niedziela, 9 czerwca 2019

Od Nagi cd. Kai


Sen owej nocy był spokojny, mimo że wiatr hulał na dworze, trzęsąc poluzowaną framugą okna. Zabrał ją do krainy marzeń w kilka chwil po położeniu się na twardych panelach. Kobieta nie przywykła do miękkiego łoża ludzi Kontynentu, w którym spali od dzieciństwa. W przeciwieństwie do nich jej młodociane lata minęły na odpoczywaniu w towarzystwie pachnącej ziemi, często wilgotnej, a więc przypominając w swojej lichej miękkości białe, czyste materace i pościel. Jednak by się w nie zaplątać, odrzucając od siebie matkę, która dawała komfort od chwili narodzin? Nie, takiej zdrady nie można się było dopuścić, albowiem Naga była pewna, że nawet litościwi Bogowie by jej nie wybaczyli. Nie chciała karmić leniwego, zachłannego pieszczot ciała, podatnego na wszelkie zepsucie. Duch jej ma być twardy, niezłamany, a ciało ma to odzwierciedlać.
Ranek nie przegonił egzorcystki, gdyż ta zerwała się pierwsza, wyprzedzając go o dwie godziny. Poznała jego nieobecność - Bogowie mogli zabrać jej kolory, kształty, jednak nie zabrali jej światła, bowiem była w stanie stwierdzić czy pada ono na jej lica, czy też nie. Żołądek jej nigdy nie należał do wybrednych, a jeśli takową cechę kiedyś posiadał - już dawno została ona wypleniona, toteż przed przybyciem do Gildii nie martwiła się o rodzaj jedzenia, tym bardziej regularność posiłków. Jednak pewne, parujące jedzenie przygotowywane przez kucharkę każdego dnia coraz bardziej podsycało jej oczekiwania na kolejną porcję. Karciła się za to w duchu, wiedząc lepiej, niźli być podnieconym przez coś tak prostego, jak miękkie warzywa czy makarony.
Lecz wystawiała się na próbę, skrupulatnie chodząc na wszystkie śniadania, bowiem resztę dnia nie było jej w murach budynku. Musiała na nie iść, a przy tym nie czuć ekscytacji, być o obojętną na rozkoszne zapachy i piękne smaki. To jedynie wypełnienie dla żołądka, nie dla zmysłów - powtarzała sobie.
Wyszła z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi, aczkolwiek nie zamykając ich na klucz. Miała wiarę dla członków Gildii, ufała, iż nikt do środka nie wejdzie. Poza tym, nie widziała żadnego powodu, który mógłby sprowadzić jakąś zagubioną duszę prosto do jej sypialni, albowiem nie trzymała tam nic ciekawego. Nie spodziewała się, iż coś zakłóci jej rutynę jej wstawania i udania się do stołówki, a jednak życie potrafiło być zaskakujące. Usłyszała, jak lekki przedmiot głucho spada na drewniane deski podłogi, co najważniejsze - ciche dzwonienie metalu. Schyliła się, szukając ręką nieznanego przedmiotu. Chwyciła zgubę w dłonie, sprawdzając ich strukturę. Dzwonki po raz kolejny zadzwoniły, gdy bransoleta, bowiem była to właśnie ona, zakołysała się w powietrzu. Wyczuła pod opuszkami nieznane jej wzory, jednak uniosła usta w lekkim uśmiechu, gdy poczuła lekko jedynie wyczuwalny zapach skóry kobiety, która jeszcze wczoraj leżała w jej pościeli z wysoką gorączką. Zakładała, że pokazuje tym swoją wdzięczność i chociaż nie była łasa na prezenty, przyjęła podarek z ciepłym sercem i szeroko otwartymi ramionami. Gdy wsunęła dłoń między korale te zabrzęczały, najpierw obijając się o siebie, potem o złoto oplatające jej nadgarstek.
Wznowiła swoją podróż na drugi koniec Gildii. Na początku nie zdawała sobie sprawy, iż obecność tego czarnego, pierzastego naczynia może przeszkadzać innym duszom siedzącym razem z nią w jednym pomieszczeniu, szczególnie, gdy się posilali. Toteż zabierała go zawsze ze sobą, dopóty, dopóki nie zwrócono jej na to uwagi po dwu, czy może nawet trzykroć. Dalej oczywiście siedział na jej kolanach, gdy znajdowała się w jadalni, lecz od tamtej pory stara się być jak najdalej od innych członków, by nie gorszyć ich zanadto. Nie mogła zostawić kruka w pokoju, Bogowie nie mają takiej ingerencji w losy ziemskie, ale nawet jeśli, ona nie powinna tak ich wykorzystywać, nie dla własnych zachcianek.
Toteż siedziała przy jednej ze ścian, tuż pod zimnym oknem, z którego szczelin wiał zimny powiew, który nie zdążył się ogrzać, nim dotykał jej ciała.
— O, widzę, że zauważyłaś mój podarek — wesoły głos dobiegł ją w sposób, w który nie zrobiło stukanie butów o posadzkę, które mogłoby wcześniej zapowiedzieć Kai.
— Tak, z tego, co podpowiadają mi moje palce, jest bardzo ładny. Dziękuję — odparła, zadzierając głowę do góry, bowiem stamtąd właśnie mówiła kobieta. Egzorcystka wyciągnęła rękę przed siebie, wskazując tym samym wolne miejsca, które towarzyszka chętnie zajęła, stukając talerzem o blat. Czując nagły ruch na stole, ptak niespodziewanie otworzył swoje skrzydła na kolanach pani, wskakując bezceremonialnie na wypolerowane drewno. Lekki dźwięk zdziwienia opuścił usta Kai w tym samym momencie, gdy Naga pospieszyła złapać opierzone ciało, wciskając go ponownie pod blat, gdy ten stawiał opór. W jego stronę popłynęło kilka wymyślnych słów, gdy w końcu zwróciła się do siedzącej przed nią kobiety.
— Przepraszam, poniósł się w swoich zapędach, lecz to nie będzie miało już miejsca w przyszłości.
I w tej chwili, kruk zaskrzeczał cicho, gdy uszczypnięto go w kark. 

Kai?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz