sobota, 10 lipca 2021

Od Hotaru cd. Talluli

Dawno nieoliwione zawiasy skrzypnęły, cisza poranka zniknęła szybciej, niż zdobiąca płatki kwiatów rosa. Hotaru drgnęła, wyrwana nagle z zamyślenia, ze swojego własnego świata i jego bezpieczeństwa.
Odwróciła się - jej wzrok spotkał się ze wzrokiem nieznajomej.
Błękit.
W jej ojczyźnie było wiele błękitu - gniewny ocean omywał wyspy z każdej strony, bezkresne niebo rozpościerało się nad nimi niczym szklany klosz. Błękitne rzeki spływały z gór, zalane wodą pola ryżu, niczym odłamki zwierciadła, odbijały pędzące na wysokości chmury. Ludzie farbowali swe ubrania na niebiesko wierząc, że kolor ten odwróci od nich nieszczęście, że przegna choroby i nie pozwoli ranom się rozjątrzyć. Żaden człowiek nie miał jednak niebieskich oczu.
Wzrok Hotaru przeskoczył dalej, przyciągnięty burzą gęstych włosów nieznajomej.
Czerwień.
W jej ojczyźnie kolor szczęścia i niebios, kolor demonów, cesarza i bogów. Ale na pewno nie śmiertelników. Na pewno nie zwykłych ludzi, do których przecież zaliczała się Hotaru - ot, tylko służąca, którą pani, dla kaprysu, nauczyła tańca. I która zrządzeniem losu dzierżyła niezwykły wachlarz. Płomienne grzywy zarezerwowano dla shishi - niebiańskich lwów. Ich mocarne sylwetki broniły wstępu do świątyń, strzegły cesarskiego pałacu, a surowe oblicza spozierały ze zdobień drogich napierśników. Żaden człowiek nie miał jednak czerwonych włosów.
Dłoń nieznajomej pchnęła mocniej drzwi, wzrok Hotaru powiódł za smukłymi palcami.
Biel.
W jej ojczyźnie biel kojarzono z wieloma rzeczami. Śnieżnobiałe stroje rezerwowano dla umarłych, ale biel była też kolorem ryżu, który trafiał i do wiejskich chat, i na stoły możnych. Ryżem płacono jak walutą, ryż ratował życie, gdy tajfun lub trzęsienie ziemi zabrały wszystko. Biała była też porcelana - cienka, krucha i bezcenna, zdobiona subtelnymi pociągnięciami pędzla wyrafinowanego artysty. Grube warstwy śnieżnobiałego pudru okrywały twarze szlachetnych panien, starając się zamaskować każdy, nawet ten najdelikatniejszy dotyk słońca na ich policzkach. Żaden człowiek nie miał jednak białej skóry.
— Bardzo dziękuję — Hotaru skłoniła się, splatając dłonie nisko przed sobą. — To ikebana — wyjaśniła, spuszczając wzrok.
Coś w postaci drugiej kobiety sprawiało, że Hotaru instynktownie się cofnęła - tak samo, jak cofała się gdy mijała swoją panią na korytarzu jej posiadłości, jak schodziła z drogi, gdy podążał nią palankin kogoś wyżej urodzonego. Czy była to kwestia barw, czy opanowania swych emocji, nieznajoma sprawiała wrażenie osoby bywałej wśród salonów. Roztaczała wokół siebie tę specyficzną aurę, którą Hotaru znała aż za dobrze i pod której dotykiem jej własna prezencja zdawała się niknąć i zamierać. Być przejrzystą, niewidzialną - to były cechy dobrej służki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz