sobota, 19 czerwca 2021

Od Antaresa cd. Williama

Gdy szli korytarzami posiadłości, Antares uważnie, choć niezobowiązująco rozglądał się wokół, starając się mniej więcej zapamiętać rozkład całego budynku. Nie wiedział, czy wiedza ta będzie mu tego dnia i wieczoru przydatna, ale wolał poświęcić więcej czasu na przygotowania nawet, jeśli miałoby się to okazać bezcelowe, niż przybyć nieprzygotowanym.
Pan domu wywarł na nim dość pozytywne wrażenie - wydawało mu się, że to człowiek roztropny i konkretny, nieskory do gwałtownych bądź niesprawiedliwych czynów.
"Jakoś wszystko to podejrzanie normalnie wygląda," skomentował ten drugi, Antares musiał się z nim zgodzić. Wszystkie elementy wyglądały normalnie, jednak mężczyzna nie mógł pozbyć się tego nieprzyjemnego uczucia błądzącego gdzieś po karku, że coś jednak jest nie w porządku.
Antares pozwolił poprowadzić się blondwłosej służącej do pokoju, podziękował też za pomoc w założeniu odzienia. Jednak tak samo, jak Elizabeth z Willem, tak i Katrina była nieugięta z Antaresem i nalegała, by pomóc mu zmienić odzienie. Chcąc nie chcąc, rycerz przystał, pozwolił jej zająć się swoimi ubraniami.
— Ależ co pan robi? — zapytała, gdy rycerz zamiast sięgnąć po zdobiony wams, sięgnął po swój nieodłączny aketon.
— Muszę założyć zbroję.
— Proszę wybaczyć, ale nie mogę na to pozwolić. Pan domu sam mówił, że goście muszą być ubrani w specjalny sposób i...
— Moja zbroja nie będzie w tym przeszkadzać. Wams założę na wierzch — zapewnił ją rycerz, sznurując aketon pod szyją i sięgając po swoją kolczugę.
Katrina niepokoiła się coraz bardziej, zmięła koniec fartuszka w dłoni.
— Ślub to taka wesoła uroczystość, nie będzie dobrze, żeby ktoś przyszedł w zbroi... i jeszcze z mieczem — powiedziała z lekką rezerwą.
"Z nią jest coś nietego..." zauważył ten drugi. O ile zazwyczaj wyrażał się bardzo pozytywnie o wdziękach każdej napotkanej niewiasty, o tyle teraz zdawał się jakby podnosić gardę przy Katrinie.
— Kolczuga zostanie pod wamsem, nic nie będzie widać.
— To może niech pan chociaż miecz zostawi?
— Przykro mi. Z racji pełnionej funkcji nie mogę pokazać się na uroczystości bez broni.
Katrina przestąpiła z nogi na nogę. Poczekała, aż Antares założy kolczugę i wzięła rozłożony na łóżku wams.
— Ale ten miecz... On będzie taki ozdobny, prawda? Ceremonialny?
— Nie posiadam ceremonialnego ostrza, pójdę z tym, które mam.
— A nie będzie panu zbyt ciężko i za ciepło w tej kolczudze? Może jednak wolałby pan ją zdjąć.
Antares znieruchomiał, westchnął i popatrzył na Katrinę.
— Dziękuję za troskę — powiedział po chwili wymownego milczenia.
Kobieta już więcej się nie odezwała.


Dobrze, że wraz z Willem ustalili już wcześniej plan działania, bo tak jak opuścili komnatę pana Rehenzarta i podążyli za służącymi, tak nie mieli okazji ani odpocząć, ani pomówić na osobności. Antares nie zdążył powiedzieć ani słowa o tym, jak Will prezentuje się w swoim stroju, przyszło mu tylko do głowy, że naprawdę dobrze komponuje się z pozostałymi szlachcicami. Zarówno w ubiorze, jak i ogólnym sposobie bycia bibliotekarza można było wyczuć tę niewymuszoną łagodność i grację, jaką znaleźć można było wśród dobrze wychowanych i naturalnie uprzejmych osób.
Ślub faktycznie nie wyróżniał się na tle innych tego typu uroczystości. Państwo młodzi dopełnili wszelkich rytuałów prowadzonych przez kapłana, złożyli uroczyste przysięgi wiecznej miłości przed obliczem bogów i ludzi. Cóż, dla osób niespokrewnionych (albo jakichś dalekich kuzynów) był to kolejny ślub, jednak wydawało się, że dla państwa młodych był to jeden jedyny taki wyjątkowy dzień w życiu. Antares zawsze się trochę wzruszał w takich momentach.
"Się nie rozbecz, mięczaku," prychnął ten drugi, zaraz odwracając uwagę rycerza. "Jakbyś nie składał tych swoich debilnych ślubów i był choć trochę bardziej wygadany, sam byś już dawno przygruchał sobie jakąś panienkę i zmajstrował z nią gromadkę takich samych niewydarzonych bachorów, jak ty."
Ceremonia się skończyła, wśród wiwatów państwo młodzi przeszli do sali balowej, prowadząc za sobą korowód gości. Było trochę życzeń i pierwsze tańce, potem zaś podano obiad i przekąski. Antares jadł oszczędnie - o ile zawsze miał wilczy apetyt, o tyle teraz, kiedy wciąż czuł to nieprzyjemne łaskotanie w okolicach karku, które zwiastowało jakieś wiszące nad nim niebezpieczeństwo, zwyczajnie odechciało mu się jeść.
Zerkał wśród twarzy gości, ale musiał sam przed sobą przyznać, że nikogo za bardzo tam nie znał. To znaczy - część twarzy była mu znana, ale poza imieniem, nazwiskiem i pobieżnymi, ogólnymi informacjami, nic nie był w stanie powiedzieć o danej osobie, a już na pewno nie mógł pochwalić się zamienieniem z danym szlachcicem choć paru słów.
Toteż gdy służba uprzątnęła już talerze po obiedzie i każdy z gości zajął się raczej przekąskami i rozmowami w mniejszym gronie, Antares wstał i niezobowiązująco przeszedł się po sali, starając się może złowić wzrokiem jakiekolwiek podejrzane zachowania. Zerknął na Willa, który właśnie szedł w kierunku grupy jakichś szlachcianek i skinął mu porozumiewawczo głową.
Will rozmawiał, Antares snuł się wokół sali. Wzrok przenosił od tych paru tańczących par do grupek młodszych osób stojących tu i tam, do grup o wiele starszych, niemal statecznych szlachciców, którzy rozsiadli się strategicznie tak, by mieć w zasięgu stolik z przekąskami i dobry widok na wychodzących od strony kuchni służących, usłużnie dolewających wina do kieliszków. Co jakiś czas Antares zerkał też na państwa młodych, którzy wciąż siedzieli u szczytu stołu i prowadzili uprzejmą konwersację z panem Rehenzartem. Nic nie wydawało się nie na miejscu, nikt nie zachowywał się na pierwszy rzut oka podejrzanie, jednak rycerz nie mógł pozbyć się wrażenia nadciągającej zguby.
"Ty, Will gdzieś idzie."
Antares podążył wzrokiem i w ostatniej chwili uchwycił charakterystyczną barwę włosów bibliotekarza, który właśnie udawał się do ogrodu z jakąś kobietą. Rycerz uniósł brew.
"Wiesz co, powiedziałbym, że ten to się umie zakręcić. Ale..."
Antares zmarszczył nieco brwi - nie wiedział, co mogłoby skłonić Willa do opuszczenia stanowiska. Przecież mieli pilnować bezpieczeństwa państwa młodych. Jeśli jednak mężczyzna to robił, na pewno była ku temu ważna przyczyna. Antares zawahał się tylko na chwilę, ale w końcu podjął decyzję - odepchnął się od ściany, o którą do tej pory się opierał i wartkim krokiem podążył za Willem.
"... mam co do tego złe przeczucie."


Przed Antaresem rozpościerał się ogród. Otaczał posiadłość, a jego dobrze utrzymane alejki i bujna roślinność zapewniały przyjemne miejsce na przechadzki. Późne popołudnie sprawiło, że słońce nie grzało już tak mocno, powietrze drgało od delikatnego powiewu niosącego słodki zapach róż.
Antares początkowo chciał po prostu iść w mniej więcej tym samym kierunku, co Will i nieznajoma kobieta, ale zmienił zdanie. Schylił się nieco, przyczaił za jednym z krzewów i ostrożnie podążał w pobliżu. Do jego uszu dochodziły tylko strzępki rozmów.
"Stary, kurna, tu zaraz będzie jakaś akcja, ja to czuję w kościach..."
Kości mieli akurat wspólne i Antares czuł to samo.
Gdy pojawił się Ariel, atmosfera nagle zgęstniała, rycerz zapobiegawczo położył dłoń na rękojeści miecza i ukradkiem zbliżył się nieco, starając się nie szurać nadmiernie po drobnych kamieniach.
"Czekaj, żesz kurwa!" huknął na niego ten drugi, gdy Antares już miał wstać i dobyć miecza. Ariel ogłuszył Willa, bibliotekarz niemal upadł na ziemię, ale drugi mężczyzna podtrzymał go w ostatniej chwili.
"Przecież Will..."
"Zobaczymy, co dalej zrobią. Spokojnie, jeszcze sobie będziesz ratował księżniczki czy bibliotekarzy. Dawaj za nimi!"
Antares zacisnął lekko usta - nie mógł tu robić skandalu, ten drugi miał rację. Nie spuszczał wzroku z dwójki ludzi, którzy właśnie starali się niepostrzeżenie przemieścić gdzieś nieprzytomnego Willa. Mężczyzna podtrzymał jego ramiona, kobieta sięgnęła i dźwignęła bezwładne stopy, i w kilku krokach Will znalazł się w jakiejś osłoniętej bluszczem altance. Rycerz odczekał chwilę, by sprawcy opuścili miejsce, a następnie chyłkiem przemknął się do wnętrza altanki.
Will leżał na boku na stojącej wewnątrz ławce. Antares kucnął przy nim, potrząsnął jego ramieniem.
— Will? Will, obudź się!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz