poniedziałek, 14 czerwca 2021

Od Lei cd. Antaresa

Zajęłam się pałaszowaniem swojej porcji potrawki, której smakowity zapach drażnił moje nozdrza, uparcie przypominające żołądkowi, że od czasu zjedzenia kanapki parę ładnych godzin temu nic właściwie nie przełknęłam od rana. Przed misją z nerwów nie jadłam zbyt dużo, a organizm najwidoczniej uznał, że teraz trzeba uzupełnić braki. Po chwili dotarła do niego jeszcze jedna informacja: danie smakowało równie dobrze, jak pachniało, z pewnością każdy podróżny wychodził z progów karczmy syty i zadowolony.
Pomiędzy wędrówką łyżki od miski do ust zerknęłam też na siedzącego naprzeciw Antaresa, również jedzącego z werwą posiłek, więc przez dłuższy czas żadne z nas nie zamieniło słowa.
— Wracając do twojego pytania — zaczęłam w końcu, szukając odpowiednich słów. Rycerz zjadł swoją porcję dobrą chwilę wcześniej i jego wzrok błądził po karczmie, ale zwrócił się w moją stronę, gdy mnie usłyszał — zamierzam być w stałym kontakcie z rodziną, od Paula, mojego bratanka, dostałam nawet wyraźne polecenie, żeby opisywać ze szczegółami wszystkie misje i każdego potwora. Ma osiem lat, więc rozumiesz, biega wszędzie z drewnianym mieczem i bije pokrzywy. Pewnie gdyby cię spotkał i dowiedział się, że jesteś rycerzem, przyczepiłby się jak rzep i prosiłby o opowiedzenie każdej historii — urwałam na chwilę, uświadomiwszy sobie, że zboczyłam z tematu. — No, więc nawet ostatnio wysłałam list, ale pewnie się zejdzie, zanim dotrze...
— Cóż, w tym wieku chłopcy często mają podobne marzenia — stwierdził, a ja nie mogłam zrobić nic innego, jak tylko żywo przytaknąć. Ciekawe, czy już ośmioletni Antares chciał zostać rycerzem? Na samą myśl o ośmioletniej wersji towarzysza uśmiechnęłam się do siebie.
W tym momencie kelnerka z szerokim uśmiechem postawiła przed nim górkę apetycznie przypieczonych kiełbasek, wśród których szkliła się cebulka. Na talerz położyła również dwie grube pajdy chleba.
— Zaraz jeszcze przyniosę stek, tata już kończy przygotowywać. Jakby coś jeszcze było trzeba, proszę wołać. Dla panienki też coś jeszcze przynieść? — wyćwiczonym ruchem zgarnęła miskę mężczyzny i pytająco spojrzała na moją.
— Nie, nie, dziękuję. Jeszcze nie skończyłam swojej porcji — zaczęłam bawić się łyżką i szurać nią delikatnie o dno miski.
—  Jasna sprawa. To ja biegnę po stek.
— Dziękuję — Antares skinął głową dziewczynie, a ta uśmiechnęła się raz jeszcze i zaczęła iść w stronę kuchennych drzwi, zgarniając po drodze kilka pustych kufli.
Mężczyzna zabrał się za kiełbaski, a ja z kolei wróciłam do swojej potrawki, która zdążyła już prawie wystygnąć. Kiedy skończyłam, otarłam usta i zaczęłam przyglądać się Antaresowi: zajął się kiełbaskami z takim zapałem, jakby potrawka była tylko odległym wspomnieniem. W duchu obiecałam sobie, że następnym razem zrobię więcej kanapek, chociaż ich wystarczająca liczba pewnie nie zmieściłaby się w jukach.
Z zamyślenia wyrwał mnie jednak męski głos, który przebił się przez ciżbę gości, wyróżniając się nieco podniesionym tonem i przyśpieszonym tempem mówienia. Samo w sobie nie byłoby to może jeszcze takie dziwne, dałoby się wytłumaczyć chęcią upewnienia się, że kelnerka usłyszy zamówienie. Mógł mówić szybciej, żeby o kilka cennych sekund przyśpieszyć podanie posiłku, w końcu czas to pieniądz. Cos jednak przykuwało uwagę w nerwowym połykaniu końcowych sylab, w mocnym, męskim głosie, w którym dało się słyszeć od czasu do czasu drżenie. Odruchowo skupiłam uwagę na jego właścicielu, postawnym mężczyźnie średniego wieku, siedzącym raptem ławę dalej. Zamówił właśnie kufel piwa, a dziewczyna niosąca talerze - w tym stek dla Antaresa - zmarszczyła brwi, słysząc jego prośbę. Zapewne zwracał się do niej już któryś raz z kolei i choć oznaczało to większe zyski dla gospody, po którymś trunku z kolei trzeba było na danego gościa uważać dużo bardziej, zwłaszcza jeśli był tak potężnej budowy.
— Proszę pana... zmęczony... wody? — udało mi się wychwycić strzępki słów, które wypowiedziała.
Nieznajomy uderzył pięścią w stół i powtórzył swoje żądanie. Kelnerka wywróciła oczami i wskazała na talerze, które akurat niosła, z czego pierwszy powędrował właśnie do Antaresa.
— I na zdrowie! — zawołała, choć już nieco mniej żywiołowo niż wcześniej.
— Dziękuję.
— Trudny klient? — zapytałam, z niepokojem ściągając brwi. Musiała być i tak zmęczona ciągłym bieganiem i obsługiwaniem takiego tłumu, a tu na dodatek takie coś.
— Przyzwyczaiłam się — wzruszyłam ramionami — jakby co, to tata go wyrzuci, proszę się nie przejmować. Tamten miał też ciężki dzień, po trzecim kuflu zaczął mi coś opowiadać o Taewen, chyba miał jakąś nieprzyjemną przygodę. Bywa i tak. Ale, naprawdę, proszę się nie martwić i jeść, smacznego — odeszła, by rozdać kolejne porcje.
Antares, siedzący tyłem do mężczyzny, teraz się odwrócił i po chwili wyłowił z przerzedzającego się już tłumu. Spojrzeliśmy na siebie, najwyraźniej oboje próbowaliśmy skojarzyć, czy te nieprzyjemne doświadczenia z Taewen mogły mieć jakiś związek z naszą misją.
— Sądzę, że moglibyśmy dowiedzieć się czegoś przydatnego — powiedział, ostrożnie dobierając słowa. Przegryzłam wargę i pokiwałam głową, również niepewna. Po takiej ilości piwa mógł być bardziej skory do zwierzeń, ale było też to jednak dość ryzykowne, drugą opcję uznałam jednak za mniej prawdopodobną. Skoro wcześniej sam zaczął temat, może teraz też będzie chciał go kontynuować? Na szczęście miejsca obok mężczyzny nie były zajęte, zapewne nikt się zbytnio nie kwapił, by dotrzymać mu towarzystwa.
— Byłoby dobrze, mamy jednak dość mało informacji.
Zsunęłam się z miejsca, zaraz też się jednak zatrzymałam, przypominając sobie o steku rycerza, no i o tym, że nic właściwie nie ustaliliśmy. Może warto byłoby jednak chwilę zaczekać?

Antares?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz