poniedziałek, 17 czerwca 2019

Od Newta cd. Ophelosa

Nie sądził, że go dzisiaj ponownie spotka. Konkretniej, to nawet nie pomyślał o tym, że mężczyzna ruszy za nim, bo po co? Nie znał, był tylko jednym z członków Gildii i tyle, czy czymś się wyróżniał? Na pewno nie, prędzej konie zaczną latać, niż Newt będzie widoczny z tłumu ludzi, zwykłych, całkowicie normalnych ludzi. A jednak przyszedł. Czyżby charakter mu kazał? Prawdopodobnie. 
- Tak, wpadła w pułapkę, sznur owinął się o jej łapkę i zawisła na drzewie – podrapał biednego zwierzaczka po główce, ale ta już spała. Wykończona zasnęła szybciej niż zwykle, a nawet kolacji nie jadła.
- Niefortunne zdarzenie, kto by pomyślał – odparł spokojnym głosem.
- Jak biegnie za jakąś myszą czy czymś podobnym, nigdy nie patrzy gdzie biegnie – oznajmił i spojrzał na nieznajomego, którego oczy bacznie obserwowały otoczenie. Newt milczał, uważnie mu się przyglądając, wyglądał, jakby był przygotowany do walki, co było zrozumiane. Ciekawiło go jednak, co w tej chwili mogło ich zaatakować? Może gdyby nie radość, jakiej doznał przy odnalezieniu przyjaciela, byłby świadomy zagrożenia, jakie stanowić nie musieli ludzie, ale zwierzęta, w końcu po coś te pułapki się rozstawiało, prawda? Po chwili blondyn ruszył w kierunku gildii, jednak po wykonaniu dwóch kroków, usłyszał łamanie gałązki, którego hałasu nie wytworzył. Zatrzymał się, a jego towarzysz stanął w pozycji bojowej. Nagle z boku usłyszeli groźne, aczkolwiek ciche wrażenie, które stawało się głośniejsze, kiedy jego właściciel wyłaniał się z lasu i zbliżał się do mężczyzn. Groźne ślepia, świecące w ciemności spoglądały na nich i dawały wyraźne znać, że są głodne i nie widzi w nich nic innego, jak tylko jedzenie. Newt odwrócił się przodem do wilka, który zbliżał się do nich. Nagle na przód wyszedł drugi mężczyzna, który wystawił w kierunku zwierzęcia pochodnię. Ogień powinien odstraszać dzikich gości, ale ten okaz wydawał się do niego niezrażony. Mimo wszystko aby go nie dotknąć, zaczął ich okrążać, jak to watahy wilków okrążają ofiarę, by po chwili się na nią rzucić. Nie inaczej postąpił ten wilk. Na szczęście zachowanie zimnej krwi przez jasnowłosego nie pozwoliło dzikiemu stworzeniu nas tknąć, szybko zareagował ogniem. Zaczął nim machać, jednak ani razu nie odłączył drugiej ręki od sztyletu, który trzymał w pogotowiu.
Wystraszony człowiek w pierwszej chwili zapewne wziąłby nogi za pas i wbiegł z pole zboża, sądząc, że uda mu się uciec przed wilkiem. Newt jednak nie był na tyle głupi, oczywiste było, że zwierzę natychmiast ruszy za nim i na bank dorwie, a przy mężczyźnie, którego imienia nie znał, mógł być bezpieczny ze względu na ogień, jaki ze sobą wziął. Niestety nie zapowiadało się, aby wroga odstraszył byle płomień, dlatego zaryzykował i skoczył. Za pierwszym razem się odsunęliśmy, odgradzając ogniem, ale zwierzę zaatakowało ponownie. Wtedy mężczyzna zamachnął się sztyletem i zadał jedno cięcie. To wystarczyło, gdyż wilk nie spodziewał się jakiejkolwiek rany ciętej, z której zacznie spływać krew. Natychmiast postanowił dać im spokój, dzięki czemu mężczyźni mogli szybko wrócić do budynku.
- A jednak mi pomogłeś – stwierdził Newt z nieukrywaną ulga. Mimo wszystko nie starał się udawać, że spotkanie z dzikim, głodnym zwierzęciem go nie wystraszyło. - Dziękuje – odparł z delikatnym uśmiechem, kiedy szli w kierunku zabudowań. Już szykował się na wykład o tym, jaki był nierozważny i głupi, i chociaż była to prawda, słuchanie tego za każdym razem, kiedy zrobi się coś nieodpowiedzialnego, było nudne.

<Mój dzielny rycerzu bez konia?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz