wtorek, 1 czerwca 2021

Od Sophie cd. Lei - Misja

Mężczyzna sprawiał wrażenie człowieka miłego i uprzejmego. Sophie zaniepokoiła się jednak słysząc, że dopytuje o "resztę drużyny" - przecież na ową resztę drużyny składali się co najwyżej Lakmus i Helios, którzy ich tu przywieźli. Prawda, burmistrz zapewne sądził, że z Gildii przybędzie grupa rosłych i odważnych śmiałków, zdolnych rozwiązać każdy konflikt za pomocą gołych pięści, zaś Lea i Sophie zdecydowanie nie wpisywały się w ten obraz. Cóż, Sophie była przyzwyczajona do tego, że ludzie nie biorą jej na poważnie - jej niski wzrost, szczupła sylwetka i dziecięca twarz sprawiały, że odejmowano jej lat i niedowierzano w kwestii osiągnięć. Jeśli chodziło o Leę, to nawet nie było co odejmować od jej wieku - dziewiętnastolatka była pewnie synonimem braku doświadczenia życiowego dla ludzi w wieku burmistrza.
Alchemiczka zwróciła uwagę na równe grządki, rozsiane tu i tam rabaty kwiatów, i na starannie naoliwiony mechanizm bramy. Burmistrz był człowiekiem dbającym o szczegóły, a to dobrze rokowało. Skoro tak, powinien móc udzielić im precyzyjnych i dokładnych informacji, a na takich Sophie wolała polegać. Według niej lepiej było mieć mniej informacji, ale być ich pewnym, niż tonąć w plotkach, spekulacjach i przeczących sobie wypowiedziach - to tylko zaciemniało obraz sytuacji.
Obie kobiety weszły do środka - powitało je wnętrze równie schludne i starannie utrzymane, co i otoczenie domu. Burmistrz zaprowadził je do niewielkiego pokoju, który mógł pełnić funkcję i salonu, i gabinetu, choć oba te słowa były może nieco na wyrost. Salon i gabinet kojarzyły się w końcu ze szlachecką lub chociażby mieszczańską siedzibą, burmistrz zaś nie należał do żadnej z tych klas społecznych.
— Panienki niech sobie usiądą i się rozgoszczą. Tu, przy stoliku proszę. Zaraz przyniosę herbatę. Zrobię więcej, pewnie inni niedługo dołączą, prawda?
Nie było rady, trzeba było oświecić burmistrza w kwestii liczności drużyny.
— To nie będzie konieczne — odpowiedziała mu Sophie. — Przybyłyśmy we dwie.
— Ach — mruknął tylko, wesołość zaraz gdzieś wyparowała. — Cóż, skoro tak... Pójdę po tę herbatę.
I zniknął w trzewiach domu.
Przez chwilę panowała cisza, Sophie dostrzegła lekkie napięcie u Lei.
— Nie martw się, poradzimy sobie — starała się ją pocieszyć.
— Nie zrobiłyśmy dobrego pierwszego wrażenia... On nie wierzy, że sobie poradzimy.
Alchemiczka pokiwała głową.
— To nie jest pierwszy raz, gdy mnie coś takiego spotyka. Jedyna opcja - udowodnić mu eksperymentalnie, że się myli — Sophie uśmiechnęła się do niej.
Burmistrz wrócił, postawił herbatę na stole i też usiadł. Nie zaproponował żadnych ciastek
— Dobrze, to czego panie by się chciały dowiedzieć? To jest bardzo trudna i niebezpieczna sprawa - nie jest tak, że nie próbowaliśmy rozwiązać jej na własną rękę — powiedział, splatając dłonie. Sophie wyczuła, co chciał dodać - Sprawa jest poważna, a Mistrz Cervan ją zlekceważył, posyłając dwie dziewczynki.
— Zacznijmy może od nieco pełniejszego przedstawienia nas, wcześniej nie było ku temu czasu. Chciałabym, żeby nie miał pan wątpliwości co do naszych kompetencji. Ja nazywam się Sophie Egberts, Doctor Alchemicae et Philosophiae Naturalis Uniwersytetu w Sorii. Jestem alchemiczką, specjalizuję się w przemianach materiałów nieożywionych w organiczne. Towarzyszy mi Lea Harwell, najzdolniejsza łowczyni i łuczniczka w Gildii, obdarzona sokolim wzrokiem — powiedziała, mając nadzieję, że ani Aurora, ani Fiona nie będą zgłaszały pretensji do obu tych tytułów.
Burmistrz uniósł brwi, widać okrągłe zdania zrobiły na nim jednak nieco wrażenia.
— Od momentu, gdy wysyłał pan list do Gildii siłą rzeczy minęło nieco czasu. Chciałybyśmy najpierw usłyszeć, czy w tym czasie miały miejsce jeszcze jakieś niepokojące zdarzenia. Czy może do Ravenglen przybyły jakieś nowe, nieznajome osoby?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz