niedziela, 26 czerwca 2022

Od Reginalda, cd. Sophie

W gruncie rzeczy Reginald nie sądził, że jakakolwiek biblioteka może wpędzić go w tak przyjemnie spokojno-melancholijny nastrój, w jakim był obecnie. Nie potrafił też jednoznacznie stwierdzić, jakie jej elementy się do tego przyczyniły, ale mimo wszystko czuł, że będzie mu się bardzo dobrze pracować. Tak przynajmniej przeczuwał, bo był rozluźniony, po pysznej kawie, nawet wyspany, a przy tym miał pracować z osobą, która wydawała się być inteligentna i kompetentna. Sophie sprawiała dobre wrażenie, choć jej bezpośredniość nieco go onieśmielała.
Gdy był już po wstępnym przejrzeniu materiałów, nad którymi przyszło im pracować, kobieta znowu się odezwała. Mówiła cicho, ale Reginald miał poczucie, że jej głos rozchodził się po całej bibliotece i każdy mógł ją usłyszeć, nawet jeśli po pomieszczeniu pałętało się zaledwie kilka osób, w tym jej opiekunowie.
Nie był jakoś szczególnie zaskoczony jej pytaniem, choć także nie spodziewał się na nie odpowiadać. Milczał przez jeszcze kilka sekund, bezmyślnie wpatrując się w jedną z okładek książek, które leżały na blacie stolika.
— Właściwie niedługo — mruknął w końcu, nadal nie patrząc na Sophie; kobieta mogła obserwować tylko jego profil. — Na głównej wyspie Archipelagu Ackten, jest tam spore miasto portowe, i tam spotkałem mężczyznę, który miał na imię Arun, to znaczy, nadal ma, bo raczej jeszcze żyje…
Reginald odchrząknął nerwowo. Strasznie chciało mu się palić.
— Ten Arun pochodzi właśnie ze stolicy Aishwaryi. Trochę rozmawialiśmy, ja potrzebowałem zmiany, on chciał wracać do domu, więc zabrałem się z nim. Po drodze trochę mnie przyuczył języka, a potem pomógł wynająć pokój, ostatecznie zamieszkałem na poddaszu w domu jego kuzyna, tuż obok jednego z rynków.
Znowu na chwilę zamilkł, a potem spojrzał ukradkiem na Sophie, żeby móc chociaż zdawkowo upewnić się, że jej nie zanudza. Chwilę później znów patrzył gdzieś w stronę książek, kontynuując swoją opowieść. Było to dla niego trochę zawstydzające, bo nie znał kobiety wcale, ale nie chciał jej zbywać dwoma słowami, bo gdzieś podskórnie czuł, że mogłoby jej to nie zadowolić.
— Najbardziej chyba zaskoczyło mnie to, jak tam było kolorowo, głośno i tak… intensywnie. Wszystko tam było intensywne, kolory, smaki, muzyka, nawet mieszkańcy. Szczególnie dało się odczuć to, jak się miało widok na kawałek rynku z własnego pokoju. Ale najbardziej chyba polubiłem ten język, bo był inny, niż jakikolwiek, którego uczyłem się do tej pory.
Reginald westchnął cicho. W jakiś sposób naprawdę lubił te wspomnienia, ale za każdym razem, kiedy je przywoływał, uświadamiał sobie, że nie mógłby tam wrócić. Mieszkanie w Aishwaryi, choć fantastyczne na chwilę, szybko go przytłoczyło, i w sumie, gdyby nie Priyanka, dziewczyna mieszkająca kilka domów dalej, pewnie zwinąłby się stamtąd w ciągu niecałego miesiąca.
— W sumie mieszkałem tam trochę ponad cztery miesiące — oznajmił ostatecznie, a jego policzki pokryły się subtelnym rumieńcem. — Jak mówiłem, niedługo, ale wystarczająco.
Kiedy już wyjaśnił Sophie, że jest prawdopodobnie wystarczająco kompetentny, żeby móc sobie poradzić z tłumaczeniem kłopotliwego tekstu, nawet jeśli jest on skomplikowany i specjalistyczny, czuł, że mogą już faktycznie przejść do tego, po co faktycznie tutaj przyszli. Poprawił się na krześle, a potem znów zanurzył spojrzenie w wydrukowanym na kartkach drobnym piśmie.
Mimo pozornego spokoju, cały czas z tyłu jego głowy kwitło pytanie: czy na początek nie powiedział Sophie o sobie przypadkiem za dużo?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz