piątek, 18 czerwca 2021

Od Williama cd. Antaresa

    William odetchnął z ulgą kiedy przyjechali na miejsce. Nie to, że miał coś do jazdy konnej. W końcu nawet jednym z jego małych marzeń było to, aby mieć własnego wierzchowca. Ale przez to, że nie podróżował za często w ten sposób, był trochę obolały. Jego ciało stanowczo aktualnie preferowało na przykład spacery. Dlatego też dość szybko zszedł ze zwierzęcia i z uśmiechem oddał je osobie, która miała zaprowadzić je do stajni. Rozejrzał się jeszcze raz, a w jego oczy rzuciła się służka stojąca przed dworem.
- Dzień dobry - przywitał się, podchodząc do kobiety.
- Dzień dobry - skłoniła się. - Proszę za mną.
Obaj panowie ruszyli za służką, która to przeprowadziła ich przez różne korytarze, aż w końcu im oczom ukazał się gospodarz, Magnus Rehenzart. Mężczyzna koło pięćdziesiątki, elegancko ubrany - najprawdopodobniej był to już strój na uroczystość. Na jego ustach widniał szeroki uśmiech.
- Witam. Zapewne musicie być osobami, które przysłał Cervan w związku z tymi pogróżkami. Magnus Rehenzart. Zapraszam - odezwał się, podchodząc do nich.
- Dzień dobry. Antares - odezwał się krótko wojownik.
- Dzień dobry. Nazywam się William Crox. Bardzo nam miło za takie ciepłe przywitanie. Jestem pewny, że razem zaradzimy jakoś tej całej sprawie - Will uśmiechnął się ciepło.
- Bez wątpienia. Ufam gildii i Cervanowi. Jednak nie przeciągajmy. Ślub mojej najdroższej Sonyi zacznie się za niedługo. Musicie się przygotować. Oto Katrina, która zajmie się tobą Antaresie - Magnus wskazał na blondwłosą służkę. - a to Elizabeth, jest ona przydzielona do Williama - tym razem wzrok skupili na rudowłosej służącej. - Zaprowadzą one was do pokojów, gdzie znajdziecie przygotowane dla was stroje. Możliwe, że zabraliście jakieś swoje, ale uroczystość jest specjalnie kolorystycznie przygotowana i nie chcielibyśmy, abyście za bardzo wyróżniali się z tłumu. Dlatego też z pomocą Cervana zapewniliśmy wam odpowiedni ubiór. Jak tylko skończycie, to zostaniecie zaprowadzeni do sali, gdzie odbędzie się cała uroczystość.
Oboje pokiwali głowami na znak zrozumienia i ruszyli za wyznaczonymi służkami. Już po chwili William znalazł się w odpowiednim pomieszczeniu. Od razu w oczy rzucił mu się strój, który został dla niego wybrany. Musiał przyznać, że na pierwszy rzut oka naprawdę spodobał mu się. Kiedy tylko spróbował zabrać się za zakładanie go, Elizabeth przerwała mu.
- Proszę poczekać, pomogę panu się ubrać - odezwała się pierwszy raz od kiedy się spotkali.
- Nie trzeba. Może i sam mam pewien stopień szlachecki, ale spokojnie poradzę sobie sam. Nie ma potrzeby, abyś mi pomagała.
- Nalegam. Jest to część moich obowiązków.
- Naprawdę nie trzeba.
- Proszę mi pozwolić. Muszę wypełnić swe obowiązki. Jeżeli pan Rehenzart by się dowiedział, że tego nie robię to mogłabym nawet stracić pracę - to trochę wpłynęło na mężczyznę. Nie chciał, aby przez niego ta dziewczyna straciła pracę i została wyrzucona na bruk.
- Dobrze. Proszę wypełnić swe obowiązki - odezwał się w końcu pozwalając służce na to, aby mu pomogła.

~*~*~*~

    William przejrzał się w lustrze, będąc już w pełni przygotowanym. Musiał przyznać, że granatowo-czarny strój ze srebrnymi dodatkami naprawdę dobrze komponował się z jego jasnoniebieskimi włosami. Ciekawe czy będzie mógł go potem zatrzymać… Nie obraziłby się, jakby tak się stało, a nawet byłby bardzo zadowolony.
- Możemy iść - powiedział do rudowłosej.
- Dobrze, proszę za mną - służąca ruszyła w kierunku drzwi.
Już praktycznie przy samej sali, bibliotekarz zauważył Antaresa, prowadzonego przez Katrinę. Także był już przebrany, ale jego strój był bardziej… prosty? Chociaż może nie do końca to dobre określenie. W każdym bądź razie bardziej pasował do wojownika, jakim był. Kolorystyka trochę różniła się od tej, która dostała się Willowi. Niebieski był już jaśniejszy, a połączono go nie ze srebrnym, ale z brązem, czernią i złotem. U jego boku mógł zauważyć miecz. Jednak najbardziej bibliotekarza ciekawiło to czy nadal miał na sobie kolczugę tylko pod całym tym strojem, czy może Antares został zmuszony, aby zostawić ją. Niestety nie było okazji, aby o to zapytać. Zanim zdążył, chociażby pomyśleć o tym, aby podejść do wojownika już byli w sali. Usiadł na wyznaczonym dla niego miejscu i skupiony oglądał uroczystość. Na samych zaślubinach nie działo się nic specjalnego. Wyglądały jak każdy inny ślub szlachecki. Chociaż musiał przyznać, że suknia panny młodej była naprawdę przepiękna. W końcu nadszedł czas, aby przenieść się do sali balowej na przyjęcie weselne. To był moment, na który czekał. Jak już wcześniej ustalili, to właśnie wtedy William miał rozejrzeć się po towarzystwie. Porozmawiać z ludźmi i sprawdzić, czy dowie się czegoś ciekawego, a nóż dowie się czegokolwiek powiązanego z groźbami albo i nawet kto je wysyłał. Spojrzał w kierunku Antaresa, który stał raczej pod ścianą, bardziej w kącie. Kiwnął głową w kierunku gości, na znak, że idzie na zwiady, a w zamian dostał krótkie potaknięcie.
- Dzień dobry, pięknie panie wyglądają - podszedł do grupy szlachcianek. Te od razu spojrzały na niego zaciekawione.
- Dzień dobry - każda po kolei przywitała się i dygnęła.
- Nazywam się William Crox, a panie? - uśmiechnął się szeroko, obserwując w międzyczasie uważnie wszystkie.
Większość nie przyciągnęła zbytnio jego uwagi. Nie wydawały się, aby miały coś knuć albo wiedzieć. Wyglądało na to, że raczej przyszły tutaj po prostu świętować.
- Kristy Barenschwert - momentalnie spojrzał na ową kobietę. Początkowo jej nie poznał. Sporo zmieniła się z wyglądu przez te lata, ale nie mógł zapomnieć tego imienia i nazwiska.
- Kristy? To naprawdę ty? - zapytał momentalnie.
- Widzę, że w końcu mnie rozpoznałeś drogi Williamie - brunetka uśmiechnęła się pod nosem.
- Może zechciałabyś przejść się ze mną na spacer? - wolał porozmawiać z dziewczyną sam na sam, bez zbędnego towarzystwa, szczególnie że miał pewność, że wtedy powstałoby mnóstwo plotek, a ich rozmowa byłaby na ustach wszystkich zebranych.
- Chętnie - Kristy chwyciła ramię bibliotekarza. Pożegnali się szybko z towarzystwem i skierowali się do ogrodów.
- Jak dawno się cię nie widziałem. Od czasów aż oboje ukończyliśmy akademię. Bardzo się zmieniłaś - postanowił zacząć rozmowę.
- To prawda, ale co tu się dziwić. Minęło tyle lat.
- Ale powiedz mi moja droga. Co ty tu tak właściwie robisz? Nie spodziewałem się spotkać tutaj nikogo znajomego, a jednak jesteś tutaj ty.
- Może tego nie wiesz, ale Sonya to moja rodzina. Jesteśmy kuzynkami. Co prawda dalszymi, ale nadal. Zresztą nie jestem tutaj sama.
- Niech no zgadnę. Jesteś tutaj z bratem? Ariel tu jest - nadal pamiętał, jak bardzo nierozłączne ów rodzeństwo było. Gdzie nie było jedno to i drugie się znalazło. Czasami William zazdrościł im tej więzi. Sam był jedynakiem i nie wiedział, jak to jest mieć rodzeństwo, a co dopiero takie, z którym masz tak dobre relacje.
- W rzeczy samej - skręcili za róg, kiedy nagle bibliotekarz poczuł, jak ktoś ciągnie go w tył. Na jego ustach znalazła się czyjaś ręka, a przy szyi mógł poczuć ostrze. - A oto i on. Witaj braciszku - brunetka uśmiechnęła się.
- Kristy. Dziękuję, że zdołałaś go tu przyprowadzić. Teraz raczej nikt nie zauważy jego zniknięcia - do uszu niebieskowłosego doszedł dobrze mu znany głos Ariela.
William kompletnie nie rozumiał, co się działo. W końcu jeszcze w akademii mieli całkiem dobre relacje. Można powiedzieć, że w pewnym sensie byli nawet przyjaciółmi. Dopiero po chwili w jego głowie wszystko się połączyło. Zrozumiał, że najprawdopodobniej groźby były ich sprawką. Jego oczy lekko powiększyły się na tę myśl.
- O. Widzę, że w końcu zrozumiałeś drogi Williamie. Jak już zapewne sam się domyśliłeś, to my stoimy za groźbami. Jednak nie łudź się. Nie dowiesz się niczego więcej. A jeżeli zastanawiasz się, dlaczego cię pojmaliśmy to prosta sprawa. Wiemy, jak bardzo inteligentny jesteś, do tego doszły nas słuchy, że dołączyłeś do pewnej gildii. Mógłbyś być zagrożeniem dla naszej sprawy, dlatego postanowiliśmy pozbyć się ciebie z obrazu najszybciej jak to możliwe - ponownie rozbrzmiał głos kobiety.
- Dobranoc przyjacielu - słowa wypowiedziane przez Ariela były ostatnimi, jakie usłyszał, zanim poczuł uderzenie w tył głowy, dzięki któremu stracił przytomność.

Antares?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz