wtorek, 27 lipca 2021

Od Lei cd. Hotaru

Gdyby codziennie organizować takie festyny, miałabym zdecydowanie mniejsze problemy ze wstawaniem - już na samą myśl o rzuceniu się w wir przygotowań czułam radosne podniecenie, które zdawało się wręcz wypychać moje ciało do działania, do głowy co chwila wpadały mi kolejne pomysły, jak tu by urozmaicić zawody. A gdyby tak znaleźć rzekę, wziąć kilka pniaków, strzały obwiązać kolorowymi tasiemkami i kazać uczestnikom biec wysokim brzegiem, by strzelać do ruchomych celów, niesionych żwawym nurtem? W okolicy z pewnością była rzeka, pamiętałam nawet, jak z Hotaru ją mijałyśmy, ale właściwszym określeniem byłby raczej strumyk, jakkolwiek urokliwy, to raczej niewielki. No i musiałam pamiętać o bardzo ograniczonym czasie, nie wiedziałam też, ilu właściwie znajdzie się chętnych, należało więc postawić na stare, sprawdzone rozwiązania: tarcz strzelniczych nigdy za wiele, trzeba było tylko je zrobić.
— Ale to bezpieczne aby? — upewniła się jedna z kobiet, skręcając warkocze ze słomy, które zaraz miałyśmy zacząć zwijać w kręgi. Wcześniej zdążyłam już namoczyć odpowiednią ilość i po kilkudziesięciu minutach zaczęłam pokazywać dwóm koleżankom pani Harriet, jaki efekt chcę osiągnąć. — Po mojemu to tak trochę kuszenie złego, zjeść sobie można, potańcować... bo to trudno o strzałę zbłąkaną, jak kto chce, chodzi wszędzie, nie patrzy, do złego wiele nie trzeba...
— Pechowemu to i cegła na łeb spanie w drewnianym kościele — skwitowała druga, energicznie utrwalając kolejną część splotu grubą nicią. — Niech się młode bawią, a co szkodzi.
— Tory będą odpowiednio oddalone — obiecałam. — Miejsca jest dużo, nikomu się krzywda nie stanie.
— Panienka młodziutka, to wesoła i beztroska, ale uważać trzeba, bo to ostre jest, po co się bawić czymś do zabijania... te groty to by może chociaż jakoś stępić, zaokrąglić...
Poczułam, jak po kręgosłupie przebiega mi dreszcz na samą myśl o stępieniu grotów, choć zaokrąglanie nie było znowu taka rzadka praktyka, zwłaszcza dla strzał, którymi posługiwały się dzieci.
— Wszystko będzie pod kontrolą — obiecałam po raz kolejny i zaczęłam rozglądać się za możliwością ucięcia rozmowy. Z prawej dziarskim krokiem nadciągał Chris, brat Austina, który zaoferował, że pójdzie do niego i zgarnie potrzebny sprzęt. Teraz pożegnałam się z kobietami i podbiegłam w jego stronę, a on z kolei obdarował mnie bezzębnym uśmiechem, kilkoma łukami i kołczanem wypełnionym drewnianymi strzałami.
Według jego słów, łuki miały mieć stosunkowo niewielką siłę naciągu, od trzynastu do dwudziestu kilogramów. Lepiej byłoby może mieć w zanadrzu też jakiś obliczony na dziesięć kilo, ale przecież wszyscy tu mieli raczej dość wyrobione mięśnie, świadectwo ciężkiej, codziennej pracy na polach i w domach. Dawno już nie miałam do czynienia z łukiem prostym, korzystałam raczej z refleksyjnego, więc w duchu obiecałam sobie, że wypróbuję je zaraz po zamontowaniu tarcz strzelniczych, trzeba je było przecież przetestować przed zawodami. Teraz zadowoliłam się tylko pobieżnym sprawdzeniem ich stanu, ale nic nie zwróciło mojej uwagi mimo świadomości, że nie mogła być to broń, którą Austin posługiwał się na co dzień, a raczej taka do ćwiczeń dla młodszych.
— Brat to wszystko zawsze robi pierwsza klasa — zaśmiał się teraz Chris, zauważając mój uśmiech. — Parę lat to nawet u szlachcica jednego pracował, to i robił takie, i na polowania z panami jeździł. Przykro mu strasznie, że go zabawa ominie, chciał na chwilę chociaż przyjść, ale zdrowie już nie to. No i jakby go żonka tu przyuważyła, to kaplica, to pozdrowić tylko przykazał...
— Niech odpoczywa — zaśmiałam się — najbardziej się martwiłam o te łuki, bo sama używam innego typu i z rana się bałam, że będę musiała coś strugać na szybko.
— A nie, to w szopie więcej tego jeszcze, bo nasz ojciec to cieśla i fachu każdego uczył, to ja żem w warsztacie został, a Austin sobie parę sztuczek przyswoił i poszedł na swoje. A właśnie! — wyjął spod pachy skrzynkę, której zawartość zabrzęczała wesoło — bo ja też narzędzia przyniosłem, jak stojaki zbić trzeba. Chłopaki już poszli po drewno?
— Chyba nawet zdążyli wrócić — zwróciłam głowę w stronę małej grupki, która niedawno weszła na plac.
— No jak dwie panienki zajechały, to się hałastra nagle tempem chwali — uderzył dłonią w tęgie, naznaczone bliznami udo i ruszył w ich stronę, wykrzykując wesołe obelgi pod adresem grupki, która odpowiedziała tym samym.
Drewno było już gotowe do obróbki, pozostało właściwie tylko zbić je razem i ustawić, więc tylko przekazałam, na czym mi najbardziej zależy, jak stabilność i odpowiednia wysokość. Słońce przemierzało powoli horyzont i zaczynało przygrzewać karki, nieba nie przecinała ani jedna chmurka, a wiatr przyjemnie szumiał i oplatał chłodniejszymi podmuchami spocone ręce, które walczyły z czasem. 
Co parę minut rzucałam okiem na to, jak postępują pozostałe prace. Hotaru uwijała się za dwóch, dzieląc czas między przygotowywanie dekoracji i jedzenia, którego smakowity zapach unosił się w powietrzu, pobudzając apetyt, który przecież rósł i tak w miarę postępu prac. Kanapki przyniesione przez dziewczynę smakowały nieomal jak niebiańska uczta, zniknęły w kilka chwil. Krótko później stukot młotków zagłuszył wszystko inne, ale wreszcie na stojakach umieszczone zostały słomiane tarcze; dumne, złociste okręgi, miniaturowe słońca, które lada chwila miały zacząć upodabniać się do jeży.
— A tu jeszcze farbki — przypomniała sobie jedna z pań, która wiązała słomę — nie wiem, czy wystarczy, ale wzięłam. Biegnę pomóc Lilci, jakby czego trzeba było, to proszę wołać.
— Dziękuję — uśmiechnęłam się.
Zabrałam się za rozsmarowywanie poszczególnych barw na słomie, wcześniej wyznaczając poszczególne kręgi kawałkiem węgla. Słoma nie była zbyt wdzięcznym płótnem - ostre, wysuszone źdźbła lubiły się wymykać, drażniąc opuszki i tak już poranione wcześniejszą pracą z drewnem i młotkiem, ale chciałam zrobić to sama, by mieć pewność, że wszystko będzie w miarę identyczne. Przyciskałam więc niesforne wiechcie, przesuwałam nitkę z zaznaczonymi kolorami, poprawiałam, smarowałam i znów poprawiałam, aż w końcu odsunęłam się, by podziwiać swoje dzieło: kolory nie były nałożone równo, ale łatwo dało się zauważyć, do jakiego konkretnie obszaru należy dany kawałek, więc z punktacją na zawodach nie powinno być większego problemu. Na samym środku każdej z tarcz pysznił się wielki, czarny znak X, które swego czasu było obrazem prześladującym mnie nawet w snach, kiedy całymi dniami strzelałam do takiej tarczy, którą zrobiłam razem z wujkiem - no, właściwie to którą on zrobił, moja pomoc wtedy polegała głównie na przynoszeniu narzędzi i zadawaniu tysiąca pytań na sekundę.
Jeszcze raz sprawdziłam podłoże i upewniłam się, że tory skierowane są na północ. Łuki i strzały grzecznie czekały obok, drewno jakby cicho wibrowało pod moimi palcami, niecierpliwe i gotowe do użytku. Dziwnym uczuciem było korzystanie z tego rodzaju, w dodatku o tak małej sile naciągu - znów poczułam tęsknotę, łzy zaszczypały lekko moje powieki, ale przetarłam oczy niecierpliwym ruchem ręki i zaczęłam po kolei celować. Odległość dwudziestu metrów dla dzieci powinna być odpowiednia, dla nich i tak nastawiałam się głównie na pokazanie, o co w strzelaniu chodzi, niekoniecznie o same zawody. Kolejne dwie tarcze ustawione już były w odległości trzydziestu metrów od dobrze oznaczonej linii, podobnie wykreślony był cały tor i pokaźny okrąg, który miał zapobiec niechcianym sytuacjom, jak spotkanie ze zbłąkaną strzałą. Łuki nie były przystosowane do polowania, nawet gdyby ktoś - odpukać w niemalowane, na samą myśl poczułam skurcz w brzuchu - miał faktycznie zostać trafiony, nic poważnego nie powinno się stać, ale wciąż była to jednak broń. Niemniej, byłam dobrej myśli: ludzie tu byli raczej trzeźwo myślący, a ja wybrałam obszar wysunięty niemal na zupełny skraj placu, oddalony możliwie najbardziej od stołu z trunkami. Ostrożności nigdy za wiele.
Usiadłam w końcu na chwilę na miękkiej trawie, ostatnie krople rosy szkliły się na soczyście zielonych źdźbłach. Owijałam odruchowo jedno z takich dookoła palca, gdy dostrzegłam przechodzącą Hotaru. Pomachałam ręką w stronę dziewczyny.
— Dla takich dni mogę chodzić na misje i co chwila — zaśmiałam się. — Jak idą prace? Chcesz może spróbować postrzelać?

< Hotaru? ^^ >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz