poniedziałek, 6 czerwca 2022

Od Sophie do Zilke

— To jest chyba jakaś kpina — burknęła gniewnie Sophie, siedząc na podłodze swojego laboratorium i patrząc na trzymane w dłoniach części.
Jakiś czas temu, gdy wciąż pracowała nad krystalizacją swoich związków, wpadła jej w ręce interesująca publikacja, w której to autor ze szczegółami opisywał zaprojektowaną przez siebie maszynę mającą w bardzo wymierny sposób ułatwiać i przyspieszać proces krystalizacji. Jako że była to publikacja naukowa, nie zaś pierwsza z brzegu reklama cudownego środka na porost włosów, Sophie z zainteresowaniem wczytała się w słowa, oszacowała ich prawdziwość, liczby do niej przemawiały, zaś nazwiska recenzentów i współautorów tekstu dodawały całości tej jakże cenionej przez naukowca wiarygodności.
Nie czekając, postanowiła napisać do autora pracy prosząc o to, by wysłał jej egzemplarz zaprojektowanego przez siebie urządzenia. Mężczyzna zareagował entuzjastycznie, zaraz zabrał się za kompletowanie potrzebnych części i wyraził głębokie zainteresowanie tym, jakie rezultaty uzyska doktor Egberts, wykorzystując jego urządzenie w swojej pracy. Sophie rzecz jasna przystała na propozycję współpracy – alchemiczka głęboko wierzyła, że czas, kiedy naukowiec pracował w pojedynkę w zaciszu swego laboratorium i biblioteki dawno już minął, teraz liczyła się praca zespołowa i dzielenie się swoimi osiągnięciami. Nie dało się zapakować do jednej głowy mózgu alchemika, geologa, zoologa i kogo tam jeszcze, jednak rozwój naukowy wymagał wszystkich tych mózgów, a jedynym sposobem ich połączenia była współpraca.
— Ratunku — westchnęła ciężko Sophie i w przypływie bezsilności położyła się plackiem na podłodze.
Części dotarły połamane.
Alchemiczka nie miała pojęcia, co musiało dziać się w transporcie, skoro pęknięcia widać było na metalowych elementach – może człowiek, który wiózł jej wielką, niemożebnie ciężką paczkę przez pół kraju, postanowił z nudów wnieść ją na najwyższe piętro jakiegoś budynku, a następnie zrzucić z okna? Kobieta nie miała pojęcia, co innego mogłoby się zdarzyć, przecież sama jazda nie mogła być aż tak wyboista, by poradzić sobie z metalowymi elementami.
— Ja dałam radę przewieźć szkło z Sorii, a profesjonalista nie jest w stanie przewieźć metalu. Jak żyć? — spytała filozoficznie i westchnęła głęboko, błądząc wzrokiem po suficie.
Przed alchemiczką stały teraz dwie drogi. Mogła albo ponownie napisać do naukowca, by dosłał jej te elementy, które uległy zniszczeniu w trakcie transportu i czekać – najpierw, aż jej list do niego dotrze, potem aż mężczyzna wszystko wykona i przygotuje, a następnie aż nowa paczka do niej przybędzie. I, oczywiście, nie wiadomo było, czy tym razem elementy dotarłyby w całości.
Drugą opcją była próba poradzenia sobie z tym na własną rękę za pomocą tego, co miała do dyspozycji tu, na miejscu, w siedzibie Gildii.
Sophie o wiele bardziej wolała działać, niż siedzieć i czekać, toteż po chwili zwątpienia pozbierała się z podłogi, uprzątnęła chaos części i podeszła do swego ekspresu.
Ekspres do kawy, będący przerobionym urządzeniem do ekstrakcji pod wysokim ciśnieniem, zaadaptowanym przez Sophie na potrzeby robienia mocnej i pobudzającej kawy, jak zwykle sprawdzał się w przełamaniu pierwszych lodów, jeśli trzeba było prosić nowe osoby o przysługi. Już nie takie demony Sophie obłaskawiła za jego pomocą, toteż nie minęło wiele czasu, a alchemiczka opuszczała właśnie główny budynek Gildii, uzbrojona po zęby w swą najskuteczniejszą broń – pączki, kawę i pogodny uśmiech.
Kroki zaprowadziły ją w stronę kuźni, gdzie spodziewała się zastać Zilke, nowego gildyjnego kowala. Słysząc dobiegający z pomieszczenia dźwięk młota uderzającego o metal, Sophie postanowiła nie pukać, tylko po prostu weszła do środka. Jej wzrok od razu padł na postać stojącą przy kowadle, zaś alchemiczka zanotowała w pamięci, że oto los postawił przed nią kolejną osobę, którą będzie mogła śmiało prosić o zdejmowanie rzeczy z wyższych półek.
— Przepraszam! — zaczęła, wpasowując się między głośne uderzenia. — Mam pewną sprawę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz