piątek, 21 czerwca 2019

Od Yuuki cd. Xaviera

Yuuki, choć sama w pewnym stopniu nietrzeźwa, doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że Xavier w tamtym momencie do wielce rześkich i świeżych osób nie należał — a w skrócie mówiąc, był pijany i wesoły jak dyliżans wiozący stado dzieci w ich ostatnią wycieczkę — jednak ostatnią myślą, jaka mogłaby pojawić się w jej głowie to ta, w której jej kompan podekscytowany, z jasno błyszczącymi gwiazdkami w oczach rzuca się w gęstą ciemność w poszukiwaniu niczego innego jak nowych kłopotów. Sama anielica oczywiście nie miała ku temu nic przeciwko, lubiła patrzeć na pijanych ludzi robiących głupie rzeczy. Dodatkowo nigdy nie odmówiłaby narażania kręgosłupa, zwłaszcza jeśli wizje tego, co mogło się stać, obiecywały niebezpieczne i straszne przeprawy w nieznane. Bez chwili zawahania ruszyła więc za chłopakiem, zdając się na mały, żywy płomyczek rozpraszający czeluście mroku ciągnące się przed nimi.
— Jak myślisz, co tam znajdziemy? — W głosie Xaviera dało się wyczuć szeroki uśmiech rozjaśniający jego pijacką twarz. — Jakieś skarby? Więcej alkoholu? A może skarby i alkohol?
— W sumie to tutaj chyba jeszcze nie byłam — odparła anielica, rozglądając się po gołych, wilgotnych ścianach.
— A widzisz! Jeszcze mi za to podziękujesz.
— Z pewnością, skarbie — uśmiechnęła się z politowaniem, gestem dłoni zapraszając Xaviera głębiej w ciemność, aczkolwiek chłopak nie potrzebował go wcale, gdyż zostawiając Yuuki w tyle przebierał żwawo nogami, chwiejąc się raz w lewo, raz w prawo, w zależności od tego, z której strony przyciąganie alkoholu stawało się większe.
 
     Marsz przez ciemność nie mógł trwać dłużej niż kilka minut, chociaż dla nich zdecydowanie ciągnął się całą wieczność, a Xavier zdążył napocić kolejną wieczność swoich narzekań, które Yuuki znała już na pamięć. W pewnym momencie udawało jej się już nawet wyprzedzać Xaviera i zarzucać którąś z takich wiązanek żali i nieszczęść nim chłopak otworzył dobrze usta. 
     Na ich szczęście korytarz w końcu znalazł swój koniec i oboje wkroczyli do przestronnej, okrągłej sali. Yuuki wykorzystując swoje szatańskie sztuczki, odwołała mały płomyczek, klaszcząc dwa razy dłońmi i w sekundę później przyglądając się pochodnią, które kolejno zajmowały się tańczącym na ich czubkach ogniem. Dopiero kiedy cała sala skąpała się w blasku rzażących płomieni dostrzegli, że nie są tam do końca sami. W skalnych ścianach widniały dość płytkie, wyryte półki, przypominające groby, w których środku spoczywały ludzkie szkielety. Nie miały na sobie żadnych zbroi bądź ich szczątek, wszystkie dzierżyły jedynie miecze, które pod wpływem czasu wyglądały tak, jakby za moment miały się rozpaść w pył. 

— Czyli o tym również nie wiedziałaś? — zagadnął Xavier, przerywając w końcu milczenie i spoglądając kątem oka na swoją kompankę. 
 
     Anielica stała głupio w miejscu, lekko przygarbiona, z opuszczonymi ramionami i wysoko uniesionymi brwiami, wgapiając się pusto w niewidoczny punkt przed sobą. Kiedy Xavier obrócił głowę, aby móc lepiej jej się przyjrzeć w pierwszej chwili nie mógł stwierdzić czy głęboko nad czymś myślała, czy po prostu nagle padł jej system. 
 
     Na szczęście chwalić wszystko stan ten okazał się jedynie chwilowy, gdyż nagle wybuchnęła, wymachując ramionami ku górze.

— Patrz, jakie się tu musiało bajabongo dziać! — wykrzyknęła na tyle głośno, że spokojnie słychać ją było na powierzchni i wskazała puste butelki po trunkach. — Nie dość, że się schlali w trupa to jeszcze umarli i nie zaprosili do picia! — Anielica bardzo poważnie podparła rękami boki, ze zmarszczonymi w złości brwiami spoglądając po szkieletach. Xavier natomiast nie za bardzo wiedząc jak w tamtym momencie zareagować, po prostu przemilczał nagły zryw anielicy, ruszając wolno do przodu i rozglądając się ciekawie po wnętrzu. 
 
     Nagle ni z tond, ni zowąd w środku grobowca zerwał się mocny wiatr, który atakując wszystko, co spotkał na swojej drodze, zgasił w końcu pochodnie, sprawiając, że znów zapadła gęsta ciemność. 

— Trzeba było zamykać przejście — burknął Xavier gdzieś z drugiego końca sali.

— Trzeba było nie wpuszczać przeciągu — odburknęła Yuuki, pstrykając palcami i próbując rozpalić płomyk, jednak jak na złość bez skutku. — Xavier słońce, ja cię bardzo szanuje, ale nie łap mnie, proszę za dupę, bo to będzie twój ostatni raz, nim stracisz ręce — dodała po chwili bardzo spokojnie, aczkolwiek z nutką słodkiej groźby w głosie. 

— Mam gdzieś twoją dupę, szukam światła i nawet nie wiem gdzie jesteś — Xavier warknął oburzony i w chwilę później słychać było, jak potyka się o coś mocno. 
 
     Anielica wywróciła oczami, czując się coraz bardziej zirytowana próbami rozproszenia mroku. I kiedy na powrót poczuła, że coś ewidentnie chcę ją zmacać, ogień powrócił do pochodni, dając na nowo światło. 
 I dopiero wtedy okazało się, że niepotrzebnie groziła biednemu Xavierowi, gdyż tuż przed nią stał ten sam szkielet, który jeszcze kilka minut temu spokojnie spoczywał w swoim pudełku. Aktualnie wyglądał na dość żywego i na dodatek zwołał kolegów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz