poniedziałek, 10 czerwca 2019

Od Blennena C.D: Aries

   Przez pewną chwilę chciał nawet wierzyć, że nieco się przesłyszał. Po pierwsze wybierał się na wyprawę z nieznajomą, chuderlawą dziewczyną. Po drugie, dziewczę które usilnie nazywał księżniczką nie potrafiło utrzymać się w siodle. Nie wiedział ile drogi ich czeka. Sądził jednak, że nie przebędą jej nazbyt prędko, ale i nie będzie trwała na tyle długo, by dziewczyna nauczyła się jeździć. Jedyne w czym mógł jej pomóc to prowadzenie konia, reszta zależała od jej mięśni i samozaparcia. Westchnął więc i pociągnął za wodze, by znużony wałach zrównał krok z jego wierzchowcem. Blennen uchylił usta, nie patrząc nawet na Aries.
- Nie, nie nauczę cię jeździć konno księżniczko. Nie nauczysz się tego nawet w ciągu dwóch lat. Możesz poćwiczyć równowagę w siodle, możesz poćwiczyć popędzanie konia, ale nie nauczysz się teraz jeździć. Skoro nigdy wcześniej nie siedziałaś w siodle to spróbuj z niego nie spadać. – burknął – Stopy trzymasz w strzemionach, pięty w dół, strzemię na śródstopiu, bardziej pod palcami, no, powiedzmy. – zerknął na jej stopy – Poza tym nogi to twój główny element wożenia rzyci w siodle. Trzymasz się dzięki kolanom, łydkom i udom. Jeśli się zsuwasz, zaciskasz nogi, to nimi wczepiasz się w siodło. W każdym chodzie konia. Możesz chwycić się grzywy, ale nigdy nie ciągnij za wodze. Pamiętaj, że koń ma w pysku metal, chciałabyś mieć metal w ustach, księżniczko? – mówił kontynuując swój monolog – Wątpię, więc zważ na to. Koń zapamięta i odda ci z nawiązką, zwłaszcza, że siedzisz na nim pierwszy raz. 
   Kiedy tylko skończył mówić, zwrócił głowę i wzrok znów przed siebie, by móc patrolować okolicę. Nie wiedział dokąd dokładnie zmierzają. Znał względną drogę, miał jednak nadzieję, że dziewczę o niebieskich włosach niesie w torbie lub jukach mapy, którymi będą mogli się posługiwać. Oczywiście w jego naturze leżało nie pytanie o takie banały. Jakby oczywistym było, że organizatorka wyprawy zabrała dosłownie wszystko. Pomyślał wtedy o pieszej wędrówce, o tym jak wiele czasu zajęłoby im dotarcie do któregokolwiek z punktów wskazanych przez Aries. Pomyślał o ilości przystanków. Ileż ujść mogła taka istota? Fakt faktem zapewne nie ujedzie też zbyt daleko, bo poczuje ból w każdym mięśniu zapewne już niedługo. Mimo to, tempo konia zdecydowanie nie dorównuje tempu chodu człowieka. Ujadą dalej, niżby doszli. Kątem oka dostrzegał jak dziewczę stara się skupić na jeździe, jak zamyka drobne dłonie na grzywie wierzchowca, tuż przy szyi. Jak poprawia stopy w strzemionach i wierci się, chcąc być może znaleźć idealny punkt do trzymania się kolanami w siodle. Zdawało mu się nawet, że wytykała przy tym czubek języka, ale nie mógł być tego w stu procentach pewien. Wałach poruszał uszami w każdą stronę, aż wreszcie skulił je, opuszczając głowę i poddając się zrozumieniu znaków jeźdźca. Blennen niemal parsknął cichym śmiechem. 
- Póki cię prowadzę, rozluźnij się, oszczędzaj siły, bo nie będziemy stawać co chwilę ze względu na twoje bóle nóg. Raczej zależy nam na czasie, prawda? – uniósł brew spoglądając na nią.
   Wtedy na grzbiet  jego wierzchowca wskoczył Leithel. Koń zdziwił się najwyraźniej i zacwaplował krótko, na co wierzchowiec Aries w ogóle nie zwrócił uwagi. Białe stworzenie ułożyło się wygodnie za tylnym łękiem siodła, ale chwilę potem przeskoczyło na przedni i tam zwinęło się w kłębek, odwrócone pyszczkiem w stronę dziewczyny jadącej obok. Spoglądało bystrymi oczkami na nią, a potem zasłaniając się ogonem – prawdopodobnie zasnęło. Konie maszerowały krok w krok, ale Blennen zaczął dostrzegać, że niebieskowłosa najprawdopodobniej zaczyna się nudzić żmudną wycieczką. Tempo nie było fascynujące. Owszem, konie szły energicznie, ale nie było to nic ekscytującego. Dosyć długo milczeli oboje i tak, von Rafgarelowi w żaden sposób to nie przeszkadzało. Co jakiś czas pękał jakiś patyk, a to koń uszczknął gdzieś kawałek gałązki, ptak przeleciał tuż przed nimi, coś chrzęściło, gniotło się. Dreptali leśną drogą, według Blennena to spokojniejsza droga, a przede wszystkim nie wiało tam tak, jak mogłoby gdzieś poza drzewnym obudowaniem. Czuł, że kartografka tylko zbiera słowa do wypowiedzenia czegoś zbędnego. Czegoś bez czego oboje obeszliby się całkowicie. Czegoś co tylko zmusi go do rozmowy, której tak bardzo nie chciał. Rozmowy, w której nie wiedział nigdy jak się zachować. Westchnął zatem na zapas i odwrócił głowę w bok – czekając na wyimaginowane słowa, nad którymi tak męczyła się młoda kobietka. Z drugiej strony zaczął się również zastanawiać na czym polega cała jej misja. Co takie marne ciało, a na dodatek kartograf może osiągnąć. Do czego tak dokładnie potrzebny jest jej wiarus jego pokroju. Ciekawiły go zarysy, interesowały szczegóły. Do jakich nie miał zamiaru się przyznać. 

{Aries}

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz