środa, 14 lipca 2021

Od Lei cd. Hotaru

Pani Harriet z szerokim uśmiechem obserwowała, jak każdy nakłada sobie porcję - najwięcej brali, rzecz jasna, chłopcy, którzy wciąż przecież rośli. Ich rumiane, pyzate twarze świadczyły o tym, że pod matczyną opieką rozwijali się zdrowo, choć wiejski tryb życia nie pozwalał na to, by ciało obrosło w zbyt grubą warstwę tłuszczu - zamiast tego mieli muskularne i opalone kończyny, przyzwyczajone do ciężkiej pracy.
— Ach, nie chcę już narzekać! Proszę się częstować — westchnęła kobieta, suto obkładając pajdę chleba serem.
Zastrzygłam uszami na uwagę gospodyni o zawodach łuczniczych i problemem z ich organizacją. Nieśmiały pomysł zaczął kiełkować w mojej głowie, chyba jednak zbyt odważny, by mógł zostać wypowiedziany na głos.
— Chętnie posłuchamy — odezwała się Hotaru. Jej po prostu nie dało się odmówić, pani Harriet też nie była typem osoby, którą dwa razy trzeba było prosić.
— Ależ nie chcę panienek zanudzać — dodała, jednak zaraz wzięła głęboki wdech — jutro nasz stary wójt, Patrick Smith, obchodzi 100 urodziny, w wiosce żeśmy jeszcze takiego starego nie mieli, zwłaszcza chłopa. Najstarsza to zawsze była stara zielarka, Ruth, ale jej się zmarło dwie wiosny temu, jak 99 lat miała. Po mojemu to jeszcze by pożyć mogła, tylko ją to samotne życie wykończyło, bo nikomu sobie pomóc nie dała, dzieci się po świecie porozjeżdżały, a ona już i tak chodziła ledwo, bo to kości stare, to wiecie, już wyzwanie. Juści i moje już czuję, a toć mi pięćdziesiątka styka na jesień — na potwierdzenie swoich słów skrzywiła się, dotykając krzyża. — No, ale o czym to ja, bo na starość ględzić zaczynam...
— O przyjęciu — podpowiedział Jerry w przerwie między jedzeniem.
— No jeszcze może tak źle z moją pamięcią nie jest — burknęła, ale tym słowom towarzyszył dobrotliwy uśmiech, który odziedziczyli po niej synowie. — Więc robimy obchody, bo i wiek słuszny, i człek zasłużony, a w wiosce sporo zmienił, żeśmy po pożarze wioskę odbudowali, młyn postawili, to podziękować obowiązek. A to wesołek jest, zabawę lubi, wypić dalej też i powiada, że go piwo tak długo na nogach trzyma, syna chmiel nauczył hodować, taki interes rodzinny... ja znów nie o tym, no przyjęcie chcemy my zrobić, żeby się i ludzie trochę pocieszyć mogli, dziatki pobawić, bo przecie roboty tyle, że jak się trafi okazja, to trzeba zrobić, ile się da. I miały być też te zawody łucznicze, ale Austin wziął się i zachorował, a to chłop jak dąb, to chyba licho jakie mu to przeziębienie akurat na teraz przyniosło. A dekoracje to już w ogóle niegotowe, bo czasu brakło, taki czas teraz, że każdy chce na polu zrobić, zwłaszcza że jutro się zrobi mało... i dla dzieciaków zabawy żadnej nie ma przygotowanej, bośmy liczyli, że Rebeka zgarnie z miasta jakiegoś bajarza, jak wczoraj była, ale ten jeden, co był zawsze, to akurat poszedł do innej wioski... dobrze, że Spike chociaż zdrowy, chociaż jak to tak się wszystko sypie, to się nie zdziwię, jak coś sobie zrobi, to chłopczysko nigdy ostrożne nie było... odpukać, odpukać, ale już się tyle dzieje, że chyba piwo tylko zostanie i tyle z wielkiej zabawy...
Razem z Hotaru spojrzałyśmy na siebie, jakbyśmy obie wpadły na ten sam pomysł i każda szukała u drugiej zgody i potwierdzenia. Ci ludzie byli kochani, a z panią Harriet musiałyśmy srogo negocjować, zanim za pierwszym razem zgodziła się przyjąć parę monet za przygarnięcie nas na noc.
— Możemy pomóc — uśmiechnęłam się, ruchem głowy wskazując na leżący w kącie łuk z kołczanem pełnym strzał — zajmę się tymi zawodami, jeśli mogę, to będzie sama przyjemność.
— Panienki to kochane są takie — kobieta pokręciła głowę i podsunęła w naszą stronę talerz z chlebem — ale wiem, że się śpieszycie, to co my trzymać będziemy z gildii panie, ze świata wielkiego, jeszcze do pomocy zaganiać, tak się nie godzi.
— Będzie nam bardzo miło — zapewniła towarzyszka i zamyśliła się na chwilę. — Dzieci lubią tańczyć, chętnie je pouczę.
— Mam nadzieję, że też łapię się jako dziecko! — zaśmiałam się. — To naprawdę żaden problem, wysłałyśmy już do naszego mistrza informację o wykonanej misji.
— To panie go może zaproszą, to się Spike z nim posiłuje? — zaproponował Tom.
— Łobuzie, może sam najpierw spróbujesz? — uniosłam brew.
— Z Tomem to by pewnie nawet panie wygrały — włączył się Jerry.
— Ani mi który spróbuje brać panienki do siłownia się na rękę! — pani Harriet groźnie powiodła wzrokiem po synach, po czym spojrzała znowu na nasz i otarła oczy rąbkiem fartucha, zostawiając na policzki mączną smugę. — Jeśli naprawdę chcecie zostać, to wszyscy bardzo się ucieszą, już zaraz biegnę wszystko ustalić z Helcią, żoną tego naszego solenizanta, to się ucieszy, jak nie wiem, bo się też martwiła, biedulka, ona to by mu nieba przychyliła, ale to jak wszyscy tutaj...

< Hotaru? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz