środa, 7 lipca 2021

Od Talluli CD. Hotaru

Smukła, bladziuchna dłoń sięgnęła do rudych loków, pozwalając chuderlawym palcom zatopić się pod ich gęstą powierzchnią – pod tą czerwienią, tak niezwykle wyrazistą w promieniach letniego słońca i tak przyjemnie poddającą się sile rześkiego, wiejskiego wiatru, gdy jej fale zgrabnie odnajdywały spoczynek na chudych, kobiecych ramionach. Kolejne kępki ziół, tych rosnących zaraz przed głównym budynkiem gildii, wśród barwnych łebków rozmaitych kwiatów, którymi w większości zajmowała się młoda, promienna Pelagonija, odnajdywały swe miejsce na dnie niewielkiego, wiklinowego koszyka. Jasnowłosa Pelagonija Eternum, która przy okazji była również jedyną, ale jakże chłonną i wyraźnie chętną do pracy, adeptką gildyjnych medyków. W tym panny Barbeau, o samym świcie, kiedy ciepło lata nie zdołało jeszcze na dobre przegnać chłodu ostatniej nocy, zbierającej zioła potrzebne do wszelakich maści, leków czy innych specyfików.
I tę ciszę, wciąż panującą na wiejskich drogach, raz po raz przerywał jedynie wysoki śpiew jakiego skowronka, poszukującego swą pieśnią chętnego do duetu.
Różane ustka wykrzywiły się w skromnym uśmiechu, kiedy to niebieskie ślepia, ciemne i dojmujące niczym same głębiny iferskich mórz, zatrzymały się na otwartych główkach kwiatów magnolii. Tych samych, które zwykły rosnąć wokół defroskiej akademii, swym zapachem cały maj próbujących bez pozwolenia przedostać się do każdego pomieszczenia w wiekowym budynku szkoły. Tallulah rwała je co roku, bogaty bukiet zostawiając pod drzwiami pokoju młodziutkiej Amaris – przyjaciółki, która dla samej Barbeau szybko okazała się kimś więcej, niżeli zaledwie miłą towarzyszką. Amaris wiedzieć o tym jednak nie mogła, a i nigdy dowiedzieć się nie miała. Nie, kiedy zniknęła, nigdy więcej nie powracając już z tego przeklętego bankietu, na który je obie wysłał jeden ze szkolnych opiekunów. Tallulah krzyczała. Wrzeszczała ze łzami w oczach, przeszukując ogrody, pokoje, do których nie miała nawet przyzwolenia na wstęp. Nigdy nie zdołała odnaleźć dziewczyny o włosie srebrzystym niby księżyc i tęczówkach tak ciemnych, jak nocny, bezgwiezdny nieboskłon.
Złapała za rączkę koszyka, zrobiła krok w tył. Tylko ten życzliwie tęskny wzrok, który w moment poddał się sile żalu, dał rudogłowej do zrozumienia, iż należało wracać. Wracać i wziąć się za właściwe zajęcie, zanim Adonis czy Tadeusz, rzucą się na czarownicę, jak i biednego Raviego, obwiniając ich dwójkę o brak odpowiednich do pracy medykamentów.
W głównym budynku dalej panował przyjemny spokój, nieprzerywany jeszcze głośnymi krokami czy, zazwyczaj zbędnymi, wrzaskami. Tallulah odetchnęła z ulgą, poprawiła koszyk, którego rączka nieprzyjemnie wbijała się w bladą skórę na przedramieniu. Właśnie to czarodziejce odpowiadało najbardziej – nieustająca cisza, bezruch i odprężenie. Wszystko, co jakkolwiek różniło się od gromkiego życia na ethijskim, królewskim dworze.
Ruszyła przed siebie, zaraz kierując się w stronę schodów, kiedy bystre oko wyłapało obecny na stołówce cień. Krok ustał, rude brewki wystrzeliły ku linii włosów, a wargi ułożyły się w nieme, nigdy niewypowiedziane o. Sama nie wiedziała nawet, kiedy smukła dłoń powędrowała na chropowatą powierzchnię drzwi, subtelnie je uchylając. Stare, rdzewiejące już zawiasy zdradziły jednak obecność nieznajomej obserwatorki, na której pospiesznie wylądowało spojrzenie niemalże czarnych tęczówek. Oddech ugrzązł w gardzieli, płuca zamarły w zaskoczeniu. Jej oczy były identyczne.
Szybko odzyskała jednak panowanie nad swoją reakcją, dawno już wyuczona odpowiednich zachowań i całkowitej kontroli. Uśmiech przyozdobił kobiece lico, koszyk z ziołami wylądował na jednym z licznych stolików. Rudogłowa szybko domyśliła się, iż nieznajoma musiała do Tirie przybyć niedawno. Choć sama należała do najnowszych członków gildyjnej społeczności, nietrudno było natknąć się na każdą z osobistości w ciągu pierwszych, kilku dni. A sądząc po urodzie kobiety, pochodziła ona z daleka. Z krain, które być może odwiedziło tylko kilku, najbardziej zaciekłych podróżników w całej Iferii.
— Przepiękne — stwierdziła krótko, przewracając wzrok w stronę stojącego na kredensie bukietu. Pokręciła głową. — Nigdy wcześniej nie widziałam takiej kompozycji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz