niedziela, 20 czerwca 2021

Od Tadeusza CD Isidoro

𝔗
— A więc — zaczął Tadeusz, starając wdrapać się na to okropnie wysokie krzesło, które na pewno nie było przystosowane do anatomii większych i mniejszych gadów — zdań oczywiście nie zaczyna się od a więc, ale nie jesteśmy na zawodach retoryki, choć, muszę przyznać, w tych w moim skromnym mniemaniu poradzilibyśmy sobie nie najgorzej. — Tu zerknął na biednego, milczącego nadal Isidoro, prędko orientując się, że to prędzej on, niźli młody chłopak, zgarnąłby na nich jakąś lokatę. — Wracając, musimy podczas tego turnieju pamiętać, mój drogi Isidoro, że, choć zdecydowana większość graczy to amatorzy poszukujący jedynie chwili dostarczenia szachowej adrenaliny ku swym kończynom, tak w głębokich wodach tego niezbyt dobrze zorganizowanego turnieju — Tadeusz bowiem nadal odczuwał wielką urazę (i odrazę zarazem) do chłopaka, który powitał ich dnia poprzedniego przy rejestracji — czają się też groźni przeciwnicy gotowi zgarnąć nam sprzed nosa nagrodę. A tego nie chcemy, prawda?
Isidoro odrobinę zbyt gwałtownie pokręcił głową.
— Na szczęście, jak już ci powiedziałem — Tadeusz machnął swą łapą w kierunku kręcącej się po przybytku kobiety, chodzącej od stołu do stołu i teraz przecierającej brudną szmatą jeden z blatów — miałem przyjemność zaobserwować partię jednego z takich rekinów. I dobra wiadomość, to niezwykle beznadziejny przypadek — prychnął Softmantle z pogardą.
Kto wie, może był odrobinę zbyt pewny swych umiejętności. Może pycha i zuchwałość już dawno wyżarły jego wnętrzności, pozbawiając jakiejkolwiek skromności. W końcu zawsze miał do tego predyspozycje. A może, ale tylko może, coś lub ktoś zaczął dobijać się do świadomości eksmagika, który jeszcze nie był tego do końca świadom.
— Nie widział kilka razy mata, ale jego przeciwnik nie widział go kilkanaście. Niepotrzebnie poświęcał piony i bawił się w gambity, które w początkowych fazach turnieju nie mają jakiegokolwiek sensu. Przeciwnicy ich albo nie zauważają, albo te są zbyt zuchwałe jak na ten etap — zarechotała żaba. — Ale jednak ostatnie kilka ruchów należało do tych doskonałych. Szybkie, ostre, niepozwalające na jakąkolwiek kontrę. Jakieś wnioski?
— Grał tak, by zmylić przyszłych rywali? — zaproponował Isidoro, a Tadeusz, gdyby tylko mógł, uśmiechnąłby się szeroko, w kiedyś błękitnym oku przeskoczyłaby iskra dumy i zadowolenia z tak szybko łapiącego ewentualne fraszki ucznia.
— Bingo, mój drogi, bingo! Nie zagrał ani swojego najmocniejszego otwarcia, rozwinięcie było średnie, zbyt niepewne, nie rozwinął figur. Jedynie zakończenie nie pozostawiało jakichkolwiek złudzeń, a szanowny po prostu wolał zabawiać i podpuszczać swych ewentualnych, przyszłych przeciwników, niźli porządnie grać z tym, który siedział na przeciwko niego. Porządna strategia. — Tadeusz pokiwał głową, drapiąc się po swej żabiej brodzie. — Bardzo porządna. — Zarechotał cicho, napompował poliki.
— Och.
Żabie oko błysnęło z przekąsem.
— Nie bój żaby, swoje już przegrałem i wygrałem. Wiem, jak z takiego teatrzyku odczytać prawdziwy sposób gry takiej nieszczęsnej aktorzyny. A że pozwoliłem sobie zapisać jego partię… — Tadeusz sięgnął z poły swojego bardzo dobrze skrojonego fraka, wyciągając zza nich pomiętą notatkę z odpowiednimi oznaczeniami — to będziemy mieli materiał naszą dzisiejszą, wieczorną lekcję. Rozumiem, że się wyśpisz?
— Tak, tak, nie będzie problemu.
— Dobrze — Żaba skinęła głową, nagle orientując się, że jeszcze chwilę temu machała ręką ku pracownicy karczmy. Naburmuszyła się z tego powodu niezwykle. — Przepraszam bardzo, czy ktoś szanowny mógłby nas obsłużyć? — zarechotała głośno, ale rechot zaginął w cudzych rozmowach, stuknięciach kielichów i skrzypnięciach parkietu.
𝔗

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz