sobota, 31 lipca 2021

Od Lei cd. Sophie - Misja

Miałam ochotę uciec.
Poważnie. Obrócić się na pięcie, złapać Sophie za rękę i pobiec daleko, choćby i do domu burmistrza, a najlepiej do gildii. Niepokój dosłownie oblepiał moje ciało, miałam wrażenie, że ktoś założył na moje ramiona ołowiany płaszcz, a na twarz założył maskę, żeby zupełnie odciąć mnie od świata. Ufałam swoim zmysłom całkowicie, zwłaszcza oczom, bo tylko tak mogłam się bronić. Jeśli nie widzę celu, nie mogę wymierzyć i celnie wypuścić strzały. Wiedziałam, że w pomieszczeniu łuk i tak zda się na niewiele, szczerze też wątpiłam, by kobieta chciała zrobić nam krzywdę, ale każda komórka mojego ciała i tak ostrzegała, alarmowała, że zagrożenie jest blisko, że coś się dzieje. Po wyjściu ołowiany płaszcz nie opadnie, zrobi się tylko cięższy, a łuk niekoniecznie mnie ocali, nie pomoże Sophie.
Próbowałam rozejrzeć się po całej izbie, ale blask rzucany przez łojową świecę ledwo wystarczał, bym mogła dojrzeć siedzącą obok towarzyszkę. Plamy światła tańczyły na jej jasnych włosach, lawirując między kosmykami w miarę, jak dziewczyna oddychała. W rogach chaty majaczyły się nieostre kontury mebli, które ledwo byłam w stanie zidentyfikować - stół, regały uginające się pod ciężarem słojów, trzeszczące złowrogo na cienkich podporach, sufit tak gęsto obwieszony pękami ziół, że ledwo byłam w stanie dostrzec zbutwiałe deski. Na wiedźmę ledwo śmiałam podnieść wzrok, onieśmielona wcześniejszą wymianą zdań. Jeśli już tyle wiedziała, co będzie, jeśli spojrzę jej w oczy? Część mnie zdawała sobie sprawę, jak absurdalne to podejście, ale ta zmęczona i wystraszona podsuwała lepkie myśli, które - raz zagnieżdżone - trzymały się uparcie i nie chciały zejść. Czy zobaczy w moich oczach moją przeszłość, rodzinny dom? Co robiłam aż do dzisiaj, kim jestem i co myślę, czego się boję? Ukochanych ludzi? Włoski na moim ciele stawały dęba i miałam wrażenie, że muszę przywyknąć do takiego ułożenia, przynajmniej dopóki nie opuścimy Ravenglen.
Oddychaj, Lea. Powoli i ostrożnie, nabierz powietrza, teraz wypuść, a razem z nim niepokój, to w niczym nie pomoże. Nie przyszłaś tu walczyć, tylko zdobyć informacje. To tylko twoje uprzedzenia, wyobraźnia karmiona bajkami. To nieuprzejme wobec tej pani, choćby nie wiem, jak osobliwej. Nic na jej temat nie wiesz i nie powinnaś jej oceniać. Może woli zmrok? Zajmuje się zielarstwem, więc to normalne, że wisi u niej tyle ziół, że panuje tu taki specyficzny zapach. Nie znasz wszystkich gatunków, więc to normalne, że rozpoznajesz raptem kilka woni, za dużo ich się tu nakłada, nie panikuj. Herbata jest dobra, weź łyk. Nie jesteś dzieciakiem, Sophie nie będzie sama prowadziła rozmowy. Ale też nie mów bezmyślnie, najpierw przemyśl sobie, co chcesz powiedzieć.
Nie panikuj.
Ale żadne słowa nie chciały przyjść, nie mogłam obwinić choćby problemu z ubraniem słów w odpowiednie tony i formy, bo nie miałam choćby zarysu czegoś, co chciałabym powiedzieć. Rozmowa Sophie z kobietą, choć krótka, przypominała taniec, żonglowanie tajemniczymi zdaniami. Wiedźma zaszarżowała, ale Sophie dotrzymała kroku i była w stanie odpowiedzieć w podobnym duchu. Ja stukałam palcem w chropowatą powierzchnię kubka, aż w końcu zdołałam wychwycić konkretne stwierdzenie - a właściwie imię. Imię, które usłyszałyśmy niedawno pod archiwum i które pojawiło się w kronice rodu.
— Nick... — podchwyciłam, czepiając się rozpaczliwie tego jednego, krótkiego słowa. Nie było potrzeby pytać, czy chodzi o tego z rodu Verdam'ów. — Czy wie pani, gdzie on jest?
— Nicolas — zaczęła, a w jej oczach błysnęło jakby coś nowego, czego wcześniej nie było. Co przywodziło mi na myśl matczyny wzrok, kiedy zatroskana mówi o dziecku. Kiedy mama martwiła się, czy Marcel nic sobie nie zrobił w czasie wyprawy, bo nie dostała dalej listu. — To szczególne imię: to ten, który zwycięża dla ludu. Verdam'owie nie bratali się z chłopami, zwyciężali lud, ale ten dzieciak był inny.
Jej głos przeszedł w niższe tony, był spokojniejszy, mniej tajemniczy. Upiłam z kubka łyk parującego napoju, a jego gorąco rozlało się przyjemnie po moim ciele, nie zdołało jednak w całości wypłukać niepokoju.
— Lepiej byłoby dla niego, gdybym nie wiedziała, gdzie jest — podjęła, a jej sękate ręce zacisnęły się na drewnianym oparciu — niektóre więzi lepiej zerwać, bo tylko tak można się ocalić. Po nitce zawsze można dojść do kłębka.
— Czy ktoś nastaje na życie chłopca? — Sophie ściągnęła brwi, pochyliła się.
— Chodzi o mieszkańców wioski? — dopytałam, usiłując sobie wyobrazić, czy naprawdę ktoś mógł chcieć śmierci dziecka.
— Nie kochali Verdam'ów, nie kochali Nicka, ale nie. Są na tym świecie inne siły. Starsze i mroczniejsze od ludzi.
Wiedźma zamilkła, bacznie się w nas wpatrując. W końcu wstała - z niejakim wysiłkiem, choć z jej ust nie wydobyło się nawet echo jęku - i zasłoniła szczelniej okna, poprawiła wiszącą na drzwiach wiązkę ziół, których nie rozpoznawałam. Następnie sięgnęła po pudełko na stole, z którego wyjęła dwa naszyjniki. Na grubej żyłce wisiał specyficzny kształt przypominający topornie wyrzeźbiony w drewnie zwierzęcy łeb: wilk?
— Każde pragnienie ma swoją cenę — rzuciła enigmatycznie. — I czasem zapłacić muszą niewinni. Verdam'owie sięgnęli po więcej niż powinni. A wy chcecie sięgnąć po wiedzę i kto wie, jakie będą tego konsekwencje.
— Nieświadomy człowiek nie zawsze jest bardziej bezpieczny.
Przez chwilę zastanawiałam się, czy staruszka nie chce od nas zapłaty za udzielenie informacji, zaprzeczała temu jednak druga część jej ostatniego zdania. Miałam raczej wrażenie, że chce nas przed czymś ostrzec, przed przekroczeniem granicy, zza której nie będzie odwrotu. I równie silnie czułam, że i tak za późno na wycofanie się. Jeśli chłopcu coś groziło, to znaczy, że żył, był kolejną możliwą do uratowania osobą.
— Nick dostał taki sam, nim stąd ruszył. Też tu siedział i bał się jeszcze bardziej od was, ale wiedział, że tak trzeba. Przychodził tu po te właśnie amulety, bo tylko one były go w stanie ochronić.
Nie miałam pojęcia, jak to możliwe, ale powietrze w izbie jeszcze bardziej zgęstniało, płomień świecy zatańczył na zbłąkanym powiewie wiatru i zmalał jeszcze bardziej, pogrążając nas w niemal zupełnej ciemności.
— Ochronić... ochronić przed czym? — zapytałam, rezygnując już zupełnie z zaimka "ktoś". Przecież przed ludźmi nie chroniło się amuletami. Można było uciec, ale nikogo nie powstrzyma kawałek drewna zawieszony na szyi, chyba że ktoś byłby wyjątkowo zabobonny.
Bolesny węzeł zacisnął się w moim żołądku. Przypomniałam sobie rozmowy z Sophie, kiedy dopiero zmierzałyśmy w stronę Ravenglen i rozważałyśmy możliwe rozwiązania całej sprawy. Siły nadludzkie potraktowałyśmy wtedy dość żartobliwie, nastawiałyśmy się przede wszystkim na odsłonięcie jakiegoś spisku. Na coś strasznego, ale możliwego do wytłumaczenia w sposób zupełnie logiczny. Ale następne słowa wiedźmy potwierdziły wszystkie obawy. Najgorszy możliwy scenariusz:
— Przed demonem.

< Sophie? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz