czwartek, 6 czerwca 2019

Czym jestem? Sama nie wiem... Chyba po prostu jestem sobą.


Aurora
28 lat | 6 czerwca | Łowczyni
Urodzona na wyspach, wychowana w górach Falliers
Choć wróciła do swojej dawnej postaci, a wraz z tym wiele jej wspomnień, to zdecydowana większość z nich jest zamazana, a reszta zniknęła bezpowrotnie. Zapomniała skąd dokładnie pochodzi, jak nazywali się jej rodzice. Duchy mówiły, że poświęcenie części pamięci było konieczne, by była taka jak dawniej. By nie zmienił się jej umysł. Niewiele to zmieniło. Wciąż wyznawała trzy proste zasady, który definiowały jej osobę. Nie poluj dla przyjemności. Szanuj każdą ofiarę. Nie zabijaj więcej niż możesz zjeść. To właśnie one czynią z niej łowcę jakim jest. Takiego jak jej ojciec.
Poza drastyczną zmianą wyglądu niewiele się zmieniła. Dalej ma swoje łagodne usposobienie i ogrom cierpliwości. Do rozmownych jak nie należała, tak nie należy. Tak samo wyczucie też się nagle nie pojawiło. Zniknęła za to jej zwierzęca nieufność do ludzi.
Mimo powrotu do człowieczeństwa, pozostały jej zwierzęce nawyki, których nie jest się w stanie pozbyć. Ponoć i to było niezbędną ceną za przywrócenie jej stanu jak najbliższego sprzed zostania awatarem. Cóż awatar czy nie, brak wspomnień czy dziury w pamięci, Aurora cieszy się z tego, że chociaż teraz ma normalne nogi i nie musi wszędzie kicać.
Na używanie Aurory w opowiadaniach pozwalam, w razie problemów z charakterem śmiało pisać.
Pomysł na kp podpiracony od Yuuki. Kody do kp te same jak u Gienia (Dzięki Rawr)
Autor artu - N-Maulina
Dawna Aurora - Awatar Błyskawic

3 komentarze:

  1. Miał już serdecznie dość, kiedy tego ranka po raz kolejny ujrzał swoje świeżo zruszone dnia poprzedniego, starannie niteczką obwiedzione, wodą świeżutką podlane grządki w stanie pozostawiającym wiele dorzeczenia. Ziemia była rozpaprana jakby ktoś urządzał sobie w niej zapasy w błocie, sadzonki powywracane, jakby polem przeszedł huragan, a do tego te najpiękniejsze warzywa ponadgryzane bezczelnie świeciły jaśniejszymi plamami jakby je ktoś pociął mieczem. Straty może nie były wielkie, ale jakże ucierpiała na tym godność własna Krabata. Kilka razy przeszedł się wzdłuż grządki wyrzekając, na czym świat stoi, po czym gwałtownie obróciwszy się na pięcie ruszył w stronę budynku gildii. Doszły go słuchy o nowym łowczym i uznał, że obecna jego sytuacja jest doskonałym pretekstem by przekonać się kimże jest owa osóbka. Zadziwiająco szybko dotarł pod drzwi nowej członkini gnany wściekłością. Kochał wszelkie stworzonka, a przynajmniej postanowił sobie więcej nie zbrukać się krwią, żadnego z nich, ale bestyja zadeptująca mu z uporem maniaka grządki do prawdy wyprowadziła go już z równowagi. Pokoik był otwarty stanął, więc nieco z boku i z ciekawością zajrzał do wnętrza. Dostrzegł niewielką istotkę z wyglądu przypominającą nieco królika, co doprowadziło go do chwilowego wahania. Ostatecznie królik, jako łowczy. Szybko jednak skarcił się za tą myśl. Kto, jak kto, ale on najmniej miał do powiedzenia w tym względzie, skoro zręcznością mówiąc wprost nie grzeszył, tak, że nie raz nawet ubicie prostego komara sprawiało mu trudność. Zresztą w gildii rzadko, kto był tym, kim wydawał się na pierwszy rzut oka. Postanowił siebie zachować ostrożność. Zapukał delikatnie i oznajmił:
    - Pani łowczy? Sprawę mam… To znaczy Krabat jestem, ale to tak przy okazji. Przede wszystkim mam sprawę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zawsze Sorelia wpadła do gildii z prędkością huraganu alarmując wszystkich wokoło ze oto dama z wyższych sfer znalazła się w tych murach. Obecnie jednak miała ważki powód, by ignorować podszepty zdrowego rozsądku i nie zwalniać nawet wjeżdżając już w bramę z okrzykiem na ustach, który umarłego postawiłby na nogi. Wołanie o pomoc nie było raczej zwyczajnym w ustach młodej damy, więc natychmiast zaalarmowało pełniącego dyżur strażnika. Zmęczona szaleńczą pogonią jak i emocjami, których nie umiała tym razem należycie powściągnąć przez rozwiane włosy i strugi potu zlewające się z czoła nie mogła dostrzec twarzy. Odezwała się jednak a głos drżał jej równie jak całe ciało.
    - To coś goniło mnie, nawet nie wiem, co to jest. Wypadło z lasu i miało wielkie kły… a może pazury. Brama! Zamknijcie bramę…
    Usłyszała kroki i nerwową krzątaninę, ale kraty nie specjalnie ją uspokoiły. Przecież to coś było na tyle wielkie, że mogło je sforsować. Półprzytomna zsiadła z konia i dopiero dotknąwszy stopami ziemi zdołała się opanować. Odgarnęła włosy i przejechała chłodną dłonią po rozpalonych policzkach. Rozejrzała się zastanawiając się czy może się na coś przydać. Obrócony do niej tyłem strażnik rozmawiał właśnie z jakąś niską osóbką. Dialog był szybki i dość nerwowy, co w obecnych okolicznościach nie wydawało się dziwnym.
    - Nic tam nie widzę – zawołał jeszcze za kobietą – ale i tak uważaj na siebie Auroro.
    Arystokratka słysząc nieznane imię natychmiast skierowała spojrzenie na nową członkinię.
    - Jestem Sorelia. Pełnisz tu funkcję łowczego? Chyba nie miałyśmy okazji się poznać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Philis właściwie od dłuższego już czasu nie zajmowała się sokolnictwem z prawdziwego zdarzenia inaczej jak tylko dla przyjemności. Drapieżne ptaki wykorzystywano w gildii częściej do przenoszenia wiadomości, niczym gołębie pocztowe, niż do polowań. Trenowała ptaki dla własnej przyjemności i ćwiczyła z nimi na myszach, które z racji stale rozrastającej się populacji kotów były na tym terenie rzadkością i na innych drobnych zwierzątkach, ale nigdy nie miała kogoś, z kim mogłaby przetestować ich zdolności w warunkach rzec by można bojowych. Wiedziała naprawdę wiele o sokołach, orłach, jastrzębiach i ich pobratymcach. Przede wszystkim, ze mają lepszy wzrok i refleks niż ludzie, a także znaczna część istot magicznych stanowiły wiec nieocenioną pomoc, gdy trzeba było wyżywić taką gromadkę jak ta mieszkająca w gildii. Nie wiedzieć, czemu czuła, że nowoprzybyła będzie zainteresowana jej pomysłem. Zanim ruszyła z odwiedzinami wstąpiła, więc po swego skrzydlatego podopiecznego i przyczepiła na drzwiach kartkę, żeby w pilnych sprawach szukać jej na polach. Jeśli łowczyni nie zechce dotrzymać jej towarzystwa wybierze się sama. Wróciła do gildii i ruszyła na poszukiwania pokoju nowoprzybyłej. Nie trwało to zresztą długo mimo panującego w korytarzach półmroku. Właściwie spotkała ją całkiem przypadkiem na schodach.
    - Ach, więc wreszcie cię znalazłam – zawołała uradowana Philis – Pewnie słyszałaś to już z tysiąc razy, ale naprawdę miło cię przywitać w naszym gronie. Nazywam się Philomela, ale mów mi po prostu Philis, a to jest Renart – Słysząc ze to o nim się mówi jastrząb skrzeknął i zatrząsnął skrzydłami. Jedno dotknięcie dłoni sylfy wystarczyło jednak by go uspokoić. – No nie popisuj się. Masz ochotę na wspólne polowanie? Nie chcę się narzucać, ale pomyślałam, że może zechcesz wypróbować zemną możliwości tego gagatka. Przepraszam za dużo mówię. Nie dałam ci nawet okazji się przedstawić.

    OdpowiedzUsuń