wtorek, 22 czerwca 2021

Od Tassariona CD. Marty

Fioletowe ustka nie drgnęły. Ani jedno słowo nie zdołało uciec spomiędzy ich gładkiej powierzchni, by obdarzyć, wciąż lekko zaspaną, Marciuchnę choć krótką odpowiedzą, jakimikolwiek wyjaśnieniami na, tworzące się z wolna w dziewczęcej głowie, pytania.
Brak sił. Sił do wymamrotania tego jednego, prostego zdania, do dalszego skupienia, pozwalającego określić, dlaczego wątłe ciałko znalazło się na gildyjnej podłodze, dlaczego rudowłose dziewczę, niezwykle stanem elfa przejęte, kucnęło zaraz obok niego, wciąż próbując wyłapać modrymi oczyskami dwie, krwiste i połyskujące w ciemnościach iskierki. Otaczająca Tassariona rzeczywistość wydała się w tym momencie jedynie niewyraźnym snem. I potrzebował dłuższej chwili, by wspomnienia ponownie zaatakowały umęczony, wampirzy umysł, sprawnie białowłosemu przypominając, iż nie jest to pierwszy taki raz. Postać kostuchy nieraz muskała kościstą dłonią ostre, elfie poliki, cichym szeptem wabiąc w swe zimne objęcia.
Zadrżał pod obcym dotykiem – choć wiedział, że nie należy on do mrocznej, zagrażającej jego życiu, istoty – tak ciepłym w porównaniu do jego własnego, do lodowatego jestestwa, którym mógł się szczycić od ponad to dwóch wieków. Spracowane, dziewczęce paluszki wylądowały na tassarionowej buziuchnie, łaskocząc dotykiem szramę na bladym policzku, wciąż nie do końca wygojoną, wciąż elfie lico brzydko oszpecającą. Uniósł spojrzenie, a czerwone ślepka wylądowały wreszcie na koralowych, wykrzywionych w ciepłym uśmiechu, ustkach, by zaraz zerknąć prosto w te modre oczęta, błyskające w mroku tak charakterystyczną dla nich, przyjemną czułością. Pokręcił głową w poddańczym geście. Nie mógł dalej uciekać, jak i nie mógł dłużej łgać, z tak niezwykłą łatwością pozwalając, by kolejne kłamstwa opuszczały wampirzą krtań.
Wargi uchyliły się ostatkami sił, torując drogę słowom, które nigdy nie nadeszły. Nie miał nic więcej do powiedzenia, nic do dodania, kiedy słodki głosik rudogłowej odbijał się od ścian pustego korytarza, ani na moment nie pozwalając ciszy wygodnie rozciągnąć się na wszystkie strony pochłoniętego mrokiem nocy, budynku. Może i dobrze. Może i dobrze, że tych ostatnich chwil w błogiej nieświadomości nie musieli spędzać w kompletnej głuszy, milcząco wyczekując momentu, w którym pierwsze z nich zdecyduje się na jakikolwiek ruch.
Palce mężczyzny zacisnęły się nieco mocniej na tych Marty, niby to ostatnia kotwica trzymająca Tassariona przy zdrowych zmysłach, znękany umysł przy resztkach przytomności i odczekał dłuższą chwilę, cały czas zbierając się na ten jeden prosty, a jednak tak wiele od niego wymagający, gest. Szrama pod piersią paliła coraz mocniej, wbijając w blady tors kolejne szpile nieznośnego bólu. A Marta próbowała jedynie pomóc. Chciała jedynie pomóc. Elf nie sądził jednak, by po odsłonięciu tych pięciu, pozbawionych krwi dziursk, by po tym, jak w odłamkach pękniętego lustra dostrzeże tylko i wyłącznie swe własne, rumiane oblicze, faktycznie miała przy nim pozostać, jakkolwiek starając się uwolnić białowłosego od tych przeklętych boleści.
Powieki opadły na krasne ślepka, gdy na bladym czole pojawiły się trzy, brzydkie zmarszczki, tak bardzo niepasujące do szczupłej, szlachetnej twarzyczki elfa. Rozluźnił lewą dłoń, tą samą, którą chronił jeszcze przed chwilą swój przebrzydły sekret, całkowicie poddając się ostrożnym ruchom towarzyszącego mu dziewczęcia. I zrobiła to – odsunęła wampirzą rękę z tak charakterystyczną dla rudogłowej subtelnością. Z ciepłem i słodyczą, którą tak bardzo obawiał się stracić, a która miała odejść w zapomnienie wraz z jego nigdy niewypowiedzianą tajemnicą. Odwrócił głowę, czując na swym cielsku przeszywające, dziewczęce spojrzenie, teraz obserwujące jedynie te czerstwe, czarne rany, przypominające śmiercionośne cięcia na wyschłych ciałach truposzy. Ostatecznie wcale się zbytnio od nich nie różnił.
— Przepraszam — odparł krótko ochrypłym, zduszonym głosikiem, w tej chwili nie będąc zwyczajnie w stanie powiedzieć czegoś więcej. Ponownie, tak jak już nieraz, mógł ją jedynie przeprosić. Za te łgarstwa i szarady, którymi karmił niczego nieświadomy, dziewczęcy umysł.
it's happENING YALL

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz