środa, 29 czerwca 2022

Od Salomei cd. Mattii

― Mieliśmy szczęście z Pankracym ― uznała pogodnym tonem Salomea. Pociągnęła Mattię lekko w bok, w kierunku krętych schodów porośniętych koralami, przetkniętych gdzieniegdzie ukwiałem.
― Tak? W jakim sensie?
― Zazwyczaj jest oblegany. Uważaj, one parzą ― wtrąciła, kiedy jeden z ukwiałów wyciągnął ku nim parzydełka. Spojrzała w górę schodów, dostrzegła jeszcze parę podobnych pułapek.
― Czy ich poparzenia są groźne?
― Nie. ― Przeskoczyła o stopień w górę, przejmując prowadzenie i w naturalnym odruchu złapała go za dłoń. ― Ale są nieprzyjemne i mogą zostawić ślad na skórze. Poza tym, nie jestem do końca pewna na jakiej zasadzie działa to od strony magicznej. Lepiej dmuchać na zimne. ― Uśmiechnęła się, pociągnęła go za sobą. ― Nie martw się, jako odpowiedzialna przewodniczka, zadbam o to, żebyś później nie musiał szukać Euclio w innej sprawie niż teoretycznie towarzyska.
Mattia parsknął lekko, podążył za nią bez wahania. Najpierw trzymali się lewej strony schodów, potem odbili na prawą, znów uciekając przed ciekawskim ukwiałem. Ten był większy niż poprzedni, w przyjemnie pomarańczowym kolorze. Salomei wydawało się, że pomiędzy parzydełkami widzi pochowane rybki.
― Z taką przewodniczką nawet wyjście na pustynię wydaje się absolutnie bezpieczne.
Tym razem to ona parsknęła, obejrzała się na niego przez ramię.
― Tylko tym razem weź coś na głowę, inaczej nawet najlepsza przewodniczka nic nie poradzi.
Wspięli się na piętro, przeszli przez ławicę srebrnych ryb i minęli niewielką grupkę magów rozmawiających o czymś przejętymi głosami. Do Salomei doleciało jedynie parę wycinków, ale samo to wystarczyło, by nie chciała dłużej łowić słów. Odkąd wrócił, al-Amir był jednym z najczęściej poruszanych tematów. Chociaż, może nie powinna go tak nazywać? W końcu, w teorii, nie nosił już tytułu księcia.
― Euclio też bywa oblegany? ― spytał Mattia. Złapała się na wstydliwym stwierdzeniu, że chyba go na chwilę zaniedbała, zbyt zanurzając się we własnych rozmyślaniach.
― Tak. Na ostatnim przyjęciu zamieniliśmy chyba ze dwa słowa. Akshanowi dopisało więcej szczęścia w tej kwestii.
Przed nimi pojawiło się kolejne skupisko magów, tym razem o wiele większe i głośniejsze. Salomea dostrzegła charakterystyczną, nieco kulistą sylwetkę w samym środku zbiegowiska. Ukradkiem zerknęła w stronę Mattii ― oto potwierdzały się jej obawy. Euclio był oblegany, zajęty i poza ich zasięgiem.
Pasza nie wydawał się jednak tym faktem przejęty. Uśmiechał się lekko, ze spokojem oglądał wianuszek towarzyszących sayyidowi magów.
― Zastanawiam się, po co ja się stresuję, skoro i tak znajdziesz jakiś magiczny sposób na odwrócenie sytuacji na swoją korzyść ― stwierdziła rozbawiona.
Mattia posłał jej rozbrajający uśmiech.
― Też mnie to zastanawia.
*
― Nie wierzę ― parsknęła Salomea, zajmując miejsce na kolorowej poduszce z frędzlami. ― Po prostu nie wierzę. Czy ty aby na pewno nie jesteś jakimś magiem, Mattia? ― spytała podejrzliwie.
― Ależ oczywiście ― przyznał wesoło, siadając na poduszce obok. ― Moją specjalnością są sztuczki towarzyskie.
― Gdybyśmy tylko mieli taką wieżę, to mianowałabym cię sayyidem, przysięgam.
― Przeceniasz mój talent.
― Ach, tak?
― Zasługuję co najwyżej na jakiegoś… asystenta.
Zaśmiała się lekko i pokręciła głową, niedowierzając.
― Jesteś absolutnie niemożliwy, zdajesz sobie z tego sprawę?
Astrolog przechylił nieznacznie głowę, uśmiechnął się jak łobuz.
― Zdaję.
Wymianę zdań przerwało pojawienie się rekina. Był duży, raz po raz rozchylał potężne szczęki i błyskał rzędami zębów, zdawało się jednak, że jest kompletnie niezainteresowany siedzącymi na tarasie ludźmi. Kręcił się przy balustradzie, wpływał pomiędzy potężne kolumny, ale nic poza tym. Salomea obserwowała go z zaciekawieniem.
― Gdyby to był prawdziwy rekin ― odezwała się po chwili ― to kto wie, może okazałby się tą twoją żoną z opowiadania? Chciałbyś ją jeszcze spotkać?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz