niedziela, 20 czerwca 2021

Od Apolonii CD Sophie


— I co wtedy zrobił? — mruknęła, szczerze niezbyt będąc zainteresowaną historią opowiadaną przez blondwłosego panicza, który, niezbyt elegancko, teraz siedział na jej cudownym, marmurkowym, kuchennym blacie, a swymi, zdecydowanie bardziej eleganckimi od swych manier, piętami obijał drzwiczki bardzo drogich szafek. Na szczęście nigdy nie musiała za nie płacić.
Dnia poprzedniego wydawał się być niezwykle interesującą i ekscytującą personą. Dnia następnego? Wręcz przeciwnie.
— Sprzedał tę ziemię. Swojemu wujowi.
— Ojej. — Wyrwano ją z oglądania swych paznokci i swej dłoni, bo, w jakże doskonale przemyślanym geście, uniosła ową do ust, zakryła wargi, podniosła brwi w zdziwieniu. — Ale żeby tak zarabiać na własnej familii? — prychnęła, zarzucając jeszcze niezaplecionymi włosami na swe plecy. Łydkę prawej nogi oparła na udzie tej lewej. Naga stópka kiwnęła się kilka razy w oczekiwaniu na dalsze słowa, choć, musiała przyznać, zdecydowanie bardziej podobała jej się wizja uciszenia panicza, którego słowa były raczej miałkie, niezbyt porywające, podczas gdy jego inne umiejętności, te manualne i niezbyt werbalne, uważała za warte docenienia.
— No mówiłem. Harpagon i oportunista. Obrzydliwy. I jeszcze, ale to zostawmy już pomiędzy sobą Apoloniu, podobno niezbyt wierny małżonce. — Oczywiście, wszystko pomiędzy nami — szepnęła. Nachyliła się ciut nad stołem, a ładne wargi wygięły się w jeszcze ładniejszym uśmiechu, podczas gdy w umyśle aktorki powstawały kolejne notatki, kolejne zwoje zawierające coraz to ciekawsze informacje. Spisywała listy w swej głowie, by następnie przelać je na papier i przesłać odpowiednim osobom.
Szlachcic sknera miał to nieszczęście, że Pola zdążyła bardzo polubić jego, najwidoczniej, biedną i młodziutką małżonkę, która wniosła do jego życia dosyć pokaźny posag. Przynajmniej tak szepnął jej na uszko majordomus, opowiadając, jak to suknie młodej pani nie są inkrustowane cudownymi kamieniami.
Apolonia westchnęła cichutko, palcem pocierając krwistoczerwony rubin spoczywający na palcu wskazującym. Powinna była nosić ten pierścień na serdecznym, ale od dawna tego nie robiła, a utalentowany jubiler doskonale dopasował biżuterię do drugiego palca prawej dłoni.
— Biedna kobieta. Mężczyźni potrafią być okropni — stwierdziła w końcu, a topazowe oko błysnęło z chytrym zamiarem w kierunku nadal siedzącego na blacie panicza.
— Ależ to piękne kobiety nas tak brzydko podpuszczają. — Chłopak zeskoczył z blatu i podszedł do aktorki, która musiała zadrzeć głowę, by zerknąć na jego, teraz ciut zarumienioną doskonale czytelną emocją, twarz. — Wiedzą, a jednak podpuszczają. — Pochylił się ciut nad nią, ciepły oddech przeleciał po falowanej , jeszcze nieułożonej grzywce.
— Nasza wina, że nie potraficie się opanować? Ja nigdy nikomu nie przysięgałam. — Pokazała zęby w uśmiechu, topaz oka przeleciał po męskich dłoniach nieskalanych jakąkolwiek pracą i wysiłkiem. Czyste.
Szlachcic parsknął śmiechem.
— Ja też nie. Jeszcze.
Kobieta parsknęła śmiechem.
— No tak.
Wstała od stołu, a gdy tylko przysunęła do niego krzesło, przy okazji ciut za bardzo zbliżając się do nadal nieruchomego panicza, zapukano do drzwi.
Apoloniowe brewki ściągnęły się w konsternacji, a czoło zmarszczyło się w namyśle, czy kogoś tego pięknego, słonecznego dnia powinna była się spodziewać. W końcu czynsz był opłacony, gospodyni nie pukała tak żwawo i głośno, a na ewentualne herbatki czy kawki było zdecydowanie za wcześnie…
Na twarzy zalśniła nagle idea, wargi rozchyliły się w malutkie „o”.
— A przecież mu mówiłam, żeby instruować ich, jak pukać, na bogów — jęknęła, już łapiąc za poły biednego i zdezorientowanego szlachcica. Kobiece dłonie wylądowały pomiędzy męskimi łopatkami, wypychając go delikatnie, oczywiście bardzo czule z kuchni. — No cóż, miło było, ale obowiązki wzywają. To posłaniec ze scenariuszem, muszę przygotować się do roli — kłamstwo bardzo łatwo wyślizgnęło się z krtani.
— Możemy przećwiczyć ją ra…
— Nie, nie, nie! I zepsuć ci niespodziankę? Nie ma mowy! — żachnęła się, łapiąc młodzieńca za ramiona i obracając go tak, by mogła spojrzeć na tę jego bardzo ładną twarz. Rozpogodziła się, pozostawiła swój pocałunek w prawym kąciku jeszcze ciut spierzchniętych ust. — Zobaczymy się na premierze. Lub prędzej, ale nic ci z aktorskiej tajemnicy nie uszczknę.
Sięgnęła dłonią ku drzwiom, zrzuciła łańcuszek blokujący wejście. Nacisnęła na klamkę.
— Do widzenia, mon cheri. — Popchnęła młodzieńca za drzwi, a ten dosyć zgrabnie wyminął się z czającą się za nimi dziewczyną. Po raz ostatni zerknął kątem błękitnego oka na Apolonię, niezwykle szczenięco, chcąc w ten sposób wywalczyć ostatnią chwilkę z aktorką. Nie zadziałało, ta poruszyła palcami w pożegnalnym geście, a gdy ten, skrzywdzony i tak bezwstydnie wyrzucony z mieszkania kobiety, zniknął na schodach, Apolonia spojrzała na stojącą przed nią postać krzyczącą wręcz jestem członkinią gildii. Sophie Egberts, jak w odpowiednim liście aktorce przekazano. — Przecież mówiłam Cervanowi, jak macie pukać, rozumiem, że nie przekazał?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz