sobota, 24 lipca 2021

Od Hotaru - 梅に鶯

Hotaru wierzchem dłoni otarła przepocone czoło, odgarnęła lepiące się do skóry ciemne kosmyki. Mleczny opar wypełniał pomieszczenie, wisząca w powietrzu wilgoć sprawiała, że każdy oddech stawał się ciężki i mokry. Cienkie, białe odzienie, zawilgło od wszechobecnej pary i teraz nieprzyjemnie przylegało, krępując ruchy służącej. Hotaru wzięła porcelanową miseczkę ze starannie roztartym kleikiem ryżowym, umoczyła w niej szeroki pędzel i przyklękła przy swojej pani.
Matsudaira Akihime, dziedziczka legendarnej szkoły tańca Matsudaira, leżała nago na okrytej prześcieradłami leżance, a jej niemożliwie długie, hebanowe włosy moczyły się właśnie w misce z ziołowymi olejkami. Hotaru pochyliła się nad dziewczyną, delikatnymi pociągnięciami pędzla zaczęła nanosić lepką papkę na jej twarz.
— Powiedz mi — odezwała się nagle Akihime, a Hotaru w ostatniej chwili cofnęła pędzel. Wolała nie myśleć, co by się stało, gdyby kleik dostał się do ust panienki. — Dlaczego wszystkie maseczki, które przygotowujesz, tak okropnie śmierdzą?
Pędzel drgnął niezauważenie.
— Proszę o wybaczenie, panienko.
— Nie mówiłam, że masz mnie przeprosić. Zadałam ci pytanie.
Pędzel przesunął się wzdłuż szyi, sięgnął dekoltu.
— Nie wiem, panienko. Przepraszam.
— Nie za dużo wiesz.
— Przepraszam.
Papki starczyło jeszcze tylko na jedno ramię. Hotaru wstała, odłożyła pustą miseczkę, wyjęła z łaźni wodnej kolejną. Wróciła do swojej pani, przyklęknęła. Zanurzyła pędzel w kleiku.
— Zimno mi.
— Wybacz, panienko. Poleję kamienie.
Hotaru odłożyła miseczkę, wstała. Podeszła do cebrzyka, czerpakiem nabrała wody, bryznęła na rozgrzane kamienie. Buchnął kłąb gorącej pary, a służąca poczuła, jak z gorąca szczypie ją nos i powieki. Wróciła do swojej pani, uklęknęła, wzięła w dłoń miseczkę, zanurzyła pędzel.
— Polej jeszcze trochę.
Hotaru odłożyła miseczkę, znów wstała. Podeszła do cebrzyka, nabrała pół czerpaka wody i oszczędnie bryznęła na rozgrzane kamienie. Tydzień temu było to samo, ale wtedy użyła całego czerpaka. Nie skończyło się to dobrze, panienka była niezadowolona.
— Nie stój tam tyle. Kleik zaschnie.
— Przepraszam, panienko.
Hotaru wróciła, uklękła, zaczęła dalej nakładać maseczkę. Biała papka pokryła drugie ramię i biust. Służąca wstała, wymieniła miseczkę, uklękła przy pani. Przesuwała pędzlem po jej ciele tak długo, aż kleik pokrył cały brzuch, biodra i połowę ud. Wymieniła miseczkę, zajęła się nogami.
— Podoba ci się nasz nowy gość?
Miseczka prawie upadła na stopę panienki.
— Niestosownym jest służącej podnieść wzrok na wojownika.
— To nie wojownik. To onmyōji - taki sam plebejusz, jak ty, tylko jest mądrzejszy i lepiej kłamie. Udaje, że widzi demony i ludzie mu za to płacą — prychnęła, zamyśliła się. — Ale jest ładniutki, nie sądzisz?
Hotaru wstała, odłożyła ostatnią miseczkę. Wzięła drewniany grzebień, uklęknęła przy włosach swojej pani.
— Wybacz, panienko. Nie przyglądałam mu się.
— Ależ ty jesteś nudna — westchnęła Akihime.
Grzebień gładko przesuwał się wśród gęstych, czarnych pasm. Hotaru skończyła rozczesywać włosy, odłożyła grzebień i wzięła niewielki, porcelanowy czerpak, a następnie naniosła olejek również u nasady włosów. Zanurzyła palce w hebanowej gęstwinie, starannie rozmasowała skórę głowy.
— Nudzi mi się. Zatańcz dla mnie.
— Tak, panienko.
Hotaru szybko wytarła zatłuszczone palce w wilgotną ściereczkę. Odwróciła głowę, a przez jej twarz zdołał przemknąć uśmiech - lekki, nieśmiały i ulotny, starannie skryty przed wzrokiem pani.
— Co panienka by chciała, żebym zatańczyła?
— Nie wiem. Wysil się na kreatywność. Zabaw mnie.
Hotaru nie namyślała się, pierwszy krok był już tańcem. Wzniosła wdzięcznie ramiona, otulone białym materiałem przypominały skrzydła żurawia. Łagodnie przechyliła głowę, bose stopy bezdźwięcznie sunęły po deskach łaźni. Akihime patrzyła w milczeniu na tańczącą wśród niewidzialnych szuwarów żurawią damę, której każdy ruch tchnął gracją i radosnym oczekiwaniem. Oto wkrótce miał przybyć jej ukochany. Ten, z którym bogowie połączyli ją czerwoną nicią przeznaczenia.
Hotaru uśmiechnęła się w duchu widząc kątem oka, jak stopa panienki kiwa się rytmicznie w takt nieistniejącej muzyki.
— Zatańcz coś innego.
Kruche skrzydło zmieniło się w mocarną łapę, stopa huknęła o posadzkę. Hotaru rozłożyła szeroko dłonie, jej postać zdawała się wypełniać ciasne nagle pomieszczenie łaźni. Majestatyczny tygrys wstrząsał gniewnie łbem, toczył wzrokiem wokół. Szykował się do walki, a jego dumne serce biło w niecierpliwym oczekiwaniu niczym wojenny bęben. Coraz szybciej i szybciej, bo oto przeciwnik już nadciągał.
Panienka poprawiła się na leżance, małym palcem wystukiwała rytm.
— Coś innego.
W jednym piruecie przepadł tygrys, pojawił się lis. Wyskoczył nagle, szybkim krokiem przemknął wśród oparów łaźni, przypadł zaraz do drewnianych desek. Czaił się i krył, by podejść owego biednego śmiertelnika, którego obrał sobie za cel. Krok za krokiem, coraz bliżej i bliżej…
— Mogłabyś być tancerką — zauważyła Akihime. — Szkoda tylko, że masz taką twarz.
Hotaru potknęła się, zatrzymała, a lis znikł. Dziewczyna podniosła dłoń do twarzy, jej palce musnęły fragment ciała, który nigdy nie był jej. Ohydna, brunatna narośl rozciągała się od kości policzkowej aż do skroni, zniekształcała rysy, zasłaniała część oka. Odstręczająca i ciastowata w dotyku, ściągała spojrzenia - czasem współczujące, czasem pełne odrazy i szyderstwa.
— Przepraszam, panienko.
Akihime wzruszyła ramionami, westchnęła.
— Nie mnie powinnaś przepraszać, tylko bogów. Nie wiem, co nawywijałaś w poprzednim życiu, żeby dostać coś takiego — prychnęła. — Kleik zasycha.
— Już go zmywam, panienko.
Hotaru wzięła miskę z ciepłą wodą i miękką szmatkę. Powolnymi pociągnięciami ściągała wpół zastygłą maseczkę, odsłaniając bladą, pozbawioną jakiejkolwiek skazy skórę dziewczyny. Akihime przymknęła oczy, jej oddech zdawał się zwalniać.
— Zaśpiewaj mi coś.
— A co panienka chciałaby usłyszeć?
Dziewczyna rozchyliła na moment powieki, zerknęła przelotnie na Hotaru.
— Zaproponuj coś. Nie mogę cały czas myśleć za ciebie.
Hotaru zaczęła spłukiwać olejek z włosów panienki. Nabrała tchu, popłynęły słowa pieśni.
Świat, w którym żyjemy, niczym nurt wielkiej rzeki,
Gdy rozlewa się leniwie, czasem mknie, rwie niewinne brzegi.
A my, zapominając o tym, co nam przeznaczone,
Tracimy grunt, naszą podporę, boimy się zawołać "Tonę!"
Ten, kto słów narzekań nie zna, sam w rzekę się przemieni.

Płatek kwiatu tanecznym krokiem leci z wiatru tchnieniem
Widok ten serce rzeki wypełni wnet miłości brzmieniem
Ręka w rękę stawią czoła temu, co im rzuci los
Znajdą pośród ryku burzy ten jeden cichy, czuły głos
Ten, kto wytrwać chce do końca, sam w rzekę się przemieni... (*)
— Nie, jednak nie chcę, żebyś śpiewała. Zaraz tu usnę.
— A może jest panienka głodna?
Akihime znów poruszyła się na leżance, uniosła na łokciach.
— Właściwie to mogę być głodna. Przynieś mi jedzenie.
Hotaru wstała, udała się do pomieszczenia obok. Uderzyło ją lodowate powietrze, a dreszcz przebiegł po całym jej ciele, gdy przylegający do skóry, mokry materiał stał się nagle niemożliwie zimny. To tylko złudzenie, w łaźni było po prostu niemożliwie gorąco.
Dziewczyna podniosła tacę z jedzeniem, którą zapobiegliwie ustawiły tam inne służące, zaraz wróciła do swojej pani. Po drodze bryznęła wodą z czerpaka na gorące kamienie - otwierała drzwi, część pary czmychnęła na zewnątrz, panience zaraz zrobiłoby się zimno.
Akihime usiadła, sięgnęła do talerzyków i spodków zakrywających ozdobne miseczki.
— Fuu… Mówiłam, że nie lubię kawioru! — prychnęła marszcząc nos.
— Kawior jest bardzo zdrowy, panienko.
— Jak jest taki zdrowy, to sama go sobie jedz!
To mówiąc, Akihime chwyciła pałeczki i jeden z odłożonych talerzyków. Wprawnym ruchem przeniosła na niego te kilka zawiniętych w nori ryżowych krążków, każdy z czapeczką przejrzystych, pomarańczowo-czerwonych kuleczek kawioru, a następnie wyciągnęła go w kierunku Hotaru.
— Dziękuję, panienko.
Na talerzyku wylądował jeszcze nadgryziony kawałek surowego kalmara, galaretka z zatopionym w środku fiołkiem i cały pęk marynowanych w sake alg. Hotaru ze smakiem zajadała przysmaki z pańskiego stołu myśląc o tym, jak szczęśliwe jest jej życie. Miała jedzenie i dach nad głową, żyła bezpiecznie, każdy dzień wypełniając prostą pracą. Panienka uczyła ją sztuki niedostępnej dla tych niżej urodzonych, karmiła zakazanym dla nich jedzeniem. Słowa panienki bywały przykre, jednak Hotaru uważała to za dobrą cenę w zamian za wszystko, co otrzymywała.
— Chciałabyś wyjść za mąż?
Hotaru prawie ugryzła się w palec, gdy wkładała do ust ostatni pasek kalmara.
— Moja wola nie ma tu znaczenia.
— No nie ma — Akihime pokiwała w zamyśleniu głową. — Ale można się pozastanawiać.
— Małżeństwo to wiele obowiązków dla kobiety. Wolałabym na razie nie wychodzić za mąż… i wolałabym, żeby moim mężem został ktoś, kogo znam.
— Luksusy plebsu — westchnęła dziewczyna, odchylając się nieco na leżance. Ona miała wybranego narzeczonego niemal od dnia narodzin, a zobaczyć go miała dopiero w dniu ślubu. — Daj znać, jeśli ci się odmieni. Jak się będzie opierał przed ślubem, albo będzie cię źle traktował, każę go wychłostać i tyle.
— Dziękuję, panienko.
Mimo wszystko Akihime dbała o Hotaru. A służąca była jej za to wdzięczna.
Tacka z opróżnionymi miseczkami znalazła swoje miejsce w pomieszczeniu obok. Wracając, Hotaru znów polała kamienie. Akihime położyła się na brzuchu, odgarnęła mokre włosy, odsłaniając plecy.
Hotaru wzięła miękką szczotkę, natarła ją różanym mydłem i przyklęknęła przy swojej pani. Powolnymi, kolistymi ruchami, zaczęła myć i masować jej plecy.
— Chciałabym być już stara. Starym ludziom wszystko wolno — podjęła nagle Akihime.
— Jesień życia niesie ze sobą wiele trudności.
— Ale niesie też i wiele przywilejów! Mogłabym rozstawiać wszystkich po kątach, narzekać do woli i nikt nie mógłby mi mówić, co mam robić.
Służąca wzięła się za zmywanie mydlin. Korzystając z tego, że panienka była odwrócona do niej tyłem, Hotaru uśmiechnęła się pod nosem. Akihime mówiła tak, jakby wcale nie robiła wszystkich tych rzeczy na co dzień.
— Byłabym jak pani Shimura — powiedziała, przywołując imię swojej najbardziej znienawidzonej nauczycielki tańca. — Cały dzień leżałabym wśród poduszek, paliłabym fajkę na długim cybuchu, a jakby mi się nudziło, czepiałabym się o durnoty i lała uczennice po palcach moim wspaniałym wachlarzem!
— Obawiam się, panienko, że do tego jeszcze daleka droga.
Akihime wydęła wargi, popatrzyła na własne palce, które tyle razy zakosztowały już gniewu wachlarza pani Shimury. Hotaru przesunęła się ku przodowi leżanki, pochwyciła dłoń i zaczęła opiłowywać paznokcie.
— Piętnaście lat to najgorszy wiek dla kobiety. Nic nie można, wszystko trzeba — mruknęła dziewczyna filozoficznie.
— Całe ludzkie życie tak wygląda, panienko.
— Nie wymądrzaj się!
— Przepraszam, panienko.
— Jesteś tylko rok starsza, a poza tym - jesteś głupiutką gąską i nic nie wiesz o życiu.
— Tak, panienko. Przepraszam.
Akihime powoli zaczynała wpadać w jakiś markotny nastrój. Hotaru przebiegła w myślach sposoby, by temu zaradzić.
— Może chciałaby panienka, żebym opowiedziała jakąś historię?
— Znam wszystkie historie, jakie mogłabyś mi opowiedzieć, bo sama cię ich nauczyłam — westchnęła Akihime. — Ale niech będzie. Opowiedz mi coś.
Hotaru odłożyła pilniczek, wzięła kolejną miseczkę z maseczką, przesunęła się bliżej swej pani i zaczęła nakładać zielonkawą masę na jej gładkie plecy.
— Dawno, dawno temu, na skraju bambusowego gaju, żyli sobie dziadek i babcia. Co rano babcia lepiła ryżowe kulki i zawijała je w liście bambusa. Co rano dziadek brał z sobą ryżowe kulki i tykwę pełną wody, i szedł do gaju ścinać pędy bambusa. Co wieczór dziadek wracał z koszem pełnym bambusowych pędów. Co wieczór babcia plotła z pędów kosze, kapelusze i buty. Tak płynęło życie babci i dziadka, tak wyglądał każdy ich dzień.
Akihime leżała spokojnie na leżance, nie przerywała opowieści Hotaru.
— Pewnego dnia, gdy dziadek był głęboko w bambusowym gaju, opadło go wielkie zmęczenie. Usiadł na ziemi i chciał posilić się jedną z ryżowych kulek. Jednak gdy odwijał ją z liści bambusa, kulka wypadła mu z ręki i potoczyła się po ziemi. Nie chcąc marnować pracy babci, dziadek zaraz pobiegł za toczącą się kulką, nim jednak ją dogonił, ta wpadła do dziury w ziemi. Nie namyślając się wiele, dziadek uklęknął przy dziurze i sięgnął dłonią w głąb, chcąc wyjąć ryżową kulkę. Sięgał i sięgał, stękał i stękał, aż sięgnął tak daleko, że sam wpadł do dziury!
— W normalnym świecie skręciłby kark i byłoby po dziadku — prychnęła Akihime.
— To jednak był świat baśni i dziadek, zamiast skręcić kark, wpadł daleko, daleko, aż do samego pałacu Króla Szczurów!
Hotaru skończyła z maseczką i zajęła się piętami panienki.
— Jakież było zdziwienie dziadka, gdy Król Szczurów podziękował mu za pyszną kulkę ryżu, a następnie zaprosił na wielki bal, który organizował tego dnia w swej posiadłości. Dziadek, będąc człowiekiem uprzejmym i przyjaznym, bawił się i tańczył ze szczurami, aż przyszedł późny wieczór. Wtedy Król Szczurów powiedział mu, by wybrał sobie jedną z trzech skrzyń - to, co znajdzie wewnątrz, niechaj będzie pamiątką ich wspólnie spędzonego czasu. Nie chcąc brać zbyt wiele i kłopotać Króla Szczurów, dziadek wybrał najmniejszą skrzynkę i wrócił z nią do domu.
— Że też babcia nie natarła mu uszu za szwendanie się po zmroku.
— Babcia nie natarła mu uszu, bo bardzo się martwiła, że dziadka tak długo nie ma, więc gdy w końcu wrócił, jej radości nie było końca. Dziadek i babcia razem otworzyli skrzynkę od Króla Szczurów, i zobaczyli, że wewnątrz znajduje się niewielki czajnik, oraz mnóstwo złotych monet. Złote monety babcia z dziadkiem rozdali wśród swych sąsiadów, a w czajniczku parzyli herbatę i zawsze, gdy to robili, przypominali sobie o gościnności Króla Szczurów.
— Wystarczy, nie opowiadaj mi już drugiej części. Nie lubię jej.
— Jak sobie panienka życzy.
Hotaru też nie lubiła drugiej części. Ta opowiadała o zachłannym sąsiedzie, który gdy tylko dowiedział się, jak dziadek zdobył skrzynkę złotych monet, sam postanowił wybrać się do Króla Szczurów. W jego posiadłości zachowywał się jednak nagannie, obrażał pana domu i miauczał przeraźliwie, strasząc inne szczury, a gdy mimo to Król zaoferował mu jedną z tajemniczych skrzynek, porwał wszystkie trzy i uciekł. Gdy otworzył je w swoim domu, ze skrzyń wyleciał rój szarańczy i pożarł mężczyznę żywcem.
— Zapomniałam zrobić ikebany dla pani Sugawary.
Hotaru już sięgała po szmatkę, by zmyć maseczkę z pleców Akihime. Jej dłonie zatrzymały się na moment.
— Pani Sugawara będzie bardzo niezadowolona.
— Tak. I obije mi ręce wachlarzem. Chyba, że będę siedzieć do późna i zrobię tę kompozycję.
Hotaru wzięła się za zmywanie tej maseczki. Już wiedziała, gdzie to prowadzi.
— Ale nie chce mi się siedzieć do późna i zajmować kwiatkami. Ty zrobisz ikebanę — Akihime podniosła na nią wzrok. — Tylko masz się postarać. Pani Sugawara robi się coraz bardziej czepliwa, już nie przejdą takie pozbawione fantazji kompozycje, jak robiłaś ostatnim razem.
— Tak, panienko.
Hotaru uśmiechała się pod nosem, korzystając z tego, że Akihime wciąż leży na brzuchu i nie może zobaczyć jej twarzy. Lubiła układać kwiaty i choć czekała ją perspektywa nieprzespanej nocy, nie czuła żalu z tego powodu. Służąca wytarła plecy swojej pani, zaczęła splatać wilgotne pasma włosów, by zawinąć je w miękkie płótno. Zastanawiała się, co by się stało, gdyby Akihime wiedziała, ile radości sprawia jej sztuka, jak wiele szczęścia jest w jej sercu, gdy może tańczyć lub układać kwiaty. Czy zakazałaby jej tego? Czy by krzyczała?
Czy może - panienka po prostu to wiedziała?


(*) oryginał: “川” (jap. rzeka), Saburō Kitajima. Luźne tłumaczenie: ja :>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz