poniedziałek, 10 czerwca 2019

Od Newt’a cd. Ophelosa

– Nie wyglądasz specjalnie na wystraszonego – powiedział, patrząc na nieznajomego. Nie kojarzył go, ale mógł to być też fakt, że w ciemności ciężko kogoś rozpoznać. Niestety nie znał też jego głosu, więc albo był to ktoś nowy, albo Newt spędzał w stajni tyle czasu, że nie był na bieżąco. 
– Nie, wcale, jedynie upuściłem wiadro zimnej wody na stopę. Cóż to za pomysł, iż miałbym być przerażony? 
– Mogłeś zacząć krzyczeć i rzucić tym wiadrem we mnie – odpowiedział takim samym tonem, jakim został potraktowany. Z drugiej strony był nieco zirytowany mężczyzną, ale z drugiej go rozumiał. W końcu to Newt pojawił się znikąd, w ciemności, nie wydając przy tym żadnego dźwięku. Sam pewnie także byłby niezadowolony, gdyby był na miejscu obcego.
– Byłem w szoku, mój drogi. Gdybym odpowiednio szybko nie zorientował się, że jednak nie należysz do istot niematerialnych, wtedy prawdopodobnie dostałbyś wiadrem po głowie, nie zaprzeczam – na twarzy chłopaka pojawił się niewidoczny uśmiech, gdy wyobraził sobie podaną scenę. Czy zdążyłby zrobić unik? W ciemności pewnie by ledwie zobaczył nadlatujący pocisk i nim by sobie zdał sprawę, co się stało, leżałby na ziemi, masując obolałe miejsce i żałując, że w ogóle wyściubił nos z pokoju.
– Więc miałem szczęście – stwierdził, rozglądając się na boki. – Nie chciałem cię wystraszyć, w tym celu raczej bym do ciebie podszedł i dotknął, mówiąc jakieś "bu" czy coś podobnego – wyjaśnił. – Szukam kogoś – dodał, zatrzymując wzrok na nieznajomym. Jedyne, co rzucało się w oczy podczas nocy, to jego białe włosy. Po chwili mężczyzna prychnął, pokręcił głową i zaplótł ręce na klatce piersiowej. 
– A więc czy jest szansa, że pomogę ci w poszukiwaniach? – zapytał. 
– A widziałeś gdzieś małego, rudego lisa? – nie oczekiwałem pozytywnej odpowiedzi. Kim to małe zwierzątko, które mimo pozorów nie rzuca się w oczy, robi to umyślnie, chowając się w jakiś zakamarkach i pokazując się wtedy, gdy nikt nie patrzy, jakby się skradała.
– Och – nieznajomy zamrugał kilka razy. – Nie, akurat tego delikwenta nigdzie mi ujrzeć się nie udało. Aczkolwiek zerknąłbym u owiec. Lub w kurniku – znowu się delikatnie uśmiechnął, gdy wyobraził sobie, jak jego mikrusem dusi koguta.
– Znaczy, ten lis, nie poluje na tutejsze zwierzęta – oznajmił.
– A więc naprawdę przydałoby się go poszukać, sprawdzałeś w kuchni? Może w głównej sali, przy ogniu? - Newt pokręcił głową.
– Gildię obszukałem. Zniknęła gdzieś w południe, a normalnie wraca przed kolacją.
– A więc nie znalazła się do nocy? – zapytał, drapiąc się po brodzie. – Zaproponowałbym poszukiwania w lesie czy na pastwiskach, ale zapuszczanie się na nie po ciemku raczej dobrym pomysłem nie jest – blondyn pokręcił głową, gdyby się okazało, że Kim wpadła w jakąś pułapkę albo groziłaby jej śmierć, a Newt nic z tym nie zrobił, bo zapuszczanie się gdzieś tam było niebezpieczne, nie wybaczyłby sobie tego. Jak na razie, ten mały, rudy urwisek to jego najlepszy przyjaciel. A takich nie zostawia się nigdzie i nigdy.
– Dla lisa tak samo – stwierdził i wyminął nieznajomego, kierując się na pole. Skoro nie wróciła, musiało się coś stać. Ucieczka nie wchodziła w grę, może wpadła do którejś pułapki zastawionej na dzikie zwierzęta?
Nieznajomy został na swoim miejscu, a Newt wkroczył na pole kukurydzy. Często w nim buszowały dziki, dlatego wokół pola zostawiły nastawione pułapki. Słyszałem, że złapali dwa zwierzaki, reszta się nie pojawiła. Miałem tylko nadzieje, że Kim przypadkiem w nic nie wpadła. Przeszedłem przez kukurydze, krzycząc imię zwierzaka. Będąc na skraju, blisko lasu, usłyszałem ją, gdy wydawała przeciągłe piszczenie. Nie sprawdzając, czy droga była czysta, pobiegłem do lasu. Tam kierując się jej głosem, znalazłem się przy starych dębach, a konkretnie w miejscu, gdzie łowcy zostawiali sidła na zwierzyny. Od razu poczułem, jak serce mi podskakuje do gardła. Przez ciemność niczego nie widziałem, dlatego na czuja musiałem stawiać stopy, aż dotarłem do mojego pupilka, który wpadł w jedną pułapkę; lina owinęła się wokół jej łapki, zacisnęła i pociągnęła do góry, przez co lis wisiał na drzewie. Szybko rozwiązałem węzeł i wziąłem na ręce Kim, która była wykończona. 
- Co ty tu robiłaś? - nie oczekiwał odpowiedzi, czuł ulgę, że odnalazł swoją zgubę. Teraz zostało tylko przejście tego pola minowego i powrót do pokoju.

<Ophelos?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz