Przez pewną chwilę chciał nawet wierzyć, że nieco się
przesłyszał. Po pierwsze wybierał się na wyprawę z nieznajomą, chuderlawą
dziewczyną. Po drugie, dziewczę które usilnie nazywał księżniczką nie potrafiło
utrzymać się w siodle. Nie wiedział ile drogi ich czeka. Sądził jednak, że nie
przebędą jej nazbyt prędko, ale i nie będzie trwała na tyle długo, by dziewczyna
nauczyła się jeździć. Jedyne w czym mógł jej pomóc to prowadzenie konia, reszta
zależała od jej mięśni i samozaparcia. Westchnął więc i pociągnął za wodze, by
znużony wałach zrównał krok z jego wierzchowcem. Blennen uchylił usta, nie
patrząc nawet na Aries.
- Nie, nie nauczę cię jeździć konno księżniczko. Nie nauczysz się tego nawet w
ciągu dwóch lat. Możesz poćwiczyć równowagę w siodle, możesz poćwiczyć popędzanie
konia, ale nie nauczysz się teraz jeździć. Skoro nigdy wcześniej nie siedziałaś
w siodle to spróbuj z niego nie spadać. – burknął – Stopy trzymasz w
strzemionach, pięty w dół, strzemię na śródstopiu, bardziej pod palcami, no,
powiedzmy. – zerknął na jej stopy – Poza tym nogi to twój główny element
wożenia rzyci w siodle. Trzymasz się dzięki kolanom, łydkom i udom. Jeśli się
zsuwasz, zaciskasz nogi, to nimi wczepiasz się w siodło. W każdym chodzie
konia. Możesz chwycić się grzywy, ale nigdy nie ciągnij za wodze. Pamiętaj, że
koń ma w pysku metal, chciałabyś mieć metal w ustach, księżniczko? – mówił
kontynuując swój monolog – Wątpię, więc zważ na to. Koń zapamięta i odda ci z
nawiązką, zwłaszcza, że siedzisz na nim pierwszy raz.
Kiedy tylko skończył mówić, zwrócił głowę i wzrok znów przed siebie, by móc
patrolować okolicę. Nie wiedział dokąd dokładnie zmierzają. Znał względną
drogę, miał jednak nadzieję, że dziewczę o niebieskich włosach niesie w torbie
lub jukach mapy, którymi będą mogli się posługiwać. Oczywiście w jego naturze
leżało nie pytanie o takie banały. Jakby oczywistym było, że organizatorka wyprawy
zabrała dosłownie wszystko. Pomyślał wtedy o pieszej wędrówce, o tym jak wiele
czasu zajęłoby im dotarcie do któregokolwiek z punktów wskazanych przez Aries.
Pomyślał o ilości przystanków. Ileż ujść mogła taka istota? Fakt faktem zapewne
nie ujedzie też zbyt daleko, bo poczuje ból w każdym mięśniu zapewne już niedługo.
Mimo to, tempo konia zdecydowanie nie dorównuje tempu chodu człowieka. Ujadą
dalej, niżby doszli. Kątem oka dostrzegał jak dziewczę stara się skupić na
jeździe, jak zamyka drobne dłonie na grzywie wierzchowca, tuż przy szyi. Jak
poprawia stopy w strzemionach i wierci się, chcąc być może znaleźć idealny
punkt do trzymania się kolanami w siodle. Zdawało mu się nawet, że wytykała przy
tym czubek języka, ale nie mógł być tego w stu procentach pewien. Wałach
poruszał uszami w każdą stronę, aż wreszcie skulił je, opuszczając głowę i
poddając się zrozumieniu znaków jeźdźca. Blennen niemal parsknął cichym
śmiechem.
- Póki cię prowadzę, rozluźnij się, oszczędzaj siły, bo nie będziemy stawać co
chwilę ze względu na twoje bóle nóg. Raczej zależy nam na czasie, prawda? –
uniósł brew spoglądając na nią.
Wtedy na grzbiet jego wierzchowca
wskoczył Leithel. Koń zdziwił się najwyraźniej i zacwaplował krótko, na co wierzchowiec
Aries w ogóle nie zwrócił uwagi. Białe stworzenie ułożyło się wygodnie za
tylnym łękiem siodła, ale chwilę potem przeskoczyło na przedni i tam zwinęło
się w kłębek, odwrócone pyszczkiem w stronę dziewczyny jadącej obok. Spoglądało
bystrymi oczkami na nią, a potem zasłaniając się ogonem – prawdopodobnie zasnęło.
Konie maszerowały krok w krok, ale Blennen zaczął dostrzegać, że niebieskowłosa
najprawdopodobniej zaczyna się nudzić żmudną wycieczką. Tempo nie było
fascynujące. Owszem, konie szły energicznie, ale nie było to nic ekscytującego.
Dosyć długo milczeli oboje i tak, von Rafgarelowi w żaden sposób to nie
przeszkadzało. Co jakiś czas pękał jakiś patyk, a to koń uszczknął gdzieś
kawałek gałązki, ptak przeleciał tuż przed nimi, coś chrzęściło, gniotło się. Dreptali
leśną drogą, według Blennena to spokojniejsza droga, a przede wszystkim nie
wiało tam tak, jak mogłoby gdzieś poza drzewnym obudowaniem. Czuł, że kartografka
tylko zbiera słowa do wypowiedzenia czegoś zbędnego. Czegoś bez czego oboje
obeszliby się całkowicie. Czegoś co tylko zmusi go do rozmowy, której tak
bardzo nie chciał. Rozmowy, w której nie wiedział nigdy jak się zachować.
Westchnął zatem na zapas i odwrócił głowę w bok – czekając na wyimaginowane
słowa, nad którymi tak męczyła się młoda kobietka. Z drugiej strony zaczął się
również zastanawiać na czym polega cała jej misja. Co takie marne ciało, a na
dodatek kartograf może osiągnąć. Do czego tak dokładnie potrzebny jest jej
wiarus jego pokroju. Ciekawiły go zarysy, interesowały szczegóły. Do jakich nie
miał zamiaru się przyznać.
{Aries}
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz