poniedziałek, 5 lipca 2021

Od Hotaru

Wczesny poranek wciąż niósł ze sobą rześki chłód nocy, chłód ten miał jednak wkrótce pierzchnąć, zastąpiony żarem szybko wspinającego się nad linią drzew słońca.
Hotaru szła krokiem ni to szybkim, ni to spacerowym, jej obute w lekkie sandały stopy zostawiały w przesuszonej ziemi regularne ślady. Jeden za drugim, niczym koraliki nawleczone na sznurek, znaczyły drogę kobiety przez otaczające siedzibę Gildii łąki - jej smukła, wyprostowana sylwetka niczym ciemne pociągnięcie pędzla wśród przelewającego się morza barw.
Tancerka przystanęła, przebiegła wzrokiem kołyszące się łagodnie fale. Sięgnęła dłonią w dół, a złote kłosy zdziczałego zboża musnęły stwardniałe opuszki palców. Kobieta uśmiechnęła się, poprawiła wiszący w zagłębieniu łokcia koszyk i pozwoliła dłoni zanurzyć się wśród roślin.
W wiklinowej kołysce wylądowały zaraz puchate ogonki tymotki, dołączył blady błękit rozkwitłej cykorii i rumiany fiolet krzyżownicy. Hotaru szła dalej, zabrała z sobą jasnożółty akcent jaskra, zielone wiechcie kostrzewy i tę rozkwitłą, ułamaną gałązkę lipy, która akurat spadła w poprzek drogi. Kawałek brzozowej witki, jeszcze kilka kłosów zboża, do tego ciemne liście pachnącej mięty i cieniutkie źdźbło rdestu.
W końcu Hotaru zatrzymała się przy kępie trawy, gdzie wśród ostrych, ciemnozielonych pędów spozierały karmazynowe płatki maków. Tancerka schyliła się wyciągnęła rękę. Gwałtowny wiatr targnął nagle źdźbłami, ich ostre końce gniewnie smagnęły stwardniałe palce. Dłoń cofnęła się.
Tu, w odległych od domu krainach, maki wiązano z podobnym śmierci snem, z poległymi w boju i pamięcią o nich. Ale tam, skąd Hotaru pochodziła, ich czerwień symbolizowała śmiech i szczęście, delikatność ich płatków niczym ulotna beztroska dzieciństwa. Hotaru skłoniła się pustce w podzięce za jej światłą radę - wiatr miał rację, ten kolor nie pasował do jej kompozycji.


Kobieta wyłożyła wszystkie zebrane rośliny na wilgotnej ściereczce po jednej stronie stołu, po drugiej - przygotowała niewielki dzbanek zimnej wody wprost ze studni, do tego kilka obłych kamieni wyłowionych ze strumienia i ostry nożyk. Na środku - ciemna, kamionkowa misa, której puste wnętrze czekało tylko na to, aż wypełni się barwą i pięknem kwiatów.
Hotaru w skupieniu wybrała najpierw gałązkę lipy. Całkowicie zaabsorbowana swoją pracą, nie zwracała najmniejszej uwagi na świat wokół. Starannie przycięła ułamaną końcówkę, wygładziła lekko zagięte liście i umocowała pęd, precyzyjnie układając w misie kamienie. Białe kwiaty zwieszały się ciężko, roztaczając wokół słodki zapach. Hotaru kojarzyły się z miękkimi, puszystymi słupami chmur błądzącymi nad polami, toteż sięgnęła zaraz po blady błękit cykorii - i tak misę wypełnił odprysk niebios.
Mięta roztaczała wokół siebie świeży aromat, jej miękkie liście otuliły zaraz obręb misy, wylały się asymetrycznie z boku. Hotaru dodała jeszcze kilka kamieni, między nimi starannie umiejscowiła pędy zboża i tymotkę. Zieleń i złoto, których ziołowy zapach wspierał słodycz chmur - oto pod odpryskiem niebios mały spłachetek ziemi.
Hotaru zwróciła wzrok do pozostałych na ściereczce kwiatów. Każdy innej barwy, każdy innego kształtu, choć przecież wyrosły na tej samej łące. Hotaru podniosła każdy z nich, przez chwilę podziwiała ich odmienność, nim znalazły swoje jedyne i niepowtarzalne miejsce w misie. Jeden delikatnie podparty kamieniem z rzeki, kolejny subtelnie osłonięty liściem lipy, inny bezpiecznie skryty wśród świeżości mięty. Pomiędzy niebem i ziemią - człowiek.
Zimna woda wypełniła przestrzenie między kamieniami, a kwiaty wydały się ożyć i odetchnąć z ulgą. Hotaru zanurzyła palce w wodzie, spryskała jeszcze rośliny, przejrzyste kryształy zawisły na końcach delikatnych płatków. Kompozycja była gotowa.
Hotaru ostrożnie podniosła całą misę i ustawiła ją na tym niewielkim kredensie stojącym z boku stołówki. Odsunęła się pół kroku, przez chwilę podziwiała swoje dzieło. Tak, teraz powinno być dobrze.

1 komentarz: