniem głową, choć biorąc pod uwagę siłę i pewność, z jaką dziewczyna się wypowiadała, zaczął się jakby skłaniać w stronę pierwszej opcji, o czym świadczył wyraz jego twarzy, już jakby mniej zacięty, mniej wyrażający pustą, wymuszoną grzeczność, skrywającą nieme pytanie "Kiedy wreszcie przyślą kogoś kompetentnego?". Może był to wynik pobudzenia śmiałym posunięciem towarzyszki, ale poczułam irytację przez podejście naszego pracodawcy, który wydawał się bardziej zainteresowany wymyśleniem wymówki niż pomocą komuś, kto był już na miejscu.
— Jeśli chodzi o niecodzienne zdarzenia... — zaczął, ostrożnie dobierając słowa. Wyraźnie zacinał się, sam niepewny, ile lub co nam powiedzieć.
— To nie musi być coś bardzo niezwykłego — zachęciłam go w końcu. — Rozumiemy, że spoczywa na panu... hmm, wiele obowiązków, dlatego nawet najmniejsza informacja byłaby dla nas bardzo cenna. Co więcej...
— Zaginęła kolejna osoba — wszedł mi w słowo. — Niecałe trzy dni temu, syn właściciela tutejszej gospody. Lada dzień ma mu się dziecko urodzić, z żoną też się raczej dogadywał, więc nie wydaje mi się, żeby chciał uciekać, ale kto tam wie, co w młodych głowach siedzi... bez urazy, proszę — dodał. — Szuka go już kilkanaście osób, grupa zmienia się co kilka godzin, ale póki co, bez rezultatów...
Sophie szerzej otworzyła oczy, obie najwyraźniej pomyślałyśmy to samo: czy to kolejne a ofiara?
— Czy był w jakikolwiek sposób powiązany z denatem?
— Każdy zna tutaj każdego choć z twarzy, ale wątpię, nie przypominam sobie, żebym widział, jak rozmawiają.
— A może któryś z nich miał poważniejsze zatargi z kimś innym? — drążyła dziewczyna.
— Moi mieszkańcy to porządni ludzie — odparł sucho — niesnaski się zdarzają, ale nie przeradzają się w poważniejsze spory, nie chcemy tu powtórki z Verdam'ów.
Przejechałam palcem po cienkim szkle filiżanki, w której kołysał się ciemny napój. Herbata była już raczej ciepła niż gorąca, niemniej wzięłam kolejny łyk. Choć burmistrz zdawał się być pewny tego, co mówi, nawet jeśli dalej nie robił tego zbyt chętnie, przecież nikt nie może znać na wylot każdego człowieka, co dopiero całej, dość pokaźnej grupy. Zdarzają się kłótnie, wypadki, ludzie działają pod wpływem silnych emocji i czasem są gotowi posunąć się do działań wręcz absurdalnych, na myśl o których normalnie by się od razu wzdrygnęli. Dlatego wstrzymywałam na razie głos intuicji i starałam się uczepić każdego, choć najdrobniejszego szczegółu, które mogły wychwycić moje oczy lub uszy, a byłam pewna, że Sophie, że spojrzy na nie w sposób trzeźwy i naukowy. Należało najpierw zbadać każdy możliwy trop w wiosce, myśleć tak krytycznie, jak tylko się da - i robić to możliwie szybko, żeby nie dopuścić do tego, by pojawiła się kolejne ofiara. Zadanie już i tak było utrudnione przez to, ile tropów już przepadło - ale może warto by było skupić się na kolejnej ofierze? O ile faktycznie ma z tym związek...?
— Ale jeśli chodzi o kogoś nowego, jak panienka wcześniej pytała, to ostatnio był u nas tylko kupiec. Sam podróżował, dziwny taki na moje oko, ale zabrał się tak już ze dwa dni temu, chyba wykupili u niego prawie wszystko, nawet te jakieś cuda na kiju, co niby mają wyleczyć czy coś, jakby nie mieli na co wydawać. Panikują, ale co się dziwić. Poważna sprawa, jak już się starałem przekazać gildii...
— Czy było coś niepokojącego w jego zachowaniu? — zapytałam, ignorując przytyk.
— Oprócz tego, że starał się okraść człowieka z każdej monety? To może... nie, nic — burknął. — A teraz proszę wybaczyć, panienki, ale muszę wracać do pracy. Jeśli będziecie miały jakieś pytania, zapraszam jutro. I proszę na siebie uważać, może naprawdę należałoby jeszcze kogoś zawołać...
— Proszę nam pozwolić działać — Sophie z uśmiechem dopiła herbatę i wstała. — Dziękujemy za poświęcony nam czas.
— Cóż... zależy mi na dobru mieszkańców — wyglądał, jakby bił się z myślami, czy mówić dalej. — Nie wiem, czy to w czymś pomoże, ale mogę zapewnić panienkom dostęp do naszego archiwum. Nie jest tego dużo, oczywiście, to mała mieścina, ale zebraliśmy niektóre dokumenty od Verdam'ów, może znajdziecie tam coś przydatnego.

< Sophie? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz