niedziela, 16 czerwca 2019

Od Madeleine CD Rawena

Blondwłosy osobnik postanowił nachylić się nad Madeleine, aby ich oczy spotkały się. Jednak w jej głowie znajdowała się tylko jedna myśl: Jakże on jest natrętny. Mimo wszystko uważnie słuchała tego, co jeszcze mógł mieć ciekawego do powiedzenia. Chociaż… Czy na pewno tak uważnie, skoro w głębi modliła się o to, aby przestał już paplać i łaskawie poszedł sobie jak najdalej od niej? Czara goryczy przelała się w momencie, gdy Rawen stwierdził, że dziewczyna żywi do niego jakieś pozytywne uczucia. Chyba sobie żarty stroi. W głowie Mad zaczął już tworzyć się plan. Skoro Kucharzyk był taki pewny siebie i myślał, że ta zechce wyskoczyć, gdzieś razem się napić, to zabawę czas zacząć.
- Dobra. Niech tak będzie. Pójdę z tobą. Jutro, godzina szesnasta, pobliska karczma - dało się usłyszeć obojętność w głosie Madeleine, która to cały czas utrzymywała kontakt wzrokowy z chłopakiem. - A teraz żegnam - raczej nikt nie spodziewał się, że niebieskooki zaraz zostanie dosłownie wypchnięty za drzwi, które zamkną się za nim z hukiem.
Uwadze nie mógł uciec także dźwięk zamykania ich na klucz. Co jak co, ale Louise nie wyobrażała sobie, aby ten mógł znowu wparować do pomieszczenia. Na samą tą myśl wzdrygnęła się i prychnęła, po chwili odwracając się przodem do przyjaciół.
- No co? Mam coś na twarzy? - zapytała, widząc to, jak dziwnie na nią patrzyli.
- Coś mi tu nie pasuje… Naprawdę to zrobiłaś? Ty. Madeleine Zabini. Zgodziłaś się z nim wyjść ot tak? - z twarzy Conora można było bardzo łatwo wyczytać, to jak bardzo zszokowany był sytuacją, która wydarzyła się przed chwilą.
- No co ty - ponownie prychnęła. - Zrobiłam to tylko po to, aby się zabawić i przy okazji pozbyć kucharzyka z naszego lokum - po pomieszczeniu rozniósł się głośny, a zarazem lekko niepokojący śmiech różowowłosej. Naprawdę nie mogła uwierzyć w to, że jej przyjaciołom, chociaż przeszło przez myśl, że to mogło być prawdziwe. - Nie mam najmniejszego zamiaru pojawiać się na jutrzejszym spotkaniu - na jej ustach pojawił się jakże dobrze znany wszystkim kpiący uśmieszek.
- Mogłem się tego po tobie spodziewać. Ty chyba nigdy się nie zmienisz Mad - powiedział Lucas i krótko się zaśmiał.
- Skoro już wszystko sobie wyjaśniliśmy, to zapraszam. Częstujcie się - dziewczyna wskazała ręką na to, co przygotował Rawen. - Ja i tak nie zjem tego wszystkiego sama, a tak to, chociaż nie będziecie marudzili, że głodni jesteście. Jednak zaraz po tym bez gadania wracamy do roboty. To, że ktoś nam przeszkodził, nie znaczy, że to koniec próby - usiadła na pierwszym lepszym taborecie, który zgarnęła spod ściany, a swój surowy wzrok skierowała na chłopaków.

~***~

Nastało popołudnie. Zegar wskazywał godzinę piętnastą trzydzieści, podczas gdy Madeleine leżała wygodnie rozłożona na łóżku i wpatrywała się tępo w sufit. No cóż… Nie miała nic lepszego do roboty. Conor, Lucas i Michael byli zajęci swoimi sprawami, a o spotkaniu z Rawenem nawet nie pamiętała. Już dawno zdążyła całkiem usunąć je z pamięci. Jednak coś miało polepszyć jej humor. Po jej nogach zaczęło coś pełznąć. Kiedy tylko spojrzała w dół, ujrzała tam swego pupila. Jednak nie to zaciekawiło ją najbardziej. Jej uwagę przykuł list, jaki wąż miał ze sobą. Szybko zerwała się na równe nogi i zabrała go. Fenrir spojrzał na nią jakby z wyrzutem, że tak oschle go potraktowała, że został praktycznie całkiem zignorowany na rzecz listu, a nikt mu nawet nie raczył podziękować za fatygę. No cóż… Niestety Mad nie za bardzo brała to do siebie. Nie obchodziło ją to po prostu. Wolała zająć się korespondencją. Szybko otworzyła kopertę. Wtem na jej ustach momentalnie pojawił się uśmiech. Autorem słów był jej ukochany ojciec. Mimo że spotykali się co jakiś czas, to nadal czasami dziewczynie brakowała codziennych rozmów z nim. Z każdym przeczytanym słowem uśmiechała się szerzej. Była to szczera radość, którą odczuwała jedynie przy ojcu bądź trójce przyjaciół.

<Rawen?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz