wtorek, 7 czerwca 2022

Od Sophie cd. Reginalda

Sophie dobrze znała bibliotekę i jej zakamarki, toteż przyszykowanie wszystkiego, co mogło być potrzebne do pracy nad tekstem nie zajęło jej dużo czasu. Alchemiczka zgarnęła nieco czystych kartek, zgarnęła też rysiki w kilku kolorach, samą książkę, którą mieli razem tłumaczyć, oraz nieco innych alchemicznych dzieł. Takich z obrazkami – Sophie doszła do wniosku, że czasem po prostu łatwiej daną rzecz pokazać i omówić w ten sposób jej działanie, niż rysować, biegać do laboratorium po sam sprzęt, albo w ogóle opowiadać i gestykulować. Poza tym wzięła jeszcze swoje marne próby przetłumaczenia tego i owego – wiele tego nie było, większość tekstu pewnie nadawała się jedynie jako podpałka w kominku, niemniej jednak trochę pracy zostało w to włożone, Sophie nie zamierzała o tym zapominać.
Wśród ogółu społeczeństwa panowało mocne przeświadczenie, że wszelkie pomyłki nie powinny mieć miejsca, zaś jeśli ktoś się do nich przyznawał, zapewne został do tego zmuszony, zaś błędy były powodem wstydu. Sophie nie wyznawała takiego podejścia – dla niej każda pomyłka była okazją do wyciągnięcia z niej nauki, zaś jeśli popełniało się błędy poza swoją dziedziną (a tłumaczenie tekstu z języka, którego na dobrą sprawę się nie znało było daleko poza jej dziedziną), to i popełnianie błędów na pewno nie było też żadnym powodem do wstydu.
Alchemiczka rozsiadła się w bibliotece, czekając na Reginalda, zabębniła palcami po blacie stołu. Jej myśli jak zwykle gdzieś wywędrowały, kobieta zaczęła błądzić nimi ku przeróżnym sprawom, jakie jeszcze miała do załatwienia i nad którymi powinna się pochylić. A trochę tego jednak było, bo Sophie miała tendencję to mówienia „tak" każdemu nowemu projektowi, zaś jej lista rzeczy do zrobienia nie miała końca. I choć alchemiczka starannie planowała każdy moment swego dnia, próbując niemalże z kolana wcisnąć w niego kolejne rzeczy, to jednak nie wszystko dało się do niego wrzucić i zaplanować. Ot, jak chociażby całą tę przeprawę z książką – miała być jasna i przetłumaczona, zaś wiedza w niej zawarta przystępna. A jak wyszło – to już była zupełnie inna sprawa.
W końcu Reginald pojawił się w bibliotece.
Sophie w milczeniu podsunęła mu wyniki tego, co udało jej się do tej pory przetłumaczyć, zaś mężczyzna kiwał głową, przebiegając wzrokiem tekst. Potem alchemiczka otworzyła przed nim samą książkę.
Subtelne szlaczki ozdobnego, aishwaryjskiego pisma pokrywały ciasno każdą stronę, ustępując co jakiś czas diagramom i rycinom przedstawiającym jakieś skomplikowane, metalurgiczne procesy. Reginald przerzucił kilka stron, potem wrócił do spisu treści, przebiegł wzrokiem tekst. Odłożył książkę, odwrócił słupek ułożonych na sobie słowników tak, by widzieć wypisane na grzbietach tytuły.
— Właściwie — podjęła Sophie, przerywając milczenie i nawiązując do wcześniejszych słów mężczyzny — jak dużo czasu spędziłeś w Aishwaryi? I przy jakiej okazji?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz