środa, 1 czerwca 2022

Od Hotaru cd. Serafina

Zmiana następowała powoli.
Z każdym dniem, z każdym krokiem, coraz bardziej oddalali się od serca ziem rodu Tsuru. Mijane miasta i miasteczka stawały się coraz mniejsze, rzadsze, aż w końcu więcej wieczorów i nocy spędzali pod gołym niebem, zdani na łaskę i niełaskę przyrody Yamato. Pora roku była pogodna, otaczający wyspy ocean przynosił z sobą łagodną wilgoć, która zapewniała ciepło słońca bez nadmiernego upału oraz pierzaste obłoki, które rozsypywały się w potoki deszczu dopiero wśród górskich szczytów. Podróżni mijali ich z rzadka, głównie byli to zwykli, szarzy ludzie, ograniczający się do skinienia głową, dotknięcia krawędzi słomianego kapelusza w przelotnym pozdrowieniu i tyle ich widzieli.
Sytuacja zmieniła się nieco przy samej granicy.
W pobliżu przejścia zawsze był ruch. Wąskie drogi zbiegały się niczym strumyki, tworzące coraz bardziej rozległą rzekę – i co prawda każdym ze strumyków podążało tak niewiele osób, jednak przy samym końcu, gdzie rzeka docierała do tamy, prąd stawał się gwałtowny, turbulentny. Tam, gdzie pojawiało się więcej ludzi, pojawiały się też i zabudowania – gdy ludzie musieli czekać, chętnie zatrzymywali się, by odpocząć, wymieniali się plotkami, narzekali na opieszałość urzędników i strażników. W okolicy rozkwitła niewielka wioska z bijącym sercem w postaci rozległego zajazdu. Kłębiło się wokół niego trochę podróżnych, tu i tam stały jakieś wozy, które pracownicy próbowali zaparkować pod wybudowaną w okolicy wiatą.
Serafin zmierzył wzrokiem kolejkę przy bramie.
— Nie będę tyle czekać — prychnął.
Hotaru popatrzyła na ozdobne drewienko z wypalonymi symbolami – dowód łaskawości pana Tsuru, pozwalający im chodzić, gdzie chcieli i zatrzymywać się, gdzie im się podobało, nie płacąc za to.
— Powinno udać nam się przejść bez kolejki. Ale tylko przez punkty graniczne ziem rodu Tsuru. Potem… potem imię pana Tsuru nie będzie nam już niczego ułatwiało.
Czarnoksiężnik znów prychnął.
— Polityka.
— Jest dobra pora, byśmy coś zjedli — powiedziała Hotaru, zerkając na słońce, oceniając w myślach ile czasu wszystko może im zająć. — Tutaj jeszcze ugoszczą nas szybko i za darmo, potem nie będzie już tak wygodnie.
Serafin machnął ręką, oboje podążyli w stronę zajazdu.
Książę nie zamierzał tego dnia dzielić przestrzeni z plebsem, zażądał osobnego pomieszczenia, zaś Hotaru zastanawiała się, jak to będzie potem, gdy za wszystko trzeba będzie płacić złotem, nie zaś zwykłym pokazaniem ozdobnego drewienka z pieczęcią w kształcie żurawia.
Usiedli, poczekali, Serafin zaczął rozmowę.
— Przypomnij mi, co nas czeka na ziemiach następnego rodu.
Nie było to pytanie ani prośba, Serafin pytał o to samo parę dni temu, ale widać nie słuchał albo zapomniał. Hotaru nie przejęła się tym, złożyła tylko dłonie, przeszła do wyjaśnień.
— To ród Tora, panie. Na tych ziemiach rodzi się bardzo niewielu magów…
— Czy założyciel rodu obraził jakiś święty kamień? To brzmi jak klątwa.
— Wręcz przeciwnie, panie.
Antyczne baśnie były mocną stroną Hotaru, jednak kobieta niespecjalnie rozumiała, jak dawne opowieści łączą się z przesycającą każdy skrawek jej ojczyzny magią. Na szczęście Serafin już do tego przywykł, zadawał pytania, ale gdy odpowiedzi Hotaru zaczynały być coraz mniej precyzyjne, coraz mniej pewne, kończył rozmowę zamyślonym „hm" i zapewne szukał wyjaśnień w zakamarkach własnego umysłu. Tancerka zaś poszukała znów informacji o rodzie Tora w swojej głowie.
— Rzadko rodzą się tam ci, którzy słyszą głosy kami, ale los obdarza wielu sercem tygrysa — wyjaśniła, zaś Serafin uniósł brew. — To dzielni wojownicy, którzy nie znają strachu. Samurajowie z innych ziem wiedzą, by nigdy nie krzyżować z nimi ostrza.
— Brzmi baśniowo — westchnął czarnoksiężnik, odchylając się nieco na swej poduszce. — Jak wszystko w tym kraju.
Drzwi przesunęły się bezszelestnie, służący postawił przed gośćmi tace z jedzeniem. Wzrok Serafina wylądował na misce białego ryżu. Tej, która obowiązkowo pojawiała się wraz z każdym posiłkiem jaki jedli w Yamato i nie miało znaczenia, czy było to śniadanie, obiad, czy kolacja – jedynie desery pozostawały wolne od miski ryżu, ale czy wolność ta była prawdziwą, skoro tyle słodkości w tym kraju robiono z mąki ryżowej?
— Znowu ryż — burknął książę. — Następne dłonie, które podsuną mi miskę ryżu, zmienią się w raciczki — obiecał, biorąc do ręki pałeczki. Zaczął od kawałka mocno przysmażonej ryby, zamoczył koniec w ostrym sosie.
— Ryż jest…
— … darem bogów, tak. Ale ja nie potrzebuję od bogów żadnych darów, szczególnie tak żałosnych. — Skrzywił się, ale zaraz zmienił temat. — Widziałem już nieco tutejszych wojowników w akcji i – jak mam być szczery – poradziłby sobie z nimi pierwszy z brzegu bęcwał. Wiem, do czego zdolny jest człowiek, który poświęcił całe życie walce mieczem i – jakkolwiek brutalnie by to nie zabrzmiało – jak niewiele jest to warte wobec jednego celnego zaklęcia. Magia jest wszystkim. — Kolejny kawałek ryby trafił do miseczki z sosem. — Można urodzić się na samym szczycie waszej pagody wpływów i uznania, można opanować władanie każdym rodzajem broni, ale nadal – niewiele to zmieni. Jak ten ród w ogóle funkcjonuje?
Hotaru nie do końca wiedziała, jak odpowiedzieć na te słowa. Widziała, że na ziemiach jej ojczyzny Serafin stanowi absolutny ewenement, który nie tylko nie wpisuje się w Niebiański Porządek, ale aktywnie go zaburza. Perspektywa tego, że gdzieś daleko, w odległym i pustynnym miejscu, istniał kraj, gdzie co drugi człowiek potrafił ruchem brwi zmusić rzeczywistość, by wypełniał jego wolę, była dla Hotaru po prostu przerażająca.
— Chyba, że — kontynuował książę, jakby coś sobie uświadamiając — to tygrysie serce, o którym mówisz, to wcale nie żadna tam odwaga w boju. Tylko dziki dar magii, który z jakiejś przyczyny częściej występuje właśnie tutaj. I odpowiada za większą sprawność w boju.
Serafin sięgnął po miseczkę z ryżem, zapominając widać o tym, co do niedawna o nim mówił. Teraz miał inny, ciekawszy i ważniejszy temat.
— Widziałaś kiedyś tych samurajów? Czy słyszałaś tylko opowieści?
— Widziałam, ale z daleka. W posiadłości nie mieli też okazji, by użyć swych umiejętności.
— Oczywiście — prychnął, nie zadając kolejnych pytań.
Hotaru oględnie wspominała, że służyła w szlacheckiej posiadłości, jednak szczegóły tego, co konkretnie tam robiła, albo dlaczego już tam nie służy, nigdy nie padły w rozmowie. Serafin nie pytał – Hotaru była skłonna postawić dużo pieniędzy na to, że robił to dlatego, że go to nie obchodziło, niż dlatego, żeby nie zrobić kobiecie przykrości.


Minęli bramę. Hotaru obejrzała się przez ramię, ostatni raz obdarzając spojrzeniem przyjazne ziemie rodu ceniącego sztukę i uprzejmość. A potem zwróciła wzrok wzdłuż drogi, prowadzącej ich ku kolejnemu przystankowi w ich podróży. Tam, gdzie i ludzie byli inni, bo nawykli do tego, by spory rozwiązywać siłą, by nie przebierać w słowach i zawsze zmierzać z rozmową do sedna. W pewien sposób można by pomyśleć, że to kiepsko rokowało, skoro u jej boku podążał Serafin, którego nastroju nie sposób było przewidzieć, a reakcje były zawsze gwałtowne i intensywne. Zaś w połączeniu z przytłaczającą mocą magiczną, jaką ten dysponował, prosta sytuacja mogła aż zbyt szybko zmienić się w niemożliwy do opanowania kryzys.
Jednak na dnie serca Hotaru tkwiła trudna do nazwania pewność, że paradoksalnie to miejsce i te ziemie mogą być dla Serafina lepsze, nieco wygodniejsze i bardziej podobne do tego, do czego się przyzwyczaił. A na pewno będą jakąś odmianą po ziemiach Tsuru.


Do kolejnego miejsca na postój dotarli wieczorem. Słońce schowało się już za horyzontem, ciemność szybko postępowała, topiąc gościniec w pozbawionej barw szarówce. Hotaru zajęła się znalezieniem dla nich obojga kawałka miejsca w zatłoczonej sali, a potem powiadomieniem kuchni, by przynieśli im jedzenie. Ruch był spory, służba pracowała z wojskową sprawnością i skutecznością. Nie minęło wiele czasu, a przed Serafinem i Hotaru pojawiły się tacki z jedzeniem.
— Gdzie jest ryż? — burknął Serafin, krytycznym spojrzeniem obrzucając zawartość swojej tacki.
— Pomyślałam, panie, że bardziej ucieszy cię większa porcja gyozy.
Serafin wziął pałeczki, wziął przyrumieniony pierożek, przyjrzał mu się krytycznym spojrzeniem.
— Nadzienie jest bardzo ostre.
Książę rzucił jej przelotne spojrzenie.
— Zobaczymy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz